GalaCon 2019 - relacja


GalaCon! Wspaniała impreza pełna kucyków, tuż za naszą granicą... przez którą się wykosztowałem, nadenerwowałem i narobił hotdogów, byle tylko jechać i porozmawiać z Andreą Libmnan! Impreza przez którą prócz marcowego KPMu nie "zaszczyciłem" swoją obecnością żadnego innego meeta w tym roku. Powiem Wam jednak jedno. Było bolernie warto, nawet jeśli ograniczały mnie fundusze.
Podczas, gdy wszyscy (czytaj, redakcja; czytaj, Wonsz i Kredke) napalali się BronyConem, moje myśli od długich miesięcy krążyły wokół jednego. Jak zrobić dobrą bezę cytrynową. No dobra, wokół dwóch, bo jeszcze ten konwent się napatoczył i było wiadomo, ze będę musiał jechać, gdy zobaczyłem drugiego gościa specjalnego. Tak, Andrea Libman, głos Fluttershy, kuca przez którego musicie mnie znosić. Podziękujcie tej Pani. Kolejne miesiące przyświecały mi tej misji, by zobaczyć ją. Jak bardzo mnie wzięło? No wiecie, poszedłem do pracy i znosiłem upokorzenia na stacji benzynowej. To coś znaczy, co nie?



Skończmy jednak smęcić. Zbieranie kasy trwało. Plany się sypały, a moja pierwsza zbiórka zakończyła się fiaskiem przez co od lutego zbierałem kasę od nowa. Choć łudziłem się, że dochapam się tych trzech tysi, to jednak przez nieprzewidziane okoliczności musiałem zadowolić się jedną trzecia z tego. Dałem radę głównie dlatego, że postanowiłem kupić bilet w maju. Zachciało się wejściówki Plus i ponad siedem stów odleciało. Oczywiście w międzyczasie kusiły takie Kucykony czy inne meety, jednak nie było o tym mowy. Sam hotel łatwiłem na ostatnia chwilę, gdy Bronix zaproponował wspólny pokój. Czy się da? Oczywiście, że się da! Płacisz co prawda 50€ za noc w Stuttgarcie, ale się da.


Przejdźmy jednak do samego wyjazdu, który trzeba było ograniczyć czasowo... i finansowo... Tsa... Polikombinator w akcji. Postanowiłem wyjechać już w czwartek. W końcu "Hej! Mam brata mieszkającego pod Frankfurtem! Na pewno da mi wypocząć przed samą podróżą na konwent i da zapomogę". Spełniło się to tylko częściowo. Nocleg mi dał, co było zbawienne po dwunastu godzinach podróży w busiku, w którym czasem tak telepało, że zastanawiałeś się kiedy wyleci w powietrze. Już początek podróży był fajny, gdy wyjeżdżając z Głogówka, kierowca tak popisał się kunsztem prowadzenia, że niemal człowiek wyleciał przez okno. Mars Przewozy! Polecam serdecznie!

Jednak dotarłem na miejsce (czyli do brata, na konwent to jeszcze trochę), koło szóstej bodajże i po jakiejś krótkiej rozmowie uderzyłem w kimę podczas gdy moi gospodarze udali się do pracy. Oczywiście marudząc, że jestem tak krótko i większość czasu będę w Ludwigsburgu. To był też jeden z powodów dla którego opuściłem Aukcję Charytatywną i Ceremonię Zamknięcia (na tej otwarcia też nie byłem, ale cii). Po prostu wypadało z rodziną dłużej posiedzieć.


Nadeszła wreszcie ta sobota! Przy okazji, jeśli kiedyś zrobicie sobie bazę wypadową na GalaCon, powiedzmy w Dortmundzie, radzę wam, bilety kolejowe do Stuttgartu kupcie z miesięcznym lub lepiej kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Zaoszczędzicie w ten sposób sporą część kasy. Porównanie? Ten sam pociąg z Frankfurtu kosztował w czerwcu 30€ podczas gdy na tydzień przed imprezą był dostępny za 60€. Spora różnica, co? Wracając. Podróż do Stuttgartu była przyjemna i krótka. Zajęła mi jakąś godzinę z hakiem, więc po dziewiątej byłem o rzut beretem od GalaConu.

Dla niewtajemniczonych, powiem wam, że sam dworzec w Stuttgarcie jest... dziwny, ale za to widoczki były całkiem śliczne, więc jak będziecie mogli, przejdźcie się po mieście. Do pociągu w stronę Ludwigsburga miałem trochę czasu, bo na pierwszy się spóźniłem o dosłownie minutę. Przynajmniej w tym czasie mogłem ogarnąć gdzie co jest i kiedy następny transport odjedzie. Poszwendałem się, kupiłem magnes i czekałem jak na szpilkach kiedy ten pociąg podjedzie. Nie musiałem długo czekać i w mig siedziałem sobie w wagonie RegionalBahny patrząc przez okno. I nie ma, że sam. Niemal od razu podszedł do mnie gostek w długich włosach i z uśmiechem się dosiadł. Podróż minęła w milczeniu, ale po wyjściu to inna bajka. W tym pociągu już była spora grupka broniaczy, na którą mało kto zwracał uwagę..



Po początkowym nieogarnięciu gdzie co jest jaki mam zawsze, gdy po raz pierwszy wysiądę w nowym miejscu, udałem się z tłumem na Forum. Wtedy też miałem okazje pogadać z moim sąsiadem z pociągu. Strasznie miło usłyszeć pochwałę swojego języka niemieckiego. Cieplej wtedy na serduszku. Podróż, a właściwie piesza wycieczka minęła na rozmowach o konwentach i podróżach. To już całkiem inne doświadczenie niż rozmowy z niemieckimi "kolegami po fachu" na Discordzie.

Forum okazało się bardzo ładnym budynkiem i to całkiem sporym. Z zewnątrz nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Już na początku dał się poznać taki mały kolejkon, ale jak widziałem, dość dziarsko mknął do przodu. Na szczęście ja miałem boczne wejście, gdzie otrzymałem swój ident niemal natychmiast. Po czym nastąpiło...

WEJŚCIE!



I tu od razu rzucają się miedzy tym co tam, a tym co u nas. Ogromna przestrzeń, po której na pewno przynajmniej setka ludzi wędrowała od stoiska do stoiska wydawała się pusta, ale dobrze wiedziałem, że to dopiero początek, bo później liczba ludzi z autyzmem znacząco wzrosła. Po kilku dryndnięciach udało się spiknąć z Kredkem i resztą ekipy. Niemal natychmiast poszliśmy na mały obchód, gdzie można było spotkać artystów i nie tylko, których dotąd znałem tylko z literek na ekranie laptopa czy kilku obrazków lub figurek. Niepewnie, bo niepewnie, ale udało mi się nabyć "dobra" przysługujące z wejściówki Plus i o ile koszulka mogła nieco zawieść, o tyle torba jest naprawdę genialna i do tej pory uważam ją za najlepszą rzecz z GalaConu, no, zaraz obok pewnego obrazka.



Dość szybko spotkałem też moim znajomych z forum bronies.de i w tym miejscu pozdrawiam Der COmmandera i Atom.Fliege z którymi spędziłem miło czas po panelu z aktorami głosowymi. Po krótkiej wymianie zdań ruszyłem na obchód, początkowo bliżej Kredke, a następnie samemu i przyznaję, że to zupełnie inny świat. Ogrom stoisk wręcz powala nie mniej niż same ceny. Liczba uczestników robiła ogromne wrażenie, a to że gdzie nie spojrzałeś widziałeś kucyki było po prostu piękne. Oczywiście kolejnym punktem do którego musiałem ruszyć była rejestracja na PlushieCon, gdzie przyznaje stałem niemal najdłużej w jakiejś kolejce, która o dziwo nie była aż tak długa. Tylko każdy pluszaczek musiał być dokładnie obejrzany. Tak samo jak mój pluszowy Green Globe, no bo wiadomo, wyjątków nie ma. 



Wrodzoną ciekawością wiedziony przemierzałem kolejne nieprzebyte korytarze, gdzie Poli swego kopytka jeszcze nie postawił, zahaczając choćby o bufet (polecam, niczego nie jadłem, ale sianoburger z czymś tam brzmiał naprawdę dobrze) i wtedy usłyszałem JĄ! Nie dało się tego pomylić, to był głos Pinkie Pie, a więc i Fluttershy i brzmiał... tuż przede mną. Oczy mi się zaświeciły, bo już znałem mój kolejny cel. W mig ogarnąłem jak dostać się do kolejki i pognałem schodami w górę by ustawić się w niej, a ma "peleryna" za którą służyła flaga leszczyńskiego fandomu spięta przypinką z konwentu powiewała na wytworzonym przez pęd wietrze! W kolejce spędziłem jakieś dwie godziny, może krócej, słuchając Jamesa opowiadającego o swoich konwentowych wojażach i natykając się na gostka, któremu spodobała się flaga na moich plecach. Po trzynastej zostaliśmy na schody prowadzące do stanowiska gdzie mogliśmy nabyć autografy. Tylko tu czekała mnie niemiła niespodzianka. Byłem gotów na to, że podpisy będą kosztować 5€ jak opowiadał Kredke, jednak cena poszła w górę i za jeden podpis trza było dać drugie tyle. Tak samo za zdjęcie, a jak coś była dostępna opcja podpisu i zdjęcia za 15€, zaś dla najbogatszych istniała możliwość nagrania się gościa specjalnego na twój telefon. Tylko 35€. Cóż, musiałem się ograniczyć do autografów dla mnie i Lunałki, która mi przygotowała do tego obrazki. Niemniej, kijowa sytuacja dla biedaka cebulaka mającego jakieś 60€ wolnych środków w kabzie.



Nadeszła ta wiekopomna chwila i... dałem plota po całości xDDDD. Najpierw się zaplątałem przy stanowisku przez co dostałem kartoniki na trzy podpisy i nie uwzględniono mojego zapytania o "combo". Potem było gorzej, bo jak stanąłem przed Andreą, to tylko język mi się związał i momentalnie cały mój angielski uciekł z głowy. W ten oto sposób zrobiłem z siebie idiotę przed Libman, która chyba chciała mnie tylko jak najszybciej zbyć. Na szczęście humor poprawiła mi Tabitha, przy której atmosfera się rozluźniła. Jak sama powiedziała: "Nie ma się czym stresować! Jesteśmy tylko bandą idiotów!". Taby to naprawdę ciepła osoba. Bardzo spodobały się jej obrazki, na które zebrałem autografy i przy okazji złożyła mi życzenia urodzinowe, przez co zyskałem nieco pozytywnego humoru. Pogadałem z nią przez chwilę także w niedzielę. Jak tu nie uwielbiać naszej Księżniczki Nocy?!


Dalszy ciąg dnia to szwendanie się i tulenie napotkanych cosplayerów w pełnym fursuicie. Naprawdę polecam posiedzieć trochę czasu na zewnątrz, zwłaszcza gdy pogoda dopisuje. Widok na sam plac jest idylliczny. Chyba że musisz unikać piłki do Buckballa... albo lecącego na ciebie gracza. Pomijając to forum emanowało spokojem. Tam drużyny grały w wyżej wymienioną grę, tam domorośli artyści malowali kredą po dziedzińcu. Czas więc płynął wolno, aczkolwiek przyjemnie i wtedy przyszedł czas na gwoźdź dnia, czyli panel z aktorami głosowymi.


Odbywał się on w głównej sali Forum i bez problemu mieściła wszystkich, którzy przyszli tego dnia na konwent. Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, ze Luna uwielbia ziemniaki i mogłaby je hodować, a Flash Sentry jest największym złolem MLP. Ta... Vincent Tong, moim zdaniem skradł całe show podczas tego panelu. Od początku było widać, ze serialowy Flash jest w swoim żywiole.
Ten panel to niezapomniane doświadczenie. Możliwość usłyszenia tych głosów na żywo, wspólny śmiech czy nawet słuchanie pytań od publiczności. To wszystko sprawia, ze te dwie godziny lecą jak z bicza trzasnął. Zresztą, kto nie lubi słuchać ciekawostek zza kulis.

W sumie to na tapecie sobotniego dnia został tylko jeden punkt, ale na to było jeszcze sporo czasu. Po panelu z aktorami, spotkałem się z moimi niemieckimi kolegami, szwendając się bez celu, aż zakotwiczyliśmy na panelu animacyjnym. Oczywiście Poli Wiecznie Śpiący już tam przysypiał, aż do momentu zjawienia się Aplexa z Bronixem. Oznaczało to, że pora udać się do hotelu. W końcu chcieliśmy gdzieś zostawić bagaż i się nieco odświeżyć. Całe szczęście Aplex znał się na komunikacji wewnątrzmiejskiej, więc w mig trafiliśmy do naszego hotelu, który stał w... dzielnicy Porsche. Aż szkoda, że nie było czasu i funduszy. Pozwiedzałoby się muzeum Porsche.




Tak więc odetchnęliśmy nieco, zjedliśmy coś w maku, zgubiliśmy się też w hotelu, co uprawnia nas do nominacji "Talentów Roku" i mknąć w deszczu wróciliśmy na konwent. Jeden na dyskotekę pod patronatem Johna Kenzy, drugi na PlushieCon lustrując ślepkami, gdzie to też podział się PlushieGlobe. Widok ośmiuset pluszaków był niesamowity. W porównaniu z tym, nasze PlushieCony to schadzki na piwo dla pluszaków. Posłuchałem też dość ciekawego wykładu o pluszakach. Naprawdę, całość, full profeska, ale i tak najbardziej podobała mi się możliwość wejścia na scenę i dokładniejszego przyjrzenia się małym bohaterom tego wydarzenia. Ależ oczywiście, że z tego nie skorzystałem! Wolałem szukać swojego tulaka, który to schował się na regaliku z boku, za innymi pluszakami.






Po tym stałem jeszcze pod sceną tej wykwintnej części Conu słuchając muzyki Westland Wailers. Gdy już spotkałem ponownie Bronixa zgodnie zdecydowaliśmy, ze jesteśmy zbyt padnięci na wypad do Towers, więc wrócimy do hotelu i następnego dnia zajdziemy na zielony cydr, a dzisiaj już mieliśmy dość atrakcji. Uwierzcie, ze to naprawdę naładowany atrakcjami dzień dla takiego pyrdka jak ja, który pierwszy raz miał styczność z zagranicznym konwentem. Ilość atrakcji i rzeczy do zobaczenia jest bez porównywalnie większa niż na rodzimych meetach. Przemoczeni, ale i radośni z powodu udanego dnia wracaliśmy do Stuttgartu, ale pogoda była zacna. Idealna do biegania na krótko. Who cares, że leje jak z cebra.





Dzień następny, dzień niedzielny. Zasnęliśmy szybko, wstaliśmy jeszcze szybciej (gdzieś koło 10.), by ruszyć... na śniadanie do maka. Noc? Kto zabroni, gdy stoi zaraz obok, a za 1€ masz kanapkę. Ogólnie hotel fajny i w ogóle, ale szukajcie zawsze czegoś szybciej, jak chcecie cokolwiek ogarnąć na taki konwent, to planujcie z miesięcznymi wyprzedzeniami. Oczywistość? Niby tak, ale mało oczywista xD.


Po jedenastej, byliśmy na miejscu. Niestety czas mi uciekał przez palce, bo musiałem się koło 15 zwijać. Pierwsze co zrobiłem to udałem się na panel G. W. Berrow. Jak nie wiecie kto to, to weźcie się wstydźcie, ci co oglądacie serial! Inaczej, jeśli macie wonty o scenariusz odcinka, to kierujcie je do niej, choć jak sama przyznała, wiele rzeczy, które zawiera w swoich scenariuszach jest wyrzucane lub zamieniane. Pokazywała kilka takich przypadków i faktycznie czasem można żałować, że się nie pojawiały w wersji ostatecznej.



Po skończonym panelu, plota nie ruszyłem, no niech będzie, przeszedłem kilka rzędów w dół, bo była okazja wtedy by zobaczyć aktorów głosowych w akcji. Następny na tapecie był w końcu panel czytania scenariusza i to było po prostu świetne. Tabitha przygotowała scenariusz który cała czwórka (ktoś tam doszedł) czytała z podziałem na głosy. Była to tragiczna historia Flasha uwięzionego w innym wymiarze. Kopia scenariusza była możliwa do nabycia na aukcji, ale o tym to musielibyście popytać Kredke, albo zwyczajnie wam wstawię film z aukcji, to se glądniecie.


Aukcja Charytatywna zaczyna się koło 2:15:00 i trwa mniej więcej do końca

Panele się skończyły, nie było już czegoś co mogłoby mnie zainteresować, może poza stoiskami, do których tak chętnie wracałem, obserwując drobne spadki cen, typu rabat 10€ na obraz kosztujący wcześniej 200. Zdołałem jeszcze trafić na Tabithę, dzięki czemu mogłem chwilę z nią porozmawiać i dać jej mały prezencik, z chęcią pogadałbym dłużej, lecz tu wciął się Spidi, a w sumie to wcześniej jakaś dziewczyna, która wcześniej widziała Taby w toalecie. No to pogadanka się poszła... No nic, trzeba było ruszyć odebrać swojego pluszaka, miałem nadzieję, że nie narozrabiał, choć jak go odbierałem to leżał na twarzy, więc impreza musiała być ostra! I w tym miejscu dziękuje adamarowi za wykonanie tego czterdziesto centymetrowego, żółtego pegaza.






Wraz z Bronixem, którego złapałem przed odbiorem pluszaka, udaliśmy się wreszcie na cydr. W końcu wiecie, trzeba obowiązkowo. Przy okazji mieliśmy okazję zobaczyć nieco Ludwigsburga i potwierdzam, ze to jest ładne miasto. Ma bardzo przyjemny ryneczek. Lubię takie wolne place wokół których dzieje się cała reszta. Podziwialiśmy wszystko wokół, by potem usiąść w namierzonym barze, łatwiąc sobie po dużym cydrze, który trza było pić na gwałt, bo miałem pociąg za jakieś pół godziny. Co by nie mówić, to zielony cydr był zacny i przyjemnie orzeźwił. I był też ten fajny smaczek w postaci kuczego menu.







To był mój ostatni przystanek, w tempie ekspresowym udaliśmy się razem na Forum, gdzie odebrałem swoje rzeczy i ruszyłem z uśmiechem na pociąg powrotny. Ze Stuttgartu wyjechałem o 16, by we Frankfurcie zameldować się za dwadzieścia 18. Potem już było tylko opowiadanie bratu jak było, chwalenie się łupami i oberwanie za to, że nie mam właściwie na bilet powrotny xD. Następny dzień spędziłem oglądając filmy i głaszcząc kota, by wieczorem udać się w dwunastogodzinną podróż powrotną.





Czas na podsumowanie. GalaCon to było niezapomniane przeżycie. Świetna impreza, gdzie naprawdę każdy może znaleźć coś dla siebie i gdzie paru cosplayerów oraz wystawców udowadniało, że nie trzeba się ograniczać do kucyków. Spotkanie członków oryginalnej obsady jest niezapomnianym przeżyciem, a usłyszenie ich serialowych głosów jest wręcz nie do opisania. Najlepszy mimo wszystko był plan, który nie był przeładowany, dzięki czemu można było na spokojnie planować kolejny punkt konwentu, nie martwiąc się tym czy się zdąży czy też nie. Czy polecam? Ależ oczywiście, że tak! Mało tego! Już planuję wizytę w przyszłym roku i tym razem mam nadzieję na działanie bardziej świadome, aniżeli spontaniczne. Zwyczajnie rezerwujcie wolne dni na przyszłoroczny sierpień i przybywajcie na GalaCon, to zupełnie co innego niż kolejny Twilightmeet u nas czy też Kucykon. Tu widać, ze to impreza międzynarodowa przyciągająca broniaczy z całego świata, gdzie można spotkać świetnych ludzi, poznać inne kultury czy zdobyć coś od ulubionego artysty. GalaCon to po prostu świetna impreza i bezsprzecznie warta swej ceny. Zapraszam więc wszystkich do Ludwigsburga w przyszłym roku!
BIZAAM!


Komentarze

  1. Brohoof Kucyki ze Stable 06 FGE ^^
    Jednym słowem ponystyczny artykuł z relacj CalaConu 2019r
    PS: Poli zawsze pisze fajnie posty a ze jestem fanem klimatów FoE to wole okreslać posty jako wpisy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogromne dzięki za relację, bardzo fajnie się ją czytało :D
    Za rok mam nadzieję pojechać, może wtedy też uda się zobaczyć Lunę. Albo może nawet zamienić z Nią parę słów ^_^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty