…w magicznej krainie, Equestrii…
I nawet jeżeli w założeniu to miało być tragiczne, to chyba ktoś się tutaj za bardzo postarał. Po raz pierwszy dochodzi do zgody pomiędzy bizonami a kucykami: Pinkie Pie śpiewa tragicznie. To jednak nic nie zmienia i zaczynamy przygotowania do wojny. Ale nie takiej zwykłej wojny. Przez długi czas jedyna wojna, jaką widzieliśmy w Equestrii toczyła się na ciasta. Kucyki obrzucały nacierające bizony szarlotkami. Bizony za to postawiły na konwencjonalne rozdeptywanie pastelowych taboretów.
Mane6 jedzie do Appleloosy, największego zaplocia w krainie (nie licząc equestriańskiej wersji Łodzi - Klugetown i wioski Starlight), gdzie napotkają konflikt rasowy pomiędzy bizonami a kucykami. Co z tego wyniknie?
Pierwsza serialowa wojna. Ale nie uprzedzajmy faktów. Odcinek zaczyna się całkiem ciekawą rzeczą: mamy tutaj equestriańską kolej żelazną... czyli pociąg ciągnięty przez kucyki... razem z lokomotywą! Nie ma to jak utrudniać sobie życie...
Jaki kraj, takie pendolino...
I dziwić się, że nie ma na czym jeździć, skoro nie zabrali wagonika na wungiel, uran, magię, cokolwiek_na_czym_to _u_nich_działa. Muszę jednak napisać, że twarde kuczyska – ciągną ten skład cały dzień, noc, a także dnia następnego. A nie widać żadnego postoju.
W samym pociągu Applejack wiezie w luksusowym wagonie drzewo, podczas gdy Rarity musi spać jak jakiś ziemniak w drugiej klasie – wagon nie ma nawet przedziałów! Biedna Pianka. Mamy też tutaj jedną z legendarnych już scen: Fluttershy i jej „I'd like to be a tree”. Te kilka słów wystarczyło, by fandom oszalał. Fanfiki, piosenki, fanarty zalały FiMfiction, kucykowe galerie i kanały na youtubie. I to właśnie to jest – chyba najbardziej – zapamiętaną rzeczą z tego odcinka. Choć dalszych atrakcji nie brakuje. Oto bowiem pojawiają się bizony. I zaczyna się zabawa. Bizony napadają na pociąg, Mane6 się rozdziela: Pinkie i Rainbow Dash lądują u bizonów, a reszta szczęśliwie dociera do miasteczka. A tam czeka na nich...
Braeburn, któremu fandom szybko określił orientację seksualną – nasz bohater według Bronies ma przedkładać ogiery nad klacze. Cóż... taki fandom xD
Wkrótce bizony przybywają do miasteczka, jednak zamiast wielkiej rozwałki... Pinkie zaczyna śpiewać... i w sumie nie wiadomo co gorsze...
Wszystko kończy się szczęśliwie (bo jakże by inaczej) – kuce i bizony dochodzą do porozumienia i konflikt ustaje. Nie zapomniano oczywiście o liście do księżniczki Celestii.
Podsumowując. Odcinek dwudziesty pierwszy uważam za całkiem dobry, choć nieco nudnawy. Poza kilkoma ciekawszymi scenkami w zasadzie niedużo się dzieje. Sporym plusem jest tutaj mnogość nowych postaci: i choć bizony praktycznie odeszły z zapomnienie (co może mieć źródło w tym, że Hasbro nie chciało urazić jakimiś scenami Indian), to Flutterdrzewo i Braeburn zostały zapamiętane na bardzo długo, a do samej Appleloosy jeszcze powrócimy.
O! Jednak jedziemy dalej!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie raczej średni odcinek, jest kilka lepszych w pierwszym sezonie. Najbardziej podoba mi się piosenka Pinkie (nie wiem czemu wszyscy uznali ją za złą) i "horse-drawn horse-drawn carriages" (trudno to przetłumaczyć na polski).
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW kwestii piosenki to ja jestem murem za Bizonami.
UsuńO ile pamiętam, to bizony jeszcze na krótko pojawiły się na początku odcinka Honor Pinkie/Pinkie Pride.
OdpowiedzUsuń