Drugi Mój Mały Fanfik I - nadesłane prace


Witam wszystkich! Ponieważ nie mam na dziś żadnego fanfika dam kolejną z edycji Mojego Małego Fanfika.. Zasady nie uległy zmianie w stosunku do poprzednich edycji. Styl dowolny, gatunek dowolny. Odrzucę gore i clopy Możecie pisać poezję, możecie też prozą. A teraz czas na sprawy techniczne:

A teraz temat dzisiejszego Mojego (Waszego:) Małego Fanfika:

Pierwszy dzień panowania księżniczki Twilight Sparkle

A teraz nadesłane prace. Wszystkim autorom serdecznie dziękuję i życzę nowych pomysłów na nowy rok.

1. Tost - LINK
Pierwszy z nadesłanych tekstów. Praca, która bardzo mi się spodobała, głównie ze względu na zawarty w niej humor. I za postać dowódcy gwardii. Pierwszy dzień panowania księżniczki Twilight Sparkle jest nieco... zaskakujący. Całość czyta się szybko i przyjemnie - żadnej nudy, czy też taszczenia smoka w klatce przez setki stron:)
2. Derpin - LINK
Przerażająca tajemnica ciąży nad Equestrią. O wszystkim wiedzą tylko alicorny. Twilight jako nowy pegazorożec musi poznać prawdę. Ponownie komedia i ponownie dobry tekst.
3. Twinkle - LINK
Utrzymana w poważnym tonie praca. Pierwszy dzień panowania Twilight nie jest łatwy. Nowa księżniczka musi zmierzyć się z pozornie błahymi problemami, które finalnie okazują się bardzo poważnymi. Plusy za fabułę, przypominającą układem odcinki MLP. Minusem jest pewna chaotyczność - niekiedy łatwo się pogubić, oraz zakończenie (ale to prawdopodobnie związane z limitem stron).
4. Malvagio - LINK
Tym razem Twilight staje przed poważnym problemem. Jak sobie poradzi i jaką tajemnicę skrywają pozostałe księżniczki?
5. Bodzio - LINK
Nietypowy tekst. Całość przedstawiona z perspektywy smoka Spike'a. Bardzo dobrze i przyjemnie napisany tekst - szczególnie ostatnia scena budzenia się pewnej postaci.
6. StyxD - LINK
Kolejny bardzo dobry tekst. Twilight musi zmierzyć się z obowiązkami w Canterlocie. Świetna scena sniadania z księżniczkami.
7. Mordecz - LINK
Świetny tekst. Praca napisana w bardzo dobrym stylu - czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Plus za świetnie i zaskakujące zakończenie.
8. White Pencil - LINK
Pierwszy dzień panowania Twilight nie będzie normalnym dniem. Krótki i przyjemny tekst. I brak justowania:)


Wszystkim jeszcze raz dziękuję za wzięcie udziału w tej edycji Małego Fanfika. Kolejna edycja już wkrótce. Propozycję tematów można zostawić w komentarzach.

Komentarze

  1. Grr. Zawsze o tym zapominam. Już wyjustowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobra edycja i dużo pomysłowych tekstów. Pozwolę sobie napisać kilka słów o każdym (kolejność nieprzypadkowa):

    1. Bodzio. Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia, jakie jest przesłanie tego tekstu. Czy on w ogóle ma jakieś przesłanie? Plus za to, że całość jest pokazana z perspektywy Spike’a, żaden z piszących na to nie wpadł. Pytanie tylko, o co chodzi? Albo jestem głupia, albo… nie. Chyba po prostu jestem głupia.

    2. Derpin. O, tak, inwigilacja przez Istoty-Znajdujące-Się-Po-Drugiej-Stronie-Monitora. Pomysł tak oklepany, że nie wiem, czy można wyciągnąć z niego coś więcej. Samo opowiadanie niespecjalnie mi się podoba. Nawet rozumiem zamysł, że to miał być absurd, ale taki jego rodzaj mi nie odpowiada. Potyczka na rapowanie? Wojny w kisielu? No błagam. To, że coś jest absurdalne, nie znaczy, że ma być wyjęte z czterech liter. Nawet, jeżeli taki zabieg ma na celu wyśmianie pewnych trendów.

    3. Malvagio. Całkiem przyjemny tekst. Pomysł naprawdę ciekawy, a miłe, kłopotliwe stworki dodają całości mnóstwo uroku. Twilight jest tu jak najbardziej sobą, a reakcja Celestii nie jest przesadzona. Bardzo dobra puenta, czyli „lekcja”, której nauczyła się Twilight. Plus za wprowadzenie do fabuły postaci pani burmistrz.
    Z drugiej strony, potwornie mnie mierzwi Rainbow, która samoistnie powołała się na strażnika Twilight. Co to, ona własnej roboty nie ma, chmur rozganiać nie musi, pogoda sama się zrobi? Wiem, że opowiadanie to komedia, ale bez przesady. Ten sam zarzut, co w przypadku dwójki - śmieszny nie znaczy bezsensowny.

    4. Mordecz. Świetny, zabawny tekst. Genialne zakończenie, którego się naprawdę nie spodziewałam. Dobrze prowadzona akcja - czytelnik cały czas zastanawia się, co to za tajemniczy głos, wołający Twilight po imieniu. Pierwsza część to ładna, przejrzysta scenka rodzajowa, typowa obyczajówka, które uwielbiam. No i Twilight taka, jaka powinna być - skrupulatna, zamartwiająca się o wszystko, zwracająca uwagę na szczegóły, o których nikt o zdrowych zmysłach by nie pomyślał… To właśnie jest Twilight, jaką znamy i kochamy. Wielki plus za Spike’a, który nie został zdegradowany do roli podajnika potrzebnych rzeczy albo tragarza.

    5. StyxD. Kolejny wyjątkowo dobry tekst. Bardzo dobrze ukazana została osobowość Twilight. Jej charakter widać jak na dłoni. To wstawanie w środku nocy, bo „księżniczka Celestia może jej potrzebować”, ten strach przed obowiązkami, to podejście „byle nie zawieźć mentorki”… No i genialna rozmowa przy śniadaniu. Ge-nial-na. Przy części z Flashem prawie spadłam z krzesła ze śmiechu. „Teoretycznie… w końcu przysięgają poświęcić własne życie dla dobra Equestrii. Na pewno dałoby się to pod to podciągnąć” - tekst roku.
    Idea uczynienia z Twilight burmistrz Canterlotu nie przemawia do mnie, a tłumaczenie, że „aktualnie zabrakło ciał niebieskich, nad którymi Twilight mogłaby sprawować pieczę” jest dla mnie wręcz niepojęte. Wszakże nieboskłon to nie jedyne, czym mogłaby się zajmować księżniczka. Co z dyplomacją, gospodarką, edukacją? Akurat w tym ostatnim Twi sprawdziłaby się doskonale. Ale że burmistrz? Skąd niby taka funkcja? I to jeszcze dla osoby, która od kilku ładnych lat w Canterlocie nie mieszka? Która nie ma pojęcia, jak zarządzać miastem? Funkcja, w której należy spotykać się codziennie z żywymi ludźmi, nie jest odpowiednia dla początkującego włodarza. A przecież tyle jest roboty papierkowej, w której Twi by się odnalazła.
    Poza tym, czy Canterlot nie jest na tyle dużym miastem, że powinien mieć prezydenta, a nie burmistrza? Wiem, głupie kalkowanie zasad naszego świata na świat kucyków.
    Przyjemna ostatnia scena i bardzo adekwatna reakcja Twilight.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6. Tost. Nie ma to jak flaki i krew. Genialna komedia, chyba najlepsza spośród wszystkich w tym poście. Postać ogarniętego manią prześladowczą kapitana, który każdego wysyła na stryczek jako potencjalnego zamachowca, jest jednocześnie niesamowicie zabawna i odrobinę niepokojąca. Wiem z własnego doświadczenia, że wyczyny takiej osoby potrafią posłać pod stół największego mruka… ale tylko wtedy, kiedy są opowiedziane jako anegdoty. Kiedy ma się to nieszczęście mieć do czynienia z taką osobą na co dzień, to przestaje być śmieszne.
      Najlepszy fragment? Ten o zasłoniętych oknach. Wasza Wysokość nie życzyła sobie widzieć żadnych egzekucji… więc zabiłem okna deskami :D.
      Sama Twilight chyba trochę za bardzo odbiega od swojej natury. Podpisała dokument, nie przeczytawszy go? Martwiła się, że nie wyrobi się z tym do wieczora? Drżała z podekscytowania na samą myśl, że będzie rządzić całą krainą, nie zadając sobie nawet pytania, co będzie, jeśli tak wielka odpowiedzialność ją przerośnie? Przepraszam bardzo, to nie Twilight. Ktoś ją podstawił.
      „Won z nim do magów. Wyczyścić pamięć. Umyć i odsiniaczyć przed jutrzejszą wizytą” - ach, gdybym miała taką moc w prawdziwym życiu… Kilka osób dowiedziałoby się wreszcie, co o nich myślę.
      Bomba w klamce, ogier bez nogi i „nie jestem potworem - wyślę mu do szpitala kostkę cukru” - miód, cud i pistacje. Genialne.
      No i ostatnia scena. Umarła mnie totalnie. O ile zwykle zbytnia… frywolność w zachowaniu księżniczek mnie drażni, to tutaj one są po prostu fantastyczne. Świetne i przezabawne. No i ciekawe, co Celestia zobowiązała się zrobić w razie przegrania zakładu. Przez pół roku opłacałaby Lunie rachunki za Internet?

      7. Twinkle. Wreszcie coś na poważnie. Bardzo dobra obyczajówka. Twilight jest sobą, problemy naprawdę są problemami i jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę tak by to wyglądało. Narracja pierwszoosobowa ładnie podkreśla charakter Twilight, jej niepewność, strach przez decyzjami… W ogóle to odsyłanie każdego poddanego z najbłahszą nawet sprawą do księżniczki Celestii jest tak bardzo podobne do Twilight i w ogóle do każdego na jej miejscu, że jestem pełna podziwu. Kiedy jest się w nowej sytuacji, nawet najmniejsza pierdoła urasta do rangi poważnego problemu. Znam doskonale to uczucie, kiedy musi się coś zrobić, musi się zadecydować, ale w środku ma się ochotę rzucić wszystko w cholerę i uciec, powołując się na jakiś autorytet.
      Fabuła rzeczywiście przypomina odcinek serialu. Akcja jest bardzo dobrze poprowadzona - niespieszne wprowadzenie, narastające napięcie, punkt kulminacyjny i dobre zakończenie. No i morał, czyli rzecz, dla której miliony dzieci oglądają tę bajkę. Bardzo dobrze ukazane jest, jak drobnostka typu obcięty krzew może zaważyć na losach całego królestwa. Piękny tekst.

      8. White Pencil. Króciutkie i w sumie nie da się za dużo o tym napisać. Niby lekka komedyjka, ale jakoś mnie nie porwała. Nie mówiąc już o Twilight wykrzykującej „Czego?!” do osoby pukającej do drzwi oraz o podręczniku dla księżniczek, który każe zwracać się do straży „Hej, co tam?”.
      Stereotypowe ukazanie Luny jako nerda grającego non stop w gry komputerowe nawet mnie nie razi. W sumie pasuje to do niej, tak samo, jak do Celestii pasuje Molestia.
      W sumie tekst jest taki sobie. Spodobało mi się jedynie powtarzające się zdanie „Połóż na stole”. Zabawny drobiazg.

      I dwa zdania ogólnie do wszystkich prac: w sumie dziwi mnie, że wszyscy opisali relacje Celestii i Luny jako wzorowe. Księżniczki są ze sobą idealnie zżyte, lubią się, żartują z siebie nawzajem i doskonale rozumieją swoje żarty, Luna nie używa nawet tradycyjnego królewskiego głosu, zdążyła się już oduczyć dawnych manier i obyczajów… Niby kanoniczne, ale jednak nie wyobrażam sobie takiej Luny po tysiącu lat życia w osamotnieniu, z dala od normalnego świata i nie wyobrażam sobie również takiej cukierkowości w relacjach sióstr, które tak się niegdyś skrzywdziły.

      W każdym razie bardzo dobre teksty. Czekam na więcej.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Gacinka

      Usuń
    2. Dzięki za przeczytanie i opinię. Nie mogę się jednak zgodzić, żeby kapitanowanie Rainbow było pozbawione sensu - w serialu wielokrotnie było pokazane, że pomimo swoich obowiązków ma aż za dużo wolnego czasu, więc sądzę, że skutecznie byłaby w stanie pogodzić pracę na dwa etaty. Jeśli w ogóle by musiała - myślę, że posada kapitan gwardii jest wystarczająco nobilitująca, by skusić ją do porzucenia starej pracy (a nie sądzę, żeby znalezienie jakiegokolwiek zastępstwa było niemożliwe, jak to zostało pokazane w ostatnim w ostatnim odcinku III sezonu - KUCOM PO PROSTU SIĘ NIE CHCIAŁO, heh).

      Ech, Styxu namawia mnie do komentowania prac. Nah. Może się przełamię i faktycznie to zrobię, żeby zrobił się tu jakikolwiek ruch.

      Na razie nic mi nie przychodzi do głowy w sprawie propozycji następnego tematu. Jeśli coś się w tej materii zmieni, dam znać.

      Usuń
    3. Nie chodziło mi o to, że uczynienie z Rainbow strażniczki jest pozbawione sensu, lecz o sposób, w jaki to zostało przedstawione. Oczywiście dalej sądzę, że Dash powinna zająć się własną pracą i nie wpierniczać się tam, gdzie jej nie potrzebują, lecz jestem w stanie przyjąć twoje tłumaczenie. Nie podoba mi się tylko, że nasz ulubiony pegaz wziął się zakuł w zbroję, poleciał do Twi i stwierdził, że chce być kapitanem, a Twi po prostu powiedziała "Tak". Wiadomo, że zrobiła to dla świętego spokoju, ale serio, jaki byłby pożytek z takiego strażnika? Rainbow to Rainbow - zapatrzona w siebie dziewczyna, która uwielbia się popisywać i myśli, że bez niej świat się rozsypie. Jest zręczna, szybka jak wiatr, silna, gibka, ale strażnikiem powinien zostać ktoś, kto naprawdę byłby w stanie chronić koronowaną głowę.



      Oczywiście te wszystkie dywagacje są trochę głupie, bo opowiadanie to lekka komedia, a nie rozprawa filozoficzna, więc się tym moim gadaniem nie przejmuj.



      Pozdrawiam,
      Gacinka

      Usuń
    4. Zawsze warto trochę podywagować, byle tylko rozmawiać o tekście, takie jest moje zdanie. Wracając do Rainbow - nie zapominaj, że pomimo wszystkich tych jej przywar, jest wciąż powierniczką LOJALNOŚCI. Wydaje mi się, że na stanowisku kapitan gwardii jest to cecha bardzo pożądana, jedna z nadrzędnych (można nawet nadrzędna w stosunku do wszystkich pozostałych). Sądzę więc, że byłby z niej pożytek i to niemały. Poza tym, jeśli którakolwiek z przyjaciółek Twilight miałaby zostać mianowana na to stanowisko, to tylko i wyłącznie Rainbow, która zgarnia dodatkowe plusy za trening w Akademii Wonderbolts, pełniących rolę czegoś w rodzaju sił powietrznych Equestrii - Dash ma zatem za sobą, przynajmniej w pewnym stopniu i sensie, przeszkolenie wojskowe.

      Pozdrawiam,

      Malvagio

      Usuń
    5. Och... przesłanie mojego tekstu. Taaaaak... Ten teges.

      Nie musisz umniejszać swojej inteligencji, bo jego po prostu nie ma. A przynajmniej nie widziałem jednego, konkretnego, wyniesionego na piedestał idei, gdy pisałem. Oto lista potencjalnych rzeczy, które można z tego wyciągnąć, jak się poszuka lepiej lub gorzej:
      1) Spike ma swoje życie! (niemożebne D: )
      2) Twilight bez swojego niewol-/pomocnika nie jest przystosowana do działania
      3) Bohaterskie czyny nie są, jak to nas usiłuje przekonać sam serial, całkowicie pomijalne
      4) Jedzenie loda jest czynnością, której można banalnie wręcz nadać erotyczny wydźwięk
      5) [kont. z 4.] Mój Umysł jest całkowicie spaczony

      Ten pomysł był jednym z czterech czy pięciu, które mi wpadły do głowy. W tym miałem najlepiej rozpisane wydarzenia, więc postanowiłem wybrać akurat go, gdy wybiła godzina 20:00 w dzień deadline'u. Pierwotnym zamysłem na wszystkie było "tak naprawdę był to dzień jak co dzień", co ten pokazuje najmniej i zdaję sobie z tego sprawę. Ale coś napisać wypadało :D

      Z wyrazami uznania,
      Bodzio

      Usuń
    6. Dziękuję za komentarz!
      Co mogę powiedzieć... nie spodziewałem się, że aż tak czytelnikom spodoba się scena śniadania. :D

      Jeśli chodzi o zrobienie z Twilight burmistrz, to się w pełni zgodzę: jest wiele stanowisk, na których na pewno sprawiłaby się lepiej. Sam na początku chciałem ją dać do jakiejś administracyjnej, papierkowej roboty, ale były z tym dwa problemy: po pierwsze, ciężko mi było wpaść na pomysł, jak przedstawić takie zajęcie w sposób interesujący, a po drugie, gdyby Twilight poszło dobrze, to ciężej byłoby znaleźć centralny konflikt opowiadania.
      Zapewne udałoby mi się w końcu znaleźć satysfakcjonujące rozwiązanie tych kwestii, ale deadline się zbliżał... więc poszedłem na łatwiznę i cisnąłem Twi na wody, na których nie czuła się w ogóle pewnie.
      Miało to też być niejako nawiązanie do sytuacji Cadance, która (najwyraźniej) z dnia na dzień została władczynią całego państwa-miasta, mimo że nie było nigdzie pokazane, żeby posiadała w rządzeniu jakiekolwiek doświadczenie. Ta to miała przechlapane! :D

      Co do prezydenta, zamiast burmistrza... nie przyszło mi to do głowy po prostu. Ale "prezydent" brzmi tak współcześnie, a to w końcu miało być dawno dawno temu, w magicznej krainie Equestrii...

      "Niby kanoniczne, ale jednak nie wyobrażam sobie takiej Luny po tysiącu lat życia w osamotnieniu, z dala od normalnego świata i nie wyobrażam sobie również takiej cukierkowości w relacjach sióstr, które tak się niegdyś skrzywdziły."

      Cóż... ja mogę się wytłumaczyć tym, że to miała być komedia.
      Wiele razy próbowałem się zmierzyć (w ramach MMF) z kwestią trudności w relacji Luny i Celestii, ale nigdy nie udało mi się niczego skończyć i opublikować. A pisanie ich w ten sposób było dla mnie odświeżające... no i dobrze się przy tym bawiłem.

      Usuń
    7. Jej, dziękuję za komentarz.
      A to wydawało się takie dłuugie na komórce... Twilight krzyczącą "czego" mogę chyba wytłumaczyć jej zestresowaniem. Ale tego "co tam" już nie bardzo. Chciałam chyba pokazać ten kontrast... W sumie teraz to niezupełnie ma sens. Trochę spieszyłam się z opowiadaniem o trzeciej nad ranem czasu polskiego uspokajając się tym, że post nie ukaże się minutę po deadlinie... mam zwyczaj robienia wszystkiego na ostatnią chwilę.
      W każdym razie dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam,
      White

      Usuń
    8. Bodzio: Sama idea "To był dzień jak co dzień" naprawdę mi się podoba i trochę szkoda, że nie udało ci się wycisnąć z tego pomysłu więcej.
      Po przeczytaniu punktu czwartego zrobiłam taką minę ----> O.O
      Przez jakąś połowę życia jestem ustawicznie okrzykiwana najbardziej zboczoną istotą, jaką nosiła Ziemia, a mimo to naprawdę nie widzę w opisie jedzenia lodów niczego zdrożnego. NICZEGO. Z ciekawości przeczytałam ten fragment jeszcze raz z nastawieniem "Znajdę te nawiązania do seksu, choćbym je miała spod ziemi wydobyć"... i nie znalazłam.
      Jeśli istnieją ludzie o umyśle bardziej spaczonym niż mój, to wróżę ludzkości rychły kres :P.
      W każdym razie życzę miłego rzucania niejednoznacznymi aluzjami na przyszłość :D.

      White i StyxD: Ach, te terminy, najbardziej nielubiana rzecz pod słońcem :P. W pełni rozumiem, że widmo zbliżającego się deadline'u potrafi zabić każdy twór... Mimo to uważam, że po dopracowaniu (i dłuższym "leżakowaniu") opowiadania byłyby o wiele lepsze. Szczególnie tyczy się to ciebie, StyxD. I przy okazji czekam na to dramatycznie smutne opowiadanie opisujące trudne relacje księżniczek ^^.

      Pozdrawiam ciepło,
      Gacinka

      Usuń
  3. Jeszcze jedna rzecz, na którą każe mi zwrócić uwagę moje czepialstwo. W regulaminie MMF w punkcie piątym stoi: "Praca powinna być dość krótka, maksymalny rozmiar to 7 (słownie: siedem) stron, czcionka rozmiar 11 lub 12.
    Dla poezji limit zwiększam do 10 stron". Tymczasem trzy spośród ośmiu prac po przekopiowaniu do Worda i ustawieniu czcionki na najniższy dopuszczalny rozmiar (11) mają długość ośmiu stron, w tym dwie pisane Arialem, który jest "najszczuplejszą" z czcionek. Czepiam się teraz, ale limit to limit i wyjście poza ten limit powinno oznaczać dyskwalifikację. Bo nie po to niektórzy wychodzą z siebie, żeby się zmieścić, nie po to tną najlepsze fragmenty opowiadania, żeby ktoś inny wysłał stronę więcej i również został zaakceptowany. Nie mówiąc już o tym, że skoro dopuszcza się przekroczenie limitu o pół strony albo o stronę, to dlaczego nie o trzy, cztery albo dziesięć? Można by tak w nieskończoność.

    Kłaniam się uniżenie,
    Wredna Formalistka Gacinka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kredke, masz zakaz używania słowa limit. Zmień na orientacyjną objętość i będziesz miał spokój od wrednych formalistek :)
      Zasady... najgłupszy pomysł od czasu odkrycia czasu...

      Usuń
    2. A ja zawsze myślałam, że chodzi o siedem stron, czcionkę arial, wielkość 11 w formacie google docs...

      Usuń
  4. Ja polecę trochę nie po kolei.

    Also, Mordecz. Kilka drobnych błędów, kilka pewnie pominąłem. Stylistyka na kolana nie powala, ale też nie ciągnie tyłów. Przez cały tekst irytowało mnie nadmierne używanie wyszukanych słów, ale jakoś to przeboleję. Wielkim zgrzytem dla mnie było ,,wytykanie Spike'a palcem". Albo inaczej, to już kolejny twój tekst, w którym odnoszę wrażenie, że nie tylko go krytykujesz, ale robisz to tak, że i czytelnik czuje do niego... coś niemiłego. Tytuł też wzięty z dupy. Opowieść zmierzchowa? Czy ten tytuł jest w jakikolwiek sposób adekwatny do ficka? Zakończenie mnie nie zaskoczyło. Raczej trochę zawiodło. Kredke i Gandzia trochę przesadzili z tym ,,zaskoczeniem", choć możliwe, że Gandzia miał efekt ,,skoro tak piszą, to tak musi być", also efekt placebo.
    Dalej mógłbym jeszcze wspomnieć o ,,Twilight... Szumiał głos w oddali". Wybacz, ale ja przez kilka stron miałem wrażenie, że cały tekst wypowiada jeden bohater. A tymczasem tylko ,,Twilight" mówił bohater, a ,,szumiał głos w oddali" jest tylko odniesieniem, które powinno być oddzielone myślnikiem, żeby uniknąć sytuacji, takiej jak ta.
    Ogólnie tekst jest miarę dobry, jakiś ogromnych zgrzytów nie ma. Całkiem w porządku. 6/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Also, White Pencil. Nie wiem, czy to efekt justowania, ale totalny brak akapitów. To bardzo psuje jakość odbioru. Poza błędy interpunkcyjne i nadużywanie imiesłowów przysłówkowych. No i tworzenie postaci... Ech, ludzie, Gandzia ma rację, TS nigdy by nie krzyknęła ,,Czego?!", bo jest zbyt dobrze wychowana. To kuleje i to... boli.
      @up, brak przecinków przy zwracaniu się do konkretnych osób
      Gra słów, która miała być zapewne bardzo zabawna, wywołała u mnie tylko uśmiech. No, może gdzieś błysnęły zęby... nieważne.
      Cały tekst jest w miarę przyzwoity. Oklepany motyw sprawdził się nawet dobrze w tej sytuacji, plus za to, że nie ciągnęłaś go na siłę. Dałbym 7/10, ale przez błędy i niedopatrzenia masz 5/10. Oby tak dalej :v

      Usuń
    2. SPOILER: Gwoli ścisłości - "zaskoczeniem" nie był bynajmniej fakt, że Twilight się ta cała sytuacja śniła, bo sen w opowiadaniu to motyw tak oklepany, że domyśliłam się po pierwszej stronie. Zaskoczona byłam tytułem książki, który ów sen wywołał. Rozśmieszyło mnie to.

      "Twilight... Szumiał głos w oddali" - wbrew pozorom myślnik nie jest tu potrzebny. Uwierz, taki zabieg się stosuje i to dość często. Brak wyraźnego oddzielenia między myślą / słowem a komentarzem narratora ma na celu podkreślenie liryczności tekstu. W tym przypadku zostało to bardzo dobrze zastosowane i naprawdę spełnia wyżej wspomniane zadanie.

      No i nicki ci się, waćpan, pomyliły :P Chyba jednak zostanę przy swojsko brzmiącej Madeleine, bo nie ma dnia, żeby mnie ktoś nie przechrzcił.

      Pozdrawiam serdecznie jeszcze w 2013 roku :)

      Usuń
    3. Also, Bodzio. Ten styl... ech, przedobrzyłeś. Chciałeś, żeby wypadło dobrze, a wypadło - moim zdaniem - kijowo. Za dużo ,,ą, ę", jeśli wiesz o co mi chodzi.
      Dobra, największą wadą tego ficka - i to ogromną wadą!!! - są wyolbrzymione opisy, które ledwo można pojąć. Muszę jednak przyznać, że całość bardzo mi się podoba. Moonlight, tworzenie zakłopotania - choć dla mnie troszkę nielogicznego, ale co tam - i ogólnych rzeczy były naprawdę fajne.
      Poza tym znowu mamy odniesienie do tego, że władcy się lenią (tak samo jak w pracy White Pencil). Cóż, może to prawda, może nie, ale tak czy inaczej, warto powiedzieć, że trochę przesadziłeś z ,,najsłodszy z możliwych sposobów" ,,cudne ziewnięcie". Zakochałeś się w Twilight czy jak? ;)

      Fajny, naprawdę fajny 7+/10

      Usuń
    4. Madeleine, wybacz, trochę zmęczony jestem.

      Co do tego tekstu, którego nie mam siły przepisywać... Możesz dać przykłady? Bo ja się z takim zapisem nie spotkałem.

      Usuń
    5. No proszę, czyli udał mi się przedobrzony styl! I to aż tak, że Erast zaczyna mi niemieckim "also", przywołując dziewięć (póki co) lat bezsensownej nauki tego języka! Niewiele może być większych dla mnie komplementów!

      Ale już całkiem na poważnie - styl miał być absolutnie i bezsensownie przesadzony, nie chodziło mi bynajmniej o to, by "wypadło dobrze". Fika o tej treści napisałbym normalnie w godzin może dwie, tutaj zajęło mi to aż cztery. Zwłaszcza na początku, który jednak powstawał dość płynnie i śmiem wręcz twierdzić, że z natchnieniem. Nie mam zamiaru tak pisać, gdyż jest to cholernie niewygodne i mam nadzieję, że następną pracę będę mógł zrobić całkowicie zwyczajną. To był, hm, eksperyment.

      Scena z Twi jest tym, na czym w sumie opierał się cały koncept i też jest przesłodzona całkowicie zamierzenie. Po części z tego powodu, który wskazała Madeline, po części dla kontrastu z niemal natychmiastowymi wyrzutami w stronę Spike'a - czyli słodziutka i piękna, byle jej nie budzić :D
      Jeżeli lenistwo władców odnosi się również do tej sceny, to nie jest tak do końca. Chciałem tutaj ukazać między innymi troskę Celestii o Twi (przecież ona się chyba nigdy nie wysypia!), to, że nareszcie nasz Lawendowy Jednoróg może nieco odpocząć, no i, jak już wspominałem, fakt jej zależności od Spike'a, którego zawsze wyobrażam sobie jako nieco bardziej dorosłego, niż daje po sobie pokazać. Twi opiekowała się nim, lecz teraz działa to też w drugą stronę - on potrafi być jej głosem rozsądku, sprowadza ją na ziemię i stara się pomagać jej w bardziej psychotycznych epizodach. A mimo to jest tak często pomijany... szkoda, wielka szkoda.

      Z wyrazami uznania za przebicie się przez przegięte opisy (z których najgorszy i tak usunąłem, bo nie dało się go zrozumieć),
      Bodzio :D

      Usuń
    6. Inwektywy adresowane do Spike'a mają na celu zastanowić czytelnika nad tym, czemu ten krytykowany i z pozoru nieszanowany smok wciąż tak blisko i uparcie trwa przy Twilight. Mimo jego dziecięcej aparycji, budowy ciała i wielu popełnianych błędów, smoczek wciąż jest traktowany z godnością przez najbliższych. Niestety reszta społeczeństwa tego nie dostrzega, traktując go jak zwyczajne popychadło (inwektywy, odrzucenie na tyły sali). Zwróć uwagę, że pomimo wszelkich jego niedoskonałości, jest na drugim miejscu (zaraz po Twilight) w hierarchii. Ot proste, acz w pełni niewystarczające wprowadzenie realizmu postaci, która mimo swojej niebagatelnej roli w historię, wciąż zmuszona jest do bycia anonimowym. Jeśli Spike jest odbierany jako postać negatywna i niegodna uwagi, to czemu autor gloryfikuje go, czyniąc protagonistą?

      Zakończenie jest dla mnie typowe – luźne dopowiedzenie, uzupełniające i podsumowujące w skrócie tekst. Jeszcze się nie zdarzył taki One-Shot, którego nie podsumowywałem ostatnim akapitem. Zabieg prosty, przyjemny, dla niektórych zabawnych. Jeśli czytelnik zdoła przetrwać do samego końca, trafi na oryginalne, trafne zakończenie, to jego radość z pokonania lektury zostaje podwojona, co wpływa na równie pozytywny komentarz (Mordecz, geniusz zła). Acz powinienem kiedyś pomyśleć o bardziej dojrzałym zakończeniu. :P W tym celu musiałbym przebudować połowę opowiadania, a tego by mi się nie chciało.

      Skoro Madeleine zwróciła uwagę na wprowadzony kursywą fragment, to nie muszę się w tej dziecinie udzielać.

      No w sumie ciekaw jestem, kto zauważy związek między tytułem a historią. Związek jest nieprzypadkowy, wszystko zależy od poprawnego skojarzenia i dalszego dopowiedzenia. :P

      Pozdrawiam

      Usuń
    7. John Lennon: Poczytaj trochę o mowie pozornie zależnej. Najprostsza definicja (ze Słownika Języka Polskiego PWN): "Przytoczenie myśli i słów bohatera w taki sposób, jakby pochodziły od narratora, lecz z zachowaniem stylu charakterystycznego dla bohatera". Prościej mówiąc: narrator prowadzi narrację, a tu nagle następuje nieoznaczona w żaden sposób myśl bohatera i znowu narracja. Przykłady niełatwo było znaleźć, ale powiedzmy, że poniższe dość dobrze obrazują, o co chodzi:

      1. "Miłosierdzie gminy" Marii Konopnickiej:
      Wdowa Knaus także się między nimi rozparła. Od czasu jak się syn ożenił, na Imię Boskie, nie ma się kim w domu pchnąć.

      "Na Imię Boskie" jest oczywiście subiektywną oceną owej pani.

      2. Kajś z Internetów, który chyba najlepiej oddaje ideę mowy pozornie niezależnej:
      Jurek snuł się jak nieprzytomny ulicami miasta. Nie mógł przestać myśleć o kłótni z kolegami. Czy naprawdę nie miałem racji? Jak mogli ze mną tak postąpić?

      Użycie tego cudnej urody środka stylistycznego powoduje zatarcie się granicy między narracją a wewnętrznym monologiem bohatera. W ten sposób możemy przemycić do tekstu mnóstwo liryzmu, delikatności, ulotności... Oczywiście ciężko to wszystko zauważyć w opowiadaniu Mordecza, bo tam to zaledwie jedna linijka tekstu, ale tak, coś takiego istnieje i tak, ma się dobrze.

      Ciekawostka: taki rodzaj narracji został rozpowszechniony w II połowie XIX wieku, w powieściach i nowelach pozytywistycznych, występuje m.in. w "Lalce" i "Kamizelce" Bolesława Prusa, "Granicy" Zofii Nałkowskiej" i "Glorii victis" Elizy Orzeszkowej :]

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Pora zaczynać. Kolejność czytania przypadkowa.

    3. Twinkle
    Opowiadanie napisane dobrym stylem, który czyta się lekko i nie sposób się przyczepić (może poza niecałkowitą jasnością niektórych opisów.). Za to poczułem pewien zgrzyt w tonie opowiadania: jest zawieszone dość niezręcznie między komedią, a czymś poważnym. Jest tu parę wątków raczej humorystycznych (książki, które Twilight czytała, czy też kłócąca się para ogrodników), lecz nie są one na pierwszym planie, brak tu również jakiejś puenty. Z kolei jak na poważne opowiadanie, to wątek dramatyczny nie został rozwiązany w żaden sposób (choćby miało być to zapewnienie Celestii, że wszystko będzie dobrze), w końcówce został wręcz zlekceważony. Celestia wygląda przez to nieco na osobę, która ma wszystko gdzieś. Konflikt międzynarodowy? E tam, grunt że Twilgiht dostała lekcję. Happy End.
    Może to faktycznie zostało spowodowane przez limit stron, niemniej psuje to nieco odbiór opowiadania.

    Podobało mi się zachowanie Twilight, jak i sytuacje, które napotykała na swojej drodze, szczególnie konflikt z zebrami (pokazujący, jak ważne są drobiazgi związane z etykietą). Nie podobał mi się za to nieco stosunek poddanych do księżniczek. Proszenie Celestii o autograf? Kibitz publicznie strofujący Twilight? Co się stało z niemal nabożnym szacunkiem, znanym z serialu? :D

    Ostatecznie, opowiadanie oceniam jak najbardziej pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok, leci reszta komentarzy.

    4. Malvagio
    Udana komedia, niektóre z kawałków były godne spadnięcia z krzesła (np. kucoćmy lgnące do słońca :D). Zakończenie jest niespodziewanie poważne i smutne, co tworzy ciekawy efekt; niemniej mam wrażenie, że bardziej by mi się podobało, gdyby lekki ton został zachowany do końca. Może dlatego, że Celestia wychodzi tu na cyniczną i gnuśną władczynię, psującą młodą i idealistyczną Twilight.

    (Tak, ponownie się czepiam szargania obrazu Pani Dnia :D)

    Styl jest w porządku, jedyne co mi trochę przeszkadzało, to miejscami nieco zbytnia zawiłość i rozbudowanie zdań postaci i narratora. Nigdy nie jest niezrozumiale, ale mam wrażenie, że czasami przydałoby się, by niektóre miejsca można było przeczytać szybciej.

    7. Mordecz
    No... tym razem mamy coś wyraźnie poważnego. Scena, w której Twilight zbliża się do tronów, przez którą przewija się wspomnienie wszystkich poprzednich scen z opowiadania, jak i opis uczuć Twilight, jest po prostu świetna. Zakończenie w pewien sposób potęguje ponurość całości. Naprawdę dobrze zrobione.

    Niestety, poprzednie części opowiadania podobały mi się mniej. Sceny obyczajowe, były ok, ale styl był miejscami nazbyt pokrętny bez wyraźnego powodu, jak na mój gust. I o ile w ostatniej scenie dobrze komponował się z opisem myśli Twilight, to poza nią czasami sprawiał, że akcja wlokła się niemiłosiernie.

    2. Derpin
    Hmm... niestety, nie rozśmieszyło mnie zupełnie to opowiadanie. Ani też nie wywołało innych bodźców uznawanych za przyjemne.

    Wątek "Sterujących" ma pewien potencjał, niestety nie został przedstawiony w żaden sposób, który byłby nowy ani ciekawy. A samo w sobie stwierdzenie istnienia tego... cóż, zbytnio śmieszne nie jest. A ponieważ opowiadanie niczego więcej w sumie nie zawiera, to właściwie wszystko, co mogę powiedzieć.

    1. Tost
    Nie mam komentarza.
    Może poza tym, że dziwię się, że Kredke przepuścił to zakończenie.

    5. Bodzio
    Bardziej studium nietypowych sposobów opisywania scen i myśli postaci, niż opowiadanie, bo naprawdę niewiele tu się dzieje i nie zmierza to w żadnym konkretnym kierunku (choć z drugiej strony, puenta o Twilight przesypiającej swój dzień rządów, jest bardzo zabawna :D). Podobało mi się jednak bardzo. Wszystkie sceny mają lekki, przyjemny, relaksujący wydźwięk. Opisy czasem czytało się ciężko, ale nie nudno. ;)

    8. White Pencil
    Cóż... nie przypadło mi to opowiadanie do gustu.

    Pod względem treści, jest tu bardzo mało. Niby ma być komedia, ale wykorzystanie wyświechtanych memów (jak banany i Gamer Luna) ciężko uznać za coś śmiesznego. No, "połóż na stole" było niezłe, ale... to jedna fraza.

    Jeśli chodzi o styl, to wszystko dzieje się tutaj za szybko. Opisy pomieszczeń i czynności mają ze dwa, trzy zdania, a potem zmiana sceny. Nie da się tak zbudować klimatu.

    Poza tym, opowiadanie jest akceptowalne... no ale nie mam tu za bardzo niczego do pochwalenia. :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty