Dziennik Kirin-ninja



Dzień 1:

Do naszej pięknej wioski przybyła sama księżniczka Luna. Powiedziała, że szuka ochotników do poznania supertajnych technik kirin-nindża, których nawet Celestia nie ogarnia. Mamy strzec pokoju w Equestrii i tyłka jej siostry, bo gwardia to leszcze większe niż córka Sombry. W ramach demonstracji, Luna okręciła wokół swojego zadka kilometr drutu kolczastego, a potem zjadła hełm Rain Shine. Byliśmy pod wrażeniem… 

Potem powiedziała, że jak ktoś się nie zgadza to zostanie wysłany do tulaśnych lochów, wytulany na śmierć i rozstrzelany pęczakiem z potężnego trebusza. 

Ponieważ znów wleźliśmy do Rzeki Ciszy, nikt nie protestował, bo nie potrafimy już mówić. Luna była pod wrażeniem…

Dzień 2:

Dolecieliśmy do Canterlotu. Luna powiedziała, że jest z nas dumna i że do końca treningu wszyscy z nas umrą, ale to jest poświęcenie na które jest gotowa. Dodała też, że jak ktoś umrze bardziej to jej siostra wytuli go we wszystko, co tylko można. Kiedy Autumn zapytała o zaklęcia bojowe, Luna zagotowała się szybciej niż owsianka i przez resztę dnia tłumaczyła, że zaklęć to byle córka Sombry może używać, a prawdziwy kirin - nindża potrafi za pomocą naleśniczka rozbić kompanię gryfów. Dodała też, że dobrze rzuconym kucem ziemskim można strącić z nieba Chrysalis. Trzeba tylko użyć Applejack i celować w zadek.

Dzień 3:

Ponieważ każdy kirin-nindża musi umieć chodzić po ścianach, już od samego rana Luna zaczęła nas uczyć tej tajemnej sztuki. Do południa potrafiliśmy wejść na wysokość czterech metrów, zjeść naleśniczka i spokojnie zejść na dół. Potem wchodziliśmy na dziesięć metrów. Cinder Glow dostała lęku wysokości, ale nie odpadła od ściany, bo na dole Luna postawiła Rarity z wiadrem lodów, gotową jojczyć na wszystko, co tylko można. W przerwie, wszyscy przebiegliśmy po murze koszar i polecieliśmy galopem na kebaba. Wieczorem, Pani Nocy rozstawiła pułapki i powiedziała, że Celestia wytuli we wszystko każdego, kto w nie wpadnie. Potem kazała nam chodzić po suficie.

Dzień 4:

Chodzenie po suficie opanowaliśmy do perfekcji przed północą. Rano do koszar przybiegła Cadance mówiąc, że w nocy ktoś powykręcał żarówki w całym pałacu i Chrysalis w kompletnej ciemności pomyliła ją z Shining Armorem i wytuliła za wszystkie czasy. Nie mogąc porozmawiać z Luną, strzeliła focha i wróciła do pałacu. Dopiero po południu księżniczka wyszła ze swojej kwatery, wyglądając jak obraz Trixie i rozpaczy. Okazało się, że Luna wpadła w przestawioną przez Rain Shine pułapkę i przez trzy godziny była tulona przez POTĘŻNĄ Celestię. Następnie kazała nam wkręcić żarówki z powrotem na swoje miejsce, oprócz fragmentu pałacu zajmowanego przez jej siostrę. 

Dzień 5:

Z samego rana do koszar przybyła sama księżniczka Celestia. Najpierw kazała oddać wszystkie żarówki, a potem wręczyła nam ordery za wspaniałą akcję dywersyjną. Minionej nocy Chrysalis, zmylona światłem, na pełnej Yonie wpadła do jej komnaty, gdzie rozegrała się epicka walka o tytuł najtulaśniejszej pod słońcem. Pani Dnia opowiadała Lunie, że Chrysalis tuliła krzepko, ale ona sama tuliła więcej niż tysiąc razy i wyczerpana, oraz konkretnie pognieciona królowa ogłosiła kapitulację. Na koniec Celestia dodała, że choć umiemy chodzić po suficie, to klopiemy przy tym kopytkami głośniej niż Rarity jojczy i musimy to poprawić, albo nas wytuli we wszystko. Zaczęliśmy się bać.

Dzień 6:

Od samego rana próbujemy ograniczyć klopanie podczas chodzenia po suficie. Perspektywa bycia wytulonym we wszystko, co tylko można, działa bardzo motywująco. Szczególnie, jeżeli tulącym jest sama księżniczka Celestia. Najpierw jednak przebiegliśmy po murze i pogalopowaliśmy na kebsa. Na głodnego to tak ciężko się kopytkuje po suficie. Wracając, przestawiliśmy w lepsze miejsca wszystkie pułapki, jakie zastawiła Luna, byśmy przestali wreszcie szturmować okoliczne kebaby, bo wyjadamy wszystkie zapasy ostrej koniczyny na grubym cieście i dla niej już nie starcza. 

Przez resztę dnia tupaliśmy po pałacowych sufitach próbując być jak najciszej. Za drugim okrążeniem, ze swojej komnaty wyleciała rozsierdzona Celestia krzycząc, że ma ważną naradę i jak nas jeszcze raz usłyszy, to nas wytuli tak, że ojej, a potem jeszcze bardziej. Na koniec krzyknęła, żebyśmy zakładali lunofilce jak biegamy po suficie. Rain Shine ze strachu odpadła z sufitu i spadła Celestii na głowę. Księżniczka zgarnęła ją i wrzuciła do swojej komnaty.

Do końca dnia baliśmy się zejść na ziemię. Dopiero jak zapadła noc wróciliśmy do koszar. Autumn Blaze wyciągnęła butelkę Jagodzianki i wypiliśmy za spokój duszy wytulonych towarzyszy.

Dzień 7:

Z samego rana do naszych kwater wleciała.... Rain Shine. Dosłownie. Konkretnie pognieciona Luna, wrzuciła nieprzytomna kirinkę przez okno i już miała wrócić do siebie jak zjawiła się Celestia i pomogła doprowadzić ją do porządku. Luna dostała wreszcie upragnionego kebsa. Księżniczka zapytała się jakim sposobem daje to tyle siły i że jest z nas dumna bo wprawdzie Celestia jest najtulaśniejsza, ale przepełniona mocą ostrej koniczyny na grubym, Rain Shine była jeszcze tulaśniejsza. 

Autumn Blaze wzięła Celestię na grzbiet, przebiegła z nią przez mur i popędziła do kebabowni. Wróciły dopiero późnym wieczorem. Nigdy nie widzieliśmy tak POTĘŻNEJ Celestii. Księżniczka promieniowała potęgą niczym reaktor w Czarnogrzywie.

Dzień 8:

Zostaliśmy obudzeni przez Lunę w otoczeniu dywizji elitarnej gwardii i oskarżeni o zamach na zadek jej wysokości. Okazało się, że Autumn Blaze zapomniała powiedzieć Celestii, że prawdziwy kebab pali dwa razy. Uzbrojeni w naleśniczki z łatwością rozbiliśmy gwardzistów w pył. Luna płakała... ze wzruszenia. Celestia, świadoma potęgi kirin-nindża zdążyła jednak wezwać posiłki i aktywowała protokół 40:1: czterdziestu gwardzistów na metr kwadratowy pałacu.

Potem razem z Panią Nocy przekradliśmy się do komnaty Celestii i przeprosiliśmy za te małe nieporozumienie, dając w prezencie skarpetki z wełny z grzywy Rain Shine i kupon zniżkowy na kebsa. Księżniczka w podzięce nauczyła nas kilku tajemnych technik ZAJITSU. Do końca dnia imprezowaliśmy w komnacie Celestii, zażerając się kebabami i pijąc Jagodziankę z prywatnych zapasów Pani Dnia. I ucząc się sztuk walki zadkiem. Jak dodała Luna, prawdziwy kirin - nindża może swoim plotem przebić cztery metry zbrojonego betonu. 

Wróciliśmy przebiegając na pełnej Yonie po rozstawionej gwardii. Nawet nie potrzebowaliśmy naleśniczków! Celestia ze wzruszenia uroniła jedną łzę.  

Wieczorem wypiliśmy resztę Jagodzianki za zdrowie Celestii i za dusze pokonanych gwardzistów. 

Dzień 9: 

Dostaliśmy nowiutkie lunofilce! Cinder Glow na pełnej Drżypłoszce wbiegła na sufit tupiąc ile tylko fabryka dała, jednak nie wydając przy tym żadnego odgłosu. Nastała nowa era dreptania po suficie!

Dzień 10: 

Ponieważ gwardia nie jest zdolna do czegokolwiek sensownego zostaliśmy wyznaczeni do koszenia trawy w pałacowym ogrodzie. Kopytkami, bo kosiarki to byle Trixie może używać. 

Dzień 11:

Do naszych kwater znów zawitała Celestia. Zapytała się, czemu trawa w ogrodzie się klei i pachnie jak sos z kebaba, a na dodatek wszędzie jest porozrzucana niedojedzona pita.

Poprzedniego dnia zamiast kosić trawę kopytkami zalaliśmy ją ostrym sosiwem, a potem zeżarliśmy. Pita to pomysł Rain Shine, która stwierdziła, że bez chleba się nie najesz. Tak opędzlowaliśmy całe dwadzieścia hektarów królewskiego ogrodu. Cinder Glow z rozpędu wciągnęła trzy jałowce. I jedną gruszę. 

Mimo groźby wiecznego tulenia nie pisnęliśmy nawet słowa. 

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem jak tych 40 gwardzistów się mieści na metrze kwadratowym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elitarna gwardia księżniczek nie takie rzeczy po cydrze robiła.

      Usuń
  3. A'propos żarówek, czy wiecie, ilu trzeba alicornów do wkręcenia żarówki?

    - Czerech. Twilight Sparkle śpiewa, że nie potrafi, a pozostałe śpiewają, że wierzą w nią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Heheh...to jest naprawdę świetne. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Próbowałem czytać ni śmijąc się....
    I powiem Ci, że grtuluję bo roześmiałem się, aż siedem razy.
    (Dobrze że nie grozi mi wytulenie na śmierć... Bo jestem małotulaśny...)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelka!Zrobiłeś mi tym tekstem tydzień!Dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale jazda. Też bym sobie w lunofilcach pomiatał pęczakiem czy innymi naleśniczkami z tulaśnego trebusza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawdziwy kebab, pali trzy razy. Na wejściu i obu wyjściach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty