Rozkminy i paradoksy czasowe finału V sezonu


Rozkminy i paradoksy czasowe w finale V sezonu

Poniższy artykuł ma przede wszystkim skupić się na kwestii czasu, który de facto stał się głównym bohaterem finału sezonu V, a więc odcinków „The Cutie Remark”. Ocena odcinka czy analiza jego fabuły jako całości to materiał na osobną dyskusję. Powiem jedynie, że uważam go za godne zwieńczenie prawie Jednak zabawa z czasem to niebezpieczna gra, o czym przekonują się bohaterowie chyba każdej historii jej dotyczącej. Najtrafniejszym przykładem będzie Powrót do Przyszłości Roberta Zemeckisa, czy Dallas ‘63 Stevena Kinga choć nie brakuje też w miarę pozytywnych przykładów, jak Operacja Dzień Wskrzeszenia Andrzeja Pilipiuka.



Na wstępie chciałbym zwierzyć się z dwóch kwestii:

Nie jestem fizykiem, a dział fizyki myślący o podróżach w czasie traktuję jako pewną sztukę intelektualną, a nie suchą naukę. Dlatego nie wierzę, że podróże w czasie są możliwe, nawet, jakbyśmy jakimś cudem osiągnęli prędkość większą od świetlnej.

Druga kwestia, to jeśli uznamy, że w warunkach uniwersum fantasy podróże czasowe są jednak wykonalne, to w sumie można zignorować techniczny aspekt. Magia i tyle. Jednak jeśli już, to absolutnie nie kupowałem nigdy całkowicie swobodnej edycji historii. Najbardziej do mnie przekonywały mnie wersje zezwalające na jak najmniejsze wpływania na rzeczywistość. Wszelkie wizje, sny, bierna obserwacja. Troszkę tak, jak to było w Grze o Tron z czardrzewami. Natomiast bardzo trudno uwierzyć, że postać cofa się w czasie i swobodnie sobie majstruje, po czym wraca do swojej rzeczywistości i dostaje na talerzu perfekcyjnie spatchowaną rzeczywistość. Rodzi to problemy, o których wspomnę w artykule, a także jest przepotężną mocą, która ignoruje wszelkie ograniczenia fizyczno-magiczne.

Czuję się zobowiązany o tym wszystkim powiedzieć, gdyż to nieco rzutuje na moje poglądy.

Równocześnie na wstępie uprzedzam, że doskonale zdaję sobie sprawę, że wszelkie kucykowe rozkminki nie mają racji bytu, gdyż doszukujemy się głębi tam, gdzie jej nie ma, że twórcy nie planowali tego w taki sposób, a wszelkie nielogiczności i wątpliwości to efekt dziur w scenariuszu, za których łatanie nikt nikomu nie płaci. Wiem, że ten produkt nie ma docelowo być w 100% logiczny. Tak, to tylko serial animowany. Jednak cały artykuł opiera simę na założeniu, że to ignorujemy i traktujemy go choć trochę na serio.

Wracamy do dyskusji. Pokrótce przypomnę fabułę.

Starlight Glimmer wchodzi w posiadanie zaklęcia Star Swirla Brodatego, które służyło do podróży w czasie na niewielki dystans i to jednorazowej. Ulepszyła zwój i tak uzyskała przepotężny urok dający moc o wiele głębszego zanurkowania i to wielokrotnego. Co więcej, można nim dostać się do dowolnego punktu Equestrii.

Tutaj już wtrącę, że mamy do czynienia z typowym i moim zdaniem płytkim nieodróżnianiem czasu od przestrzeni.

Nasza komunistka (proszę o wybaczenie, ale będę używał tego określenia jako synonimu) wraca do przeszłości, aby przeszkodzić Rainbow Dash w uzyskaniu znaczka i wykonaniu Ponaddźwiękowego Bum. W ten sposób przyjaciółki miały nigdy się ze sobą nie połączyć.

Efektem ubocznym tego czysto emocjonalnego zagrania okazały się katastrofalne skutki polityczne dla Equestrii. Twilight trafia do różnych alternatywnych historii, gdzie widzi Equestrię toczącą wojnę z Sombrą, pogrążoną w wiecznej nocy Nightmare Moon, okupowaną przez Chrysalis lub nawet zamienioną w jałową pustynię.

Podróże czarodziejki są możliwe dzięki dziwnemu błędowi Starlight. Przenosząc się w czasie po raz pierwszy pozostawia ona u kopyt Twilight zwój, Spike go dotyka i obie postacie zostają wciągnięte w wir w ślad za komunistką. Tam spotykają się z nią, nieudolnie starają się pokrzyżować jej plany i zostają wysyłane w podróż powrotną, widząc już zmienioną historię.

I tak kilka razy.

Za każdym razem wszystko przebiega trochę inaczej. Zarówno sposób, w jaki Twilight walczy ze Starlight, jak Rainbow Dash traci możliwość wykonania sztuczki, a potem jest inna Equestria.

Ok, zacznijmy właśnie od tej kwestii. Proszę spojrzeć na wykres:



Ta oś czasu nie jest wyskalowana, więc proszę nie patrzeć, że jeden centymetr to jakiś okres. Chodzi jedynie o pewną kolejność wydarzeń:
  1. Ponaddźwiękowe Bum, otrzymanie znaczków przez Mane 6 i ich pierwsze symboliczne połączenie ze sobą.
  2. Powrót Nightmare Moon i jej odczarowanie.
  3. Afera z Discordem
  4. Flim i Flam, pierwsze starcie.
  5. Inwazja Changelingów.
  6. Wyzwolenie Kryształowego Imperium.
  7. Pokonanie Tireka
  8. Starlight Glimmer cofa się w czasie
  9. Twilight Sparkle cofa się w czasie.
Być może już na tym etapie dostrzegliście pewną ciekawostkę z punktami 8 i 9. Jak nie, to jeszcze do niej wrócimy.

Żółta strzałka to cofnięcie się do chwili z Rainbow Dash, a potem wracamy do współczesności, która jest za każdym razem inna. Dlaczego? Przecież zmieniamy jedno wydarzenie, więc alternatywa również powinna być jednakowa.

Ten fenomen można wytłumaczyć efektem motyla. Polega on na tym, że nawet drobna błahostka zmieniona w przeszłości, niczym kamyczek, wywołuje potężną lawinę zdarzeń. Przykładowo, jeślibyśmy cofnęli się w czasie i nie obejrzeli odcinka MLP na streamie, a dopiero wieczorem z napisami od Mystherii, to być może nasze późniejsze życie wyglądałoby inaczej. Normalnie po obejrzeniu streama od razu wstawiamy opinię na forum. Ale teraz po zapoznaniu się na spokojnie z inną wersją, bez reklam i w pełni zrozumiałą dzięki napisom ta opinia jest inna, np. bardziej wyważona, nie pisana tak emocjonalnie i w pośpiechu. Nasz post jest bardzo dobry, zyskuje dużo lajków i zwraca uwagę Mere Jumpa. Mere Jump proponuje nam posadę na FGE, abyśmy pisali wyczerpujące recenzje każdego odcinka. To nasze pierwsze doświadczenie dziennikarskie, które okazuje się fantastyczną sprawą! To nasz znaczek! Zostajemy zatem w życiu dziennikarzem!

To skrajny i zabawny przykład, ale na tym polega efekt motyla. Tak samo w odcinku, ponieważ Starlight Glimmer na różne sposoby przeszkadzała Rainbow Dash i równocześnie walczyła z Twilight, to i reakcje samej RD i otoczenia były inne, a to pociągało za sobą zróżnicowane konsekwencje.

O ile efekt motyla sam w sobie jest w pełni logiczny, to jednak absolutnie nie mogę uwierzyć, że efektami będzie raz zwycięstwo Sombry, a raz Nightmare Moon, czyli wielkie wydarzenia polityczne!

Tak. Jak widać na powyższym wykresie, pierwszym wspólnym dziełem Mane 6 było nawrócenie Luny. Możemy sądzić, że bez Twilightkommando Nightmare Moon wygrałaby i Celestia trafiłaby do KL Sonne. Zatem nie powinna wystąpić żadna inna rzeczywistość niż wieczna noc, ewentualnie mogłyby nastąpić delikatne różnice w jej przebiegu. Nie sposób uznać, że jeśli raz Rainbow Dash zostaje wykopana fizycznie, a raz magicznie z kursu, to efektem jest zwycięstwo Sombry, a raz Tireka.

Właśnie. Kiedy wygrałaby Nightmare Moon, to wtedy nie doszłoby w ten sposób to żadnej z innych rzeczywistości. Tutaj chyba nie trzeba tego szerzej wyjaśniać, gdyż chyba każdy dostrzega, że bez zaistnienia ślubu w Canterlocie nie byłoby ataku Changelingów. Wszak rola Cadance w „Nowym Porządku” nocnym byłaby zapewne inna.

Mimo to zaserwowano nam kilka różnych wariantów trochę na zasadzie rzutu kostką, że dochodzi do nich w zależności od ilości oczek i cofając ruch startujemy z tego samego punktu.

Kolejna sprawa, to Twilight zauważa, że każda kolejna rzeczywistość jest gorsza od poprzedniej. Coraz głupsza, coraz trudniejsza i okrutniejsza, aż do całkowitego unicestwienia znanego otoczenia. W pierwszej wizji Equestria ma kłopoty, ale żyje, w każdej kolejnej jest już w kropce.

To zastanawia. Czemu nie jest odwrotnie? Czemu te warianty nie są wymieszane?

Co więcej, idąc w ostatnią wizję, Twilight już wie, czego tam się spodziewać. Co gorsza, zabierając tam Starlight Glimmer ma pewność, że będzie to absolutna katastrofa, tak przerażająca, że wzruszy nawet kamienne, komunistyczne serce.

Następny problem jest o wiele grubszy. Otóż na wykresie zaznaczyłem, że pomiędzy momentem, kiedy Starlight Glimmer ucieka przed Twilight w przeszłość, a rozpoczęciem podróży przez samą księżniczkę mija kilka chwil. To nie powinno mieć miejsca. Skoro SG cofnęła się w czasie, to JUŻ W TYM MOMENCIE dokonała zmian, które powinny zniszczyć rzeczywistość Twilight i co za tym idzie, powinien zniknąć zamek i wszystko inne, a zwłaszcza Pinkie Pie wchodząca kilka sekund później.

Czyżby zatem czas zachowywał się tak jak u Pratchetta? Zecora w odcinku przyrównała oś czasu do najprostszej rzeczy, a więc rzeki, która po zmianie koryta nadal płynie jednym, choć oczywiście innym korytem. Za to Terry Pratchett w „Świecie Dysku” sugerował, że zmiana historii nawet w czasie teraźniejszym powoduje jej rozgałęzienie i mamy dwie równoległe rzeczywistości, które nadal istnieją i żyją (nawet da się między nimi poruszać).

Jednak konsekwencją tej koncepcji jest współistnienie mnogiej ilości światów i to nie na zasadzie skrajnie różnych „wymiaru ludzi i wymiaru kucyków”, ale istnienia nieskończonej ilości niemalże identycznych historii obok siebie. Wtedy faktycznie można sobie chodzić od jednej do drugiej i w jednej wygrywa Sombra, w drugiej Nightmare Moon, w trzeciej Chrysalis.

Jednak póki co nie ma na to dowodów, więc raczej pytanie pozostaje otwarte: czemu Twilight w ogóle zdążyła się cofnąć w czasie po Starlight Glimmer. A co byłoby, jeśli nie zrobiłaby tego, tylko żyła dalej jakby nigdy nic? Może wtedy SG zniknęłaby w jakimś osobnym wymiarze, a Equestrii żyłaby sobie spokojnie bez niej, tak jak spokojnie Pinkie weszła do sali tronowej.

Starlight Glimmer dla personalnej zemsty ryzykowała wszystko. O ile serial sugeruje, że nie zdawała sobie sprawy, że niszcząc przyjaźń Mane 6 niszczy Equestrię, to ciężko dać wiarę, że była spokojna o swój los. Przecież zmieniając historię świata zmieniała też swoją!

Następna kwestia dotyczy już samych działań w przeszłości. Twilight wykazuje się dość dużą naiwnością myśląc, że jeśli Starlight Glimmer zostanie powstrzymana W PRZESZŁOŚCI, to TERAŹNIEJSZOŚĆ nie zostanie zmieniona. Wspomniany efekt motyla temu przeczy i np. namówienie małej Rainbow Dash do wyścigu po tym, jak odbył on się w znanej nam rzeczywistości, i tak wygenerowałoby zupełnie inną historię, gdzie być może nie doszłoby do zawiązania się Twilightkommando.

Co więcej, odcinek It’s about Time/Pora na Czas wskazuje, że jakiekolwiek podróże w czasie nie zmieniają historii. Twilight z przyszłości spotkała siebie samą w teraźniejszości i obie weszły w interakcję, a potem powstała pętla czasowa. Cały odcinek zresztą o tym mówił, że biegu losu nie da się zmienić, i tak na jedno wyjdzie (można na siłę pod to podciągnąć motyw fatum). Co za tym idzie, Rainbow Dash biorąc udział w wyścigu powinna spotkać Twiligth i Starlight Glimmer już wtedy, w oryginalnej przeszłości.

I to te wszystkie Twilight, Spike’ów i Starlight Glimmer! Szaleństwo! Wracając się ostatni raz do przeszłości (wtedy, gdy Rainbow Dash udaje się ukończyć wyścig i wykonać Ponaddźwiękowe Bum) powinny spotkać same siebie toczące walkę. Ponadto ich obecność przez efekt motyla już zmieniła rzeczywistość.

Zatem możemy uznać, że zmiana historii jest możliwa za odpowiednim zaklęciem (to niejako sugeruje odcinek), albo coś innego, co podam w finale artykułu.

W poszczególnych alternatywnych rzeczywistościach widzimy inne Mane 6 z… tymi samymi znaczkami. To podejrzane. Tak samo fakt, że Twilight trafia zawsze na element lub sytuację, która jest dla niej najbardziej obrazowa i wyjaśnia co się dzieje w danym świecie.

No i ostatnia kwestia, czyli pozostałości zamku i stół, które są odporne na zmianę historii i pojawiają się w alternatywnych światach razem z Twilight. Potwierdza to Applejack w wizji pierwszej. To strasznie dziwne, gdyż o ile fakt, że Spike podróżuje razem z Twilight da się zrozumieć, jeśli się trzymają razem, to zamek nie cofa się w przeszłość.

No i mamy ostatnią, całkowicie dziwną wizję, w której Starlight Glimmer i ukazuje słodką i wzruszająca scenę ze swojego dzieciństwa. Tutaj Skradacz zadał mi bardzo mądre pytanie: skoro to nie chodziło o wielka politykę, a tylko o faceta, to czemu ona nie cofnęła się w czasie, aby zapobiec ich rozstaniu?

Odpowiedzi są dwie. Pierwsza, to fakt, że SG po powrocie do teraźniejszości spotkałaby drugą, szczęśliwą siebie z Suburstem. Ale to nie byłaby ona. Doszłoby do sklonowania postaci.

Tak. Idąc tym tokiem rozumowania ten odcinek sklonował prawie tuzin Twiligth Sparkle, a każda kolejna podróż dodawałaby jedna kopię. Koszmarnie OP!

Druga odpowiedź jest bardziej romantyczna. Starlight Glimmer przez całe życie chciała nielogicznej zemsty, więc nawet uzyskawszy rozsądną (załóżmy) opcję wyjścia z problemu, odrzuciła ją, aby dać upust odwiecznej żądzy.

Nie zmienia to faktu, że to słabe wytłumaczenie. Wszak podróżnik w czasie posiada absolutnie przepotężną moc kontroli rzeczywistości, może wracać się do dowolnego punktu, przez co jego działania zawsze będą bezbłędne! Ta utopijna wizja zabija wszelki sens przygód w fantastyce, dlatego uważam podróże w czasie za słaby koncept, chyba, że będą obłożone jakimiś bardzo ciężkimi ograniczeniami. Tutaj takich brakuje.

Starlight Glimmer dla personalnej zemsty ryzykowała wszystko. O ile serial sugeruje, że nie zdawała sobie sprawy, że niszcząc przyjaźń Mane 6 niszczy Equestrię, to ciężko dać wiarę, że była spokojna o swój los. Przecież zmieniając historię świata zmieniała też swoją!

Skoro nie dopuściła do zawiązania się sekstetu, to wtedy sekstet nie pokonałby Tireka (czy ten w ogóle by się uwolnił?), nie doszłoby do stworzenia zamku, mapy i umożliwienia podróży Starlight. UWAGA! PARADOKS CZASOWY!

I co teraz? To oraz problem z przerwą między pierwszym cofnięciem się SG i TS to dwa paradoksy, które zaprzeczają wiarygodności całej historii. Do tego dodajmy cały ciąg zbiegów okoliczności, które nieco zaprzeczają logice:

  • Starlight Glimmer jest równa Twilight Sparkle. Gdzie nauczyła się takiej magii? Gdzie to ćwiczyła? Na wygnaniu przez jeden sezon? Przecież księżniczka jest alicornem, który całe życie uczył się od najlepszych elitarnej magii!
  • Twilight zawsze cofa się do tego samego punktu w przeszłości i teraźniejszości. Starlight zawsze na nią czeka i nie da się w żaden sposób jej pokonać. Odcinek sugeruje, że nawet jakby Twilight przybyła z Panzerfaustem i strzeliła pierwsza (co raz jej się udaje), to i tak to nic nie da.
  • Właśnie! Twilight za każdym razem COFA się w czasie z alternatywnych rzeczywistości i zastaje tam Starlight Glimmer, która… jest taka sama. Jest świadoma wielokrotnych podróży Twilight, jest na nie gotowa, zbiera doświadczenie, a przecież zerujemy ten moment. Komunistka przy każdym spotkaniu powinna je odczuwać jako pierwsze spotkanie, niezależnie od tego, ile razy Twilight by tego nie powtórzyła! Tak jednak nie jest.
  • Twilight nie spotkała nigdzie samej siebie ani Spike’a.

No i ostatni paradoks. Twilight wracając do domu po tym wszystkim powinna wrócić albo chwilę przed, czyli ujrzeć samą siebie nurkująca po raz pierwszy w czasie (jak to ma miejsce w Powrocie do przyszłości, albo chwilę po… a więc za późno, aby coś naprawić, gdyż świat już został uszkodzony. No, chyba, że faktycznie mamy kilka istniejących naraz rzeczywistości.

To budzi moje wątpliwości, czy przedstawiona historia jest prawdziwa.

A co jeśli cały odcinek dzieje się tak naprawdę w głowach obu postaci? To wizja, iluzja, po prostu oszustwo? Starlight Glimmer próbowała rozbić Mane 6, zemścić się, ale jednak stworzenie prawdziwego wehikułu czasu było niemożliwe (zgodnie z II sezonem), więc posłużyła się mirażem. To tłumaczy, czemu wszystko odbywa się tam zgodnie z jej wolą, a także, czemu Twilight po początkowych niepowodzeniach zaczęła też to rozumieć i potrafiła wysłać obie na pustynię. Spodziewała się, że trafi w podobne miejsce.

To też pozwala pominąć milczeniem wszystkie paradoksy czasowe i inne wątpliwości logiczne. Wszak to nie działo się naprawdę i było syntetycznym snem. Końcowy powrót do normalności i taka bańka wydobywająca się z zamku to jakby z jednej strony cofnięcie wszystkich zmian (usunięcie efektu motyla)… a z drugiej może być równie dobrze pryśnięcie wizji.

Oczywiście największą słabością tej teorii jest fakt, że to tylko teoria spiskowa bez potwierdzenia w serialu. Co gorsza, nieco rozmywa się motyw Starlight Glimmer, choć on szczerze mówiąc i tak jest rozmyty i umiarkowanie logiczny. Przez cały odcinek byłem przekonany, że chciała w taki ryzykowny sposób przejąć władzę w Equestrii, a tutaj nagle jedynym motywem były nienasycone ambicje i rozczarowanie.

Jednak argumentem przemawiającym za moją teorią jest fakt, że ona niezwykle przypomina koszmarny sen, w którym realizują się dokładnie wszystkie lęki Twilight. Oczywiście wynika to także z faktu, że jej obawy pokrywają się z realnymi antypaństwowymi scenariuszami, lecz ta zbieżność nadal zastanawia. Szczególnie, że pokrywa się to też z innym, uniwersalnym strachem: że czarodziejka straci przyjaciół. A to był chyba główny wspólny mianownik wszystkich alternatywnych historii.

Tak jak koszmar potrafi się coraz bardziej pogłębiać, tak samo kolejne wizje były gorsze od poprzednich.

Logika i zasadność alternatywnych światów również stają pod znakiem zapytania. Jak rośliny przetrwały w wiecznej nocy (Past Sins się kłania)? Dlaczego Flim i Flam mogą robić taką demolkę? Czy naprawdę bez Twilight nie dałoby rady sprzeciwić się Tirekowi?

Jeśli uznamy, że to tylko lawendowe strachy, to wszystko wraca na swoje miejsce.

No i finalny argument. Twilight mówi: „już wiesz, do czego prowadzą twoje działania”. Starlight odpowiada: „nie, wiem tylko, co mi pokazałaś, Kto wie, co się wydarzy”. Czy to nie jest sugestia, że ta alternatywna rzeczywistość nie jest prawdziwa i Starlight wątpi w jej sens? Wie o tym, że to ściema. Ponadto jako podróżniczka w czasie mogłaby sobie swobodnie poobserwować rozwój rzeczywistości i wprowadzać do niej edycje według własnego widzimisię, aż dotarłaby do swoich czasów, więc sugestia „kto wie, co się wydarzy” jest udawaniem głupiego..

O ile nie zniszczyłaby zwoju, na co miała ochotę i przez to uwięziłaby siebie i Twilight w przeszłości. Trochę bez sensu.

Czas zmierzać do pewnego podsumowania. Twórcy porwali się na motyw swobodnej edycji czasu i historii, a to temat trudny, niewdzięczny i moim zdaniem nie da się go przedstawić realistycznie. Szczególnie, że kanon MLP i jego uniwersum choć jest o wiele bardziej konsekwentne, niż wiele osób przypuszcza (o czym nieraz wspominałem w swoich artykułach), to wciąż nikt tam nie pilnuje, aby wszystkie detale MUSIAŁY się ze sobą zgadzać. Co więcej, wiele odcinków w poszczególnych sezonach wyłamuje się z jakiegoś ogólnego obrazu i są ogólnie dziwne.

Mimo to uważam odcinek za zrobiony sprytnie i dający wspaniałe pole do analiz. O ile teoria z iluzją najpewniej jest jedynie teorią i twórcy na serii mieli w intencjach puszczenie Twilight w prawdziwe podróże w czasie, to pomarzyć sobie można.

~SPIDIvonMARDER

Komentarze

  1. Że też mi się to chciało czytać... Świetny post! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie jestem fizykiem, a dział fizyki myślący o podróżach w czasie traktuję jako pewną sztukę intelektualną, a nie suchą naukę. Dlatego nie wierzę, że podróże w czasie są możliwe, nawet, jakbyśmy jakimś cudem osiągnęli prędkość większą od świetlnej."

    Tutaj skończyłem czytać.

    Eeeee, wiesz że prędkość światła nie ma nic wspólnego z czasem? Jest ważna dla wagi, energii, przenikalność magnetycznej i przenikalności elektrycznej cząsteczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskutowałbym. Większość najpopularneijszych teorii modelu standardowego jest bazowanych na fizyce relatywistycznej, która jak wiadomo dopuszcza lokalne odchylenia czasu przy prędkościach bliskich światłu. Włącza się w to zarówno udowodnione "podróże w przyszłość" jak i nie udowodnione, ale też nie zaprzeczone "podróże w przeszłość".

      Z drugiej strony mamy modele wielowymiarowe, jak np. Teoria strun, która dopuszcza podróże w czasie na zasadzie podróży między wymiarami. Wtedy nie ma to bezpośredniego związku z światłem, ale nie ma też kilka innych rzeczy, które wymieniłeś.

      Usuń
    2. c^2=E/m oraz c^2=Ęó (jestem na tablecie, nie mam greckich liter)

      Co do fizyki relatywistycznej... Dostałeś kiedyś pałę z dowodów matematycznych albo fizycznych i nie miałeś pojęcia dlaczego? Zrobiłeś wtedy ten sam błąd co fizycy relatywistyczni robią codziennie. Udowadniają teorię za pomocą dowodów z tej teorii lub za pomocą doświadczeń opartych na tej teorii...

      Usuń
    3. 1. Nie wydaje mi się by ten wzór miał prawo istnienia, zakładając E jako epsilon, oznaczające energię fotonu.

      2. Nawet jeśli istnieje, to popełniasz zasadniczy błąd, bo widać, że jest to przekształcenie, a nie część dowodu (przynajmniej dopóki nie powiesz mi którego).

      3. Właśnie stwierdziłeś, że fizycy relatywistyczni robią błąd, za przykład podając zależność energii od prędkości światła. Jednak sam stwierdziłeś w pierwszym komentarzu, że energia zależy od prędkości światła, a przyczepiłeś się czasu. To która wersja w końcu jest dla Ciebie prawdziwa? Cała fizyka relatywistyczna jest w błędzie, a ty wymieniłeś ją jako poprawną przez ponyłkę, czy dałeś zły przykład przeciw fizyce relatywistycznej?

      Usuń
    4. 1 eee, to foton ma masę? Jaką i od kiedy?
      2 taa, jak ją kocham fizyków dla których wzorów nie można przekształcać... Słyszałeś o wzorze E=mc^2 ?
      3 wiesz, to że ja i fizycy uznajemy jakiś wzór za właściwy nie znaczy wcale, że uważany to samo. Możemy na przykład robić do niego różne założenia...

      Usuń
    5. Pamiętam jak jednemu nauczycielowi biologii powiedziałem, że mój pies lubi pływać w wodzie o temperaturze -5°. I on na mnie, że przecież nie może być wody w takiej temperaturze. A ja się tak dziwnie na niego popatrzyłem, co on w ogóle pierdoli, a on na to:
      "Sorry, za bardzo się przyzwyczaiłem, że moim uczniom można wmówić każdą głupotę"

      Usuń
    6. 1. Foton nie ma tylko masy SPOCZYNKOWEJ, ale jako że przenosi energię można mu przypisać masę.
      2. Nie odpowiadasz na pytanie. Ja się pytałem o związek między twoim "greckim" wzorem, a słynnym c^2=E/m.
      3. I znowu nie odpowiadasz na pytanie. Co więcej ciężko robić inne założenia, jeśli ktoś nie uznaje podstawy całej teorii za prawdziwą.

      Co więcej - Jako że ten wątek komentarzy przestał być bezpośrednio związany z tematem posta, upraszam o przeniesienie dyskusji na czat, bądź jakiekolwiek inne przeznaczone do tego miejsce. Wszelkie kolejne komentarze będące offtopem zostaną skasowane.

      Usuń
    7. Jak nie przeczytałeś całego artykułu, to masz pecha, bo wiele straciłeś jego prawdziwego sensu. Nie, nie mam pojęcia o zależnościach czasu/ światła i fizyki o czym ostrzegłem, nie obchodzą mnie one i ten artykuł traktuje wyłącznie o fabule serialu animowanego. Zatem o czymś innym, niż Ty sie przyczepiłeś.

      Usuń
    8. Eee, nie powinieneś się zająć sunem? On przynajmniej przeczytał artykuł i przy okazji też ma zastrzeżenia. Mogę nawet założyć, że takie same jak gdybym ją to przeczytał.

      Usuń
    9. To chociaż przeczytaj komentarze i to, że już odpowiedziałem Sunowi, bo na chwilę obecną Twój komentarz, za przeproszeniem, pachnie hejtem.

      Usuń
    10. Jak wieżę tak dużo napisałeś o zaburzeniach czasoprzestrzennych, że straciłeś poczucie czasu. Popatrz se na godzinę...

      Usuń
    11. Nom. Najpierw odpisałem Tobie, potem Sunowi, Ty odpisałeś, a potem znowu Tobie. Zatem wszystko ma właściwą kolejność. Tyle, że nastąpiło to w bardzo krótkim odstępie czasu. Cała tajemnica! :D

      Usuń
    12. Ech... Po pierwsze, czas nie ma wpływu na podróżnika w czasie. Zakładając, że do skoku w PRZESZŁOŚĆ, potrzeba prędkości większej niż światło. A JUŻ przy prędkości światła. Czas dla obiektu podróżującego z ta prędkością, stoi w miejscu... Anyway, SG skacze w przeszłość i zaczyna bruździć w historii. Ale skoro SPIDI posiłkuje się "Powrotem do", to ten krótki okres czasu, zanim Twi skoczyła w portal... Nie wymazałby jej. Gdyż w filmie Marty nie zniknął od razu po przeszkodzeniu ojcu w byciu potrąconym. Przez co matka Martego, nie zakochała się w jego tacie... Jeśli tak to by działało, jak w filmie którym SPIDI się posiłkował, to Twi miała czas na cofnięcie zmian/Pościg za SG po alt światach...

      Usuń
  3. "Czas można napisać od nowa".

    OdpowiedzUsuń
  4. Pytanie brzmi: Gdzie był Dr. Whooves ze swoim TARDIS? Czy nie zauważył niczego dziwnego dotyczące czasu w Equestrii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś się "czasu i harmonii" naczytał?

      Usuń
    2. Mój chłop! Mój chłop! Whoovsa wywleka <3

      Usuń
    3. Doktor nie może (teoretycznie) ingerować w bieg wydarzeń. Jest możliwość, że to, co zrobiła SG było "punktem stałym w czasie" i musiało mieć miejsce, by przyszłość pozostała niezmieniona.

      Zresztą, nasz Władca Czasu ma do ogarnięcia cały ten "wibbly-wobbly, timmey-whimmey stuff", więc nie dziwmy się, że coś mogło mu umknąć.

      Usuń
  5. Usterki techniczno-językoww:
    "Jednak cały artykuł opiera simę na założeniu,"
    się
    "Wracając się ostatni raz do przeszłości (wtedy, gdy Rainbow Dash udaje się ukończyć wyścig i wykonać Ponaddźwiękowe Bum)"
    "wracać" w języku literackim nie jest czasownikiem zwrotnym
    "(jak to ma miejsce w Powrocie do przyszłości, albo chwilę po… "
    pominięte zamknięcie nawiasu

    OdpowiedzUsuń
  6. A tak w ogóle: mógłbyś choć w przybliżeniu przedstawić twoją/satysfakcjonującą cię mechanikę/system/ zasady/reguły/jakkolwiek inaczej to nazwiesz
    dotyczące podróży w czasie?
    Ja wolę unikać tego zagadnienia uznając je za rzecz niemożliwą: za wyjątkiem tego okropnego fatum, według którego de facto wszstkie decyzje są złudne a zastanowienie zbędne. Lepiej nie igrać z czasem.
    Ale z kolei gdyby przenieść się o kilka sekund w przyszłość równałoby się mniej więcej teleporterowi. W końcu Ziemia obraca się wokół własnej osi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę takiego przedstawić, bo wg mnie podróże w czasie są niemożliwe i w 90% szkodzą fantastyce. Tak jak napisałem w artykule, jedyny porządny sens ma bierna obserwacja wydarzeń z przeszłości i przyszłości. Podchodzę do tematu czysto literacko, nie opierając się na jakichkolwiek... prawom.

      To cały czas kwestia gustu i jak wiele rzeczy w literaturze, tylko jego.

      Usuń
    2. SPIDI? Wytłumaczyłbyś, czemu aż tak bardzo szkodzą? Wyobraź sobie moc podróżowania w czasie. Podejmowania jakiś działań, a potem ich cofania i wybierania innych opcji :) Śledzenia dziejów historii, tylko z boku. Albo zmieniania pewnych szczegółów i rzucenia jej do swych kopyt. Nie mówię o tak prostym marzeniu, jak wygranie w "totka". Które było motywem "Powrotu 2".
      Tylko, czy zmieniając historie, a potem wracając. Znajdziemy się we własnym roku 2016, czy jego alternatywnej linii?
      Ja na przykład, zabiłbym Hitlera[ Nie mściłbym się za to, że mnie ktoś opuścił. Lecz zrobiłbym coś dla świata, eliminując zbrodniarza] żeby było łatwiej, jako młodziaka. Ciekawe, co by to zmieniło :) Ale to już offtop :d

      Usuń
    3. To są wszystko fajne koncepcje i możliwości, ale używając takich swobodnych podróży w czasie (moim zdaniem) mamy dwie drogi: albo całkowicie ignorujemy pewien zakres logiki (czyli paradoksy czasowe)... wtedy możemy jak w Powrocie bawić się filmem po prostu przymykając oczy na pewne problemy...
      Albo druga opcja, to bardzo staramy się to wszystko ulogicznić, a to jest z góry nieco skazane na porażkę. Fabuła lubi się plątać i powstaje milion pytań: skoro oni mieli taką moc kontroli czsu, to czemu nie zrobili tego i tego? Ale podkreślam, to jest moje zdanie.

      Usuń
  7. Cóż, Spidi. Twoja próby zrozumienia tejże sytuacji, nie biorą pod uwagę teorii wszechświatów równoległych. Otóż zgodnie z nią, każda kwestia, która miała N rozwiązań, tworzy N wszechświatów, tak by w każdym była wybrana inna opcja. I tu pozostaje kolejna kwestia, który z N wszechświatów jest tym, do którego Twilight wraca i co działo się po drodze. A skoro istniał wszechświat, gdzie Celestia nie walczyła z NMM (ten nasz, jeśli można tak powiedzieć), to istniał wszechświat gdzie z nią walczyła i przegrała, lub wygrała. Mogła też przyjać inną studentkę, która odpowiednio podołała, lub nie podołała temu zadaniu. Kazde z tych rozwiązań prowadzi nas do kolejnej kwestii (discord) i cała sytuacja się powtarza. Zatem założenie, że to ciągle był ten sam wszechświat jest w tym momencie błędne, co przekłada się na dalsze dziury w teorii.

    Jeśli zaś chodzi o możliwość, lub niemożliwość podróży w czasie, to tu obecnie nie ma jednoznacznej fizycznej odpowiedzi, ponad tą, że mechanika serialu już wcześniej zezwalała na podróże w czasie (choć i tu było to bez uwzględniania teorii wszechświatów równoległych, lub ostatecznie, poprzez założenie, że to akurat był ten konkretny wszechświat, bądź, że oryginalne zaklęcie miało jakieś drobne zabezpieczenie, na wszelki wypadek). Zatem, tu niestety nie mamy nic lepszego do powiedzenia, poza: Magia.

    Dalej mamy rzeczy nie do sprawdzenia, czyli:
    Stół. Możliwe, ze konstrukcja zaklęcia jest taka, że w momencie ponownej aktywacji (powrót), spawnowałoby stół. No bo dlaczego by nie? Wiem, słabe tłumaczenie, ale lepszego raczej nie mam.
    Twilight. Dlaczego nie spotkała Twilight? To proste. Twilight z danego wszechświata mogła się hajtnąć z jakąś zebra i wyjechać, może teraz zasuwać w kopalni, albo nawet leży gdzieś 6 metrów pod ziemią. Nie ma żadnego powodu by była w tym samym miejscu.
    Czemu Starlight nie cofnęła się żeby naprawić swoje życie? Może zwyczajnie na to nie wpadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Światy równoległe opisałem w akapicie dotyczącym Pratchetta. Jedna rzeczywistość rozgałęzia się za każdym razem na kolejne rzeczywistości, gdzie wypadki potoczyły się inaczej.

      Usuń
    2. Musiało mi to umknąć. Przepraszam zatem.

      Usuń
    3. Spox :) A co do stołu, to tak, on spawnował sie razem z Twilight w tej nowej rzeczywistości, a więc niejako "podróżował razem z nią". Potwierdza to Applejack mówiąc, że tego stołu wcześniej nie było. Nightmare Moon też o nim nie słyszała. Swoją drogą to dziwne, że NMM wcześniej nie zainteresowała się tematem. Miała chyba dostęp do zdobytych archiwów Canterlotu.

      Usuń
  8. „Podróże … dzięki dziwnemu błędowi Starlight.” Moim zdaniem był to zamierzony cel. Chciała by widziała zmiany, widziała co zmieniła. Co to za zemsta, gdy nasz cel nie wie co się stało. Zostawiła zwój, by Twi miała świadomość zachodzących zmian, została wyrwana z kontinuum i podróżowała wraz ze zmianami. Starlight jest dobrym strategiem i miała to zaplanowane.

    Zgadzam się, że nie powinniśmy trafiać do różnych rozwiązań historii, to było po prostu zagranie, by było ciekawie. Tylko naprawdę dobre filmy i książki z przemyślaną historią będą męczyły jedną historię, która będzie się lekko modyfikowała prze zmiany, o których piszesz.
    Piszesz o tym, że Twi i mapa powinna zniknąć, tutaj właśnie dochodzi pozostawiany zwój, który zablokował Twilight oraz to, że według zasady z któregoś filmu o podróżach w czasie, nie można zniszczyć lub zapobiec wydarzeniu, które przyczyniło się do stworzenia takiego portalu. Innymi słowami mapa nie może zniknąć, bo to ona sprawia, że SG podróżuje w przestrzeni, a nie tylko w czasie. Tak samo nie może się cofnąć i zniszczyć zwój lub zabić SW Brodatego, bo by nigdy dostała zwoju. Tutaj rodzi się paradoks.
    „Mane 6 z… tymi samymi znaczkami” – gdyby miały inne oznaczałoby to, że talent i CM zależy od sytuacji, nie od danego kucyka. Tutaj nie widzę żadnych nieścisłości historii. Nawet przy Rainbow nie oznacza, że zrobiła Rainbom a to że umiłowała prędkość.
    Mówiąc o cofaniu się by uratować siebie przed rozstaniem oznaczałoby jedynie, że za nim tęskni. Pragnie jego aprobaty i miłości. W to bym nie uwierzył. Bardziej pasuje mi motyw zemsty, zemsty która zniszczyła wszelakie marzenia o równości i braku konfliktów.
    Starlight Glimmer jest równa Twilight Sparkle. – odpowiadając na twoje pytanie już wcześniej było powiedziane, że SG magią dorównuje Twi. Nie możesz twierdzić, że Twi jako alicorn jest dużo potężniejsza od innych i tylko ona ma prawo nauczyć się takich zaklęć. Z zresztą to nie było jej zaklęcie. Wykorzystała takie samo zaklęcie jakie stworzył jednorożec. Nowszą wersje podróży w czasie. Ona także studiowała przez wiele lat magie i poznała jej tajniki. Jej CM także związany jest z magią. Mogę także przytoczyć tutaj Moondancer.
    „Starlight zawsze na nią czeka i nie da się w żaden sposób jej pokonać.” – błędne założenie. Twi cofa się do innego punktu to fakt. SG na nią czeka, lecz nie zawsze wygrywa, nie zawsze ją pokonuje. Nawet jeżeli ją uziemi, to i tak Starlight uda się rozproszyć Rainbow, odwrócić jej uwagę, nawet tym, że ze sobą walczą. Gdyby strzeliła z tej rakietki o której mówisz to i tak zainteresowałoby to źrebaki w okolicy więc znów lipa. O to chodziło, by Twi zrozumiała, że nie może nic poradzić. Co to za plan, gdy przy pierwszej próbie zostaje zaprzepaszczony?
    Co do wiedz między sobą o swoich spotkaniach, można to podciągnąć, że są wyrwane, jak mapa z kontinuum i pamiętają o swoich spotkaniach. Gdyby tak nie było, nie byłoby historii, bo po pierwszej przegranie nigdy Twi by nie zrobiła postępów by pokonać SG, nie uświadamiała by sobie swojej porażki, którą pogłębiała czym dłużej używała metod siłowych.
    Ja osobiście uważam, że cofając się w czasie to tak naprawdę przeskakujemy do alternatywnej rzeczywistości.
    Uważam, że mimo kilku niedociągnięć, jakie jest ciężko uniknąć z powodów różnych teorii podróży w czasie, różnych wizji autorzy poradzili sobie naprawdę dobrze. Wszystko w miarę trzymało się kupy, a ja osobiście obawiałem się, że zepsują to o wiele bardziej, więc byłem mile zaskoczony jak to rozwiązali. Fabuła była w miarę przemyślana i dostosowana do realia serialu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jestem gotów się zgodzić, że SG zostawiła ten wzór celowo. Musiała mieć jednak pewność, że Twilight nie da rady jej przeszkodzić. taka pewnośc zachodzi tylko wtedy, kiedy masz w 100% sytuacje pod kontrolą, a tutaj TS chyba nie zaskoczyła komunistkę, zabierając ją na pustynię ze sobą. No i zaklęcie było bardzo silnie sprzężone z SG, co też jest nieco podejrzane pod kątem kanonu. Jak dla mnie nadal opcja z iluzją (czyli SG jest w 100% architektem tych wizji) jest możliwa. Podkreślam, dla mnie.

      Kwestia zanczkóa a talentów to osobna kwestia, serial wielokrotnie udowadniał, że znaczek to coś więcej, niż zwykła projekcja talentu lub nawet imienia. To też często pewne przeznaczenie (Twilight, Cadance, CMC). Dlatego nie widze nic zdroźnego, aby kształt znaczka zależał od sytuacji. Wszak talent i w naszym świecie nagina się do rzeczywistości. Ktoś ma talent do rysowania, ale to już od niego zależy, czy rozwinie go tak, albo inaczej.

      No właśnie Starlight nie da się pokonać, czyli obezwładnić jej i całkowicie zapobiec jej planowi. TS cofa się zawsze do tego samego punktu, nie może nic zrobić trwale. Historia zostaje zmieniona. Mam wrażenie, że potwierdziłeś moje założenie :)

      Poziom potęgi Twilight jest wyraźnie większy od innych jednorożców, co zostaje w serialu podkreślone już od odcinka Boast Busters i pojawia się jeszcze wiele razy. Ona ma i talent, i predyspozycje, i wykształcenie, i praktykę i wszelkie inne potzrebne elementy. Nigdzie nie stwierdziłem, że jest najpotężniejsza. Po prostu przewyższa inne jednorożce. Moondancer i SG moga być innymi (nielicznymi) wybitnymi jednostkami, zgadzam się, ale nadal zastanawia fakt, że jeszcze na poczatku sezonu SG musiała uciekać, a chwile potem już bez problemu lewituje sobie i robi mnóstwo innych bardzo OP rzeczy.
      Kwestia wpływu bycia alicornem nie jest rozstrzygnięta, ale zarówno w finale IV sezonu, jak i chociazby w Inspiration Manifestation były bardzo wyraźne sugestie, ze jednak alicorny dysponują większą mocą. Tutaj nie ma co się kłócić, bo to nie jest w 100% pewne, ale bardzo prawdopodobne.

      Podsumowanie Twojego posta chyba pokrywa się z moim podejściem. Też uważam, że to bardzo zgrabna fabuła i nieźle poradzili sobie z (IMO) nierozwiązywalnym problemem :)

      Usuń
    2. Jedynie do czego się odniosę to "SG musiała uciekać," - powiem tylko tyle: Kiedy kucy kupa i Celestia dupa. SG ma moc, lecz nie studiowała magii w tym zakresie. Skupiła się też bardziej na magii ofensywnej, co może potwierdzić czar z rozpoczęcia sezonu, który studiowała przez lata. Fakt, ze ma mniejszą moc od Twi, ale była lepiej przygotowana do starć. Twi dużo czyta, i zapamiętuje część czarów, ale większość by powtórzyć musi sobie je jeszcze raz przytoczyć. Używa ksiąg lub podpatruje u innych jak to robią (Celesia, Cadance, Rarity czy Starlight). Słabszy ma szansę wygrać z mocniejszym przeciwnikiem, jeżeli dobrze się do tego przygotuje i będzie grał na swoim terenie. Zwój został tak zmodyfikowany, by działo się to co SG chciała.

      Usuń
    3. Chciałem walnąć osobistą opinię, a tu ktoś mnie uprzedził :D

      Usuń
  9. I dlatego nie lubię podróży w czasie

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszelkie paradoksy czasu i różnice między czasem a przestrzenią pięknie przedstawiono w internetowym komiksie o nazwie ''Homestuck".
    Jednym z głównych bohaterów jest tam Dave Strider - Rycerz Czasu (jak się później dowiadujemy). Potrafi on przenosić się w dowolny punkt linii czasowej, za każdym razem jednak powstaje jego alternatywna wersja, co daje nam jego liczne klony. Jednak jego podróże nie wpływają na wydarzenia innych bohaterów, dla przykładu pozwolę sobie wstawić fragment z polskiej wersji językowej:

    TG: chyba znajde sobie jakies cieplejsze miejsce do zobaczyska za jakis czas
    -- technoGeniusz [TG] zaprzestaje dręczenia grządkowaGnostyczka [GG] --
    GG: czekaj!
    GG: dave!!
    GG: uuugh glupi nedzni luzacy
    -- technoGeniusz [TG] zaczyna dręczyć grządkowaGnostyczka [GG] --
    TG: dobra wrocilem
    TG: godzine pozniej
    GG: godzine?
    TG: godzine dla mnie
    TG: sekunde dla ciebie
    TG: pobiegalem godzinke i znalazlem miejsce gdzie moge se ogrzac dupsko
    TG: cofnalem sie w czasie
    TG: i napisalem tam gdzie skonczylem
    GG: :O
    GG: nie moge uwierzyc jakie to fajne
    GG: ciezko mi uwierzyc zarowno w to, jak i w tego fajnosc :O
    TG: ta
    TG: ja chyba juz sie do tego przyzwyczailem dla mnie godziny nie plyna tak samo
    TG: w sensie
    TG: mam swoje godziny ktorych nie mial nikt inny to tak jakby moje prywatne godziny
    TG: w czasie gdy cala reszta porusza sie wolniej w bagnie wiodacej linii czasowej
    GG: hmmmm...
    GG: chyba nie do konca rozumiem ale okej!
    TG: no coz
    TG: ja ogarniam czas ty przestrzen
    TG: zupelnie rozne rzeczy
    TG: ty LAPIESZ cos o przestrzeni a ja nie

    Cóż... Ile osób, tyle różnych teorii o czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wszystkich fanów Homestucka podniecają doniczki? Tak się tylko pytam, bo mam złe wspomnienia.

      Usuń
    2. Wiadra ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      No cóż, nie odpowiadam za to, co robi ta inna część fandomu. Mnie wiadra mało obchodzą.

      Usuń
  11. P I L N A W I A D O M O Ś Ć
    https://www.youtube.com/watch?v=XRCXLnN4FyA

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty