Niedzielne Aktualności CCLIX


- Wonsz, teraz twoja kolej na Niedzielne
- Ale ja nie chcę, znów będzie, że za krótko, biednie i w ogóle to powinno się mnie zwolnić.
- Spoko, dasz radę.
- Obyś się nie mylił...

W dzisiejszych Niedzielnych zaserwuję wam zestaw niedzielny powiększony o długą relację z MECa od prawie wszystkich redaktorów i adminów, którzy byli obecni na imprezie. Zapraszam do czytania.

Komentarz Tygodnia
Chciałem, naprawdę chicałem dać komentarz jakiejś innej osoby, ponieważ Epsilion jest często wyróżniany za swoje komentarze, miałem nadzieję, że ktoś inny też się wykazał, ale po raz kolejny najlepszy okazał się wyżej wymieniony użytkownik. Gratuluję.

Podsumowanie Tygodnia

  1. 9 sierpnia do sklepów wchodzi kolejny numer gazetki MLP, do którego dołączana będzie figurka Księżniczki Cadence.
  2. Wywiad z Mikołajem Klimkiem, aktorem, który użyczył głosu Sombrze.
  3. >No Fun Allowed, czyli album muzyczny z 4chana (+18).
  4. Doczekaliśmy się kolejnego fanowskiego odcinka MLP.
  5. Lublin szykuje się na II Rocznicowy Ponymeet.
  6. Okładka czwartej części Equestria Girls.
  7. Wyniki konkursu pulpitowego.
  8. Trailer Equestria Girls: Legend of Everfree.
  9. Spoilery z San Diego Comic Con.
  10. Konkurs literacki od Mordecza.


Newsy


Nowa część Equestria Girls pojawi się na Blu-Ray i DVD już 1 listopada tego roku.


Wiemy kto napisał scenariusz do 4. części EG. Joanna Lewis i Kristine Songco, które napisały takie odcinki jak Castle Sweet Castle, Rarity Investigates, Hooffields and McColts czy Gauntlet of Fire.


Dzięki panelowi MLP na SDCC dowiedzieliśmy się, że w film pełnometrażowy zaangażowana jest Sia, która wcieli się w nową postać imieniem Songbird Serenade, która jest piosenkarką pop w świecie kucyków.

Przykładowy utwór, na którym udzieliła się Sia:


Artykuł o Bronies w Washington Post
https://www.washingtonpost.com/lifestyle/style/the-grown-men-who-love-my-little-pony-arent-who-you-think-they-are/2016/07/18/d1c1cefe-476f-11e6-acbc-4d4870a079da_story.html


Trochę filmików



Vannamelon i tak lepsza :v



Jest pizza, jest taco, są ciemne okulary - stężenie swagu kilkukrotnie przekracza normę!


Muzyka
bo Katastrof się obija









Dorzucę jeszcze klasyki, którym katowałem dziś sąsiadów:




Zabawne jak ten utwór przypomina mi jeden z utworów na soundtracku do Pay Day 2

"Dobra muzyka fandomowa skończyła się po 2013" ~ roz
R.I.P Alex S, PinkiePieSwear, iBringDaLULZ, Ken A., Wonsz ~Wonsz


Pluszaki

Czyli cotygodniowa porcja pluszu, słodkości i swagu w formie kucyka-przytulanki. Niejeden z nas chciałby takiego mieć w swoim pokoju, ale albo są za drogie/nie ma takich fajnych na konwentach w Polsce/wstyd przed rodziną.




Jeden z dwóch polskich pluszaków w dzisiejszych Niedzielnych. Wykonał go adamar44 na zamówienie.



A to chyba jest koleś, który ma jakiś sposób na posiadanie tych fajnych pluszaków z DeviantArta.



Bo kucyk w skarpetach, to kucyk lepszy o 20%.


Pluszak uszyty przez Dixierarity aka MsRarity6.

Komiks Tygodnia

Pamiętajcie, uważajcie czego sobie życzycie, kucyki.

Shipping Tygodnia

Kredke twierdzi, że to jakiś nowy shipping, ja tam się nie znam, ale mu wierzę.

Relacja z Middle Equestrian Convention 2016:

Pogłoski na temat Middle Equestria Convention dowiedziałem się w zeszłym roku, w tamtym czasie dopiero raczkowałem w obsłudze blogera. Słyszałem też o organizowanym w Elblągu Pony Congresie, lecz termin przypadał w czasie sesji egzaminacyjnej i nie mogłem sobie pozwolić na urwanie się ze studiów na parę dni. A gdybym nawet mógł, musiałbym przejechać pół Polski, aby tam dotrzeć, przez co wydawało mi się nieopłacalne, choć bardzo mnie kusiła myśl o spotkaniu się z Michelle Creber. Zdecydowałem się jednak na MEC organizowanego w Warszawie, miał korzystniejszą lokalizację i zdawać się mogło ciekawsze atrakcje. Konwent przypadał akurat zaraz po sesji egzaminacyjnej, co mnie dodatkowo zmotywowało do ciężkiej pracy, aby to wszystko pozaliczać, zdać te studia i nie okładać na ostatnią chwilę. Zdałem sobie sprawę, że na pewne rzeczy trzeba sobie zapracować, że “bez jednego nie m drugiego”, a MEC zwizualizowałem sobie jako pewien rodzaj “nagrody”, na której bardzo mi zależało, a nikt w magiczny sposób nie zrobi tego wszystkiego za mnie. Dzięki takiemu podejściu udało mi się zaliczyć studia i w “nagrodę” pojechać na MEC. Wysiłek się opłacił.


9 lipca
Wstałem o 5 nad ranem, zabrałem ze sobą karimatę, plecak, potrzebne rzeczy, bez których nigdzie się nie ruszam, no i oczywiście kanapki na drogę. Wyszykowałem się w pół godziny, pozamykałem okna, zakręciłem kurki od gazu i wody, dodatkowo sprawdziłem po trzy razy dla pewności, choć w drodze na pociąg krążyły wokół mnie natrętne myśli, czy aby o wszystkim pamiętałem? I za każdym razem mówiłem sobie “tak”, choć ciagle do mnie wracały. Nie wiem, może miałem jakieś obawy w związku z organizowanym w Warszawie szczycie NATO, a parę dni wcześniej na CNN dowiedziałem się o strzelaninie w Dallas, myślałem przez krótki czas o kwestii bezpieczeństwa na konwencie, czy nie wyskoczy znienacka jakiś dżihadysta. Całe szczęście, strachy pozostały w sferze “strachów”, a tego dnia w Warszawie było nad wyraz bezpiecznie. Dodawało mi otuchy powtarzane w mediach, w kółko słowa o “najbezpieczniejszym mieście na świecie”. Choć przez całą podróż miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Na stacji kolejowej spotkałem dwóch lokalnych bronies, o istnieniu których nie miałem pojęcia, pamietam, że jeden z nich miał maskotkę z Pinkie Pie. W czasie ponad dwugodzinnej podróży mieliśmy czas się zdrzemnąć. Docierając do stolicy, podziwialiśmy obwarowany jak twierdzę Stadiom Narodowy, choć wydawało mi się, że będzie więcej policjantów. Otoczyli go murem, stacjonowały także jednostki z Obrony Cywilnej, karetki, fugonetki, samochody z przymocowanymi na dachu talerzami satelitarnymi i antenami. W strefie zero było nad wyraz pusto, tylko między torami i na ulicach krążyły patrole policji. Wysiedliśmy na stacji Warszawa Wschodnia zskąd mieliśmy prostą drogę na MEC, lecz na początku podróży zostałem zmylony przez jednego z towarzyszących mi bronies. Kiedy szliśmy z peronu w kierunku wyjścia, zapytał się mnie, czy aby idziemy w dobrą stronę i wskazał przeciwny kierunek. Szybko dołączyłem do grupki innych bronies, którzy również byli w drodze na MEC. Przedstawiłem się im, lecz mało kto mnie rozpoznał, a stanowisko redaktora bloga FGE nie robiło na nich wrażenia, mało tego jeden z nich mnie wyśmiał. Potem ten sam koleś wziął do ręki telefon i włączył aplikację z nawigacją. Po krótkim czasie, ku naszemu zaskoczeniu, nawigacja zaprowadziła nas do punktu wyjścia, obeszliśmy do okola bez sensu. Straciłem w tym momencie cierpliwość i zaufanie do nawigacji w telefonie. Odłączyłem się od grupy i poszedłem tam, gdzie miałem zamiar iść na początku. Dzień wcześniej spojrzałem na mapę dojazdu na MEC i zgodnie z tym, co zapamiętałem, przemierzyłem drogę przez park, ciągnącą się wdróż torów kolejowych, choć gdzieś przy końcu traciłem powoli pewność, czy aby idę w dobrym kierunku, a może minąłem szkołę, do której miałem trafić. Zbierało się na deszcz, a z nieba zaczynały kapać pojedyncze krople, nagle w którymś momencie coś mi intuicyjnie powiedziało, żebym skręcił w lewo. Skręciłem, choć obawiałem się, że zabłądziłem. Trafiłem na ulicę, potem patrzę, a tam z zarośli wyłaniał się gmach szkoły, w której organizowano konwent, co mnie naprawdę ucieszyło. Rozpoznałem go po tablice z nazwą szkoły i numerem.


Konwent był organizowany w Zespole Szkół numer 40, ku mojemu zaskoczeniu, notabene nie tylko ja miałem takie wrażenie, szkoła nawet nie przypominała, a była wręcz identyczna z tą, w której organizowano w zeszłym roku Vistulian. Taki sam plan, sala gimnastyczna, łazienki, sale lekcyjne, schody, człowiek sobie myśli “przecież już tu byłem”. To było naprawdę miłe zaskoczenie, ponieważ nie trzeba było poznawać terenu konwentu od początku. Przy wejściu rozpoznałem znajome twarze i poznałem parę nowych. Tutaj muszę pochwalić sprawność akredytacji, która przebiegła bardzo szybko i bez problemu. Na parterze znajdowały się szatnie, tutaj skrytykowałbym fakt, że nikt tego nie pilnował, choć nie słyszałem by komuś coś zginęło, a o próbach kradzieży też nic nie słyszałem. Siedziała na warcie tylko starsza pani, choć nie jestem pewien czy miała za zadanie pilnować naszych rzeczy. Konwent cierpiał na niedobór helperów, których było naprawdę mało. Początkowo w szatni, trzeba było czekać na helpera, który po ukazaniu numeru przekazywał ci twoje rzeczy. Jednak później przestało być to potrzebne i każdy mógł bez problemowo przekraczać ławki bez obecności helpera. W czasie trwania konwentu często wracałem do swojego plecaka, a nie chciało mi się tego wszystkiego dźwigać, zwłaszcza że wtedy było dość ciepło, a deszcz padał przez chwilę. Po krótkim czasie zrobiło się tłoczno przy wejściu. Ku naszemu zaskoczeniu na teren konwentu pojawił się futrzak! Nosił kostium przypominający jakiegoś wilka czy innego dzikiego psa, jednak nikt nie wiedział, kim on właściwie jest. Później zastanawiałem się, czy to może nie Kredke, a może któryś z lokalnych bronies, lecz nie udało mi się dotrzeć do prawdy. Jeszcze przed otwarciem konwentu poszedłem na piętro do stoisk, chociaż zobaczyć co sprzedają. Standardowo, koszulki, kucykowe figurki, kubki, podkładki pod mysz, maskotki, na które nie było mnie stać, przypinki, choć zaczynały mnie powoli nudzić, ponieważ nie znalazłem nic ciekawego, bardziej mnie zainteresowały plakaty, a prezentowane arty były naprawdę świetne! Zobaczyłem się także z paroma znajomymi ludźmi, z którymi zamieniłem dwa zdania.


Poszedłem do sali gimnastycznej, która na czas trwania konwentu stała się salą alicorna, gdzie odbywało się oficjalne otwarcie. Pamiętam, że było sporo ludzi. Usiadłem gdzieś z boku w pierwszym rzędzie, skąd miałem dobry widok na zaplecze techniczne oraz scenę. Po serdecznym powitaniu uczestników konwentu przyszedł czas na panel z aktorami głosowymi. Mieliśmy wielką przyjemność zagościć Panią Brygidę Turowską, która w serialu użyczyła głosu księżniczce Lunie, ulubionej postaci wielu Bronies, w tym mnie, oraz Panią Julię Kołakowską-Bytner, podkładającą głos Pinkie Pie. Wywiad z aktorkami głosowymi był naprawdę interesujący, znalazło się także miejsce na pytania od publiczności, która aż rwała się do rozmowy ze swoimi ulubionymi postaciami z kreskówki o “kucykach albo pony”. Panel był naprawdę sympatyczny, Mates zaskakiwał raz po raz swoim ekscentryzmem i luźnym stylem bycia niczym gwiazda lokalnej kultury hip-hop, rozbawił nas moment, w którym Pinkie Pie urządza dla niego imprezę z okazji jego urodzin, ponoć bardzo się wtedy wzruszył. Znalazło się także miejsce na moje pytanie, na które pani Brygida odpowiedziała mi w sposób wyczerpujący i naprawdę piękny. Okazało się, że Księżniczka Luna nie ma kwestii dialogowych, które zapadałyby w pamięć, lecz pani Brygida oznajmiła, że sprawia jej ogromną przyjemność grania tej postaci, mimo że jest taka mroczna, tajemnicza, jest w niej jednak coś magicznego i to w niej najbardziej lubi. “Żebyśmy wiedzieli, że świeci słońce, musi padać deszcz, a żeby zobaczyć w drugim człowieku dobro, to musimy czasami zobaczyć zło”, chyba zostanie moim ulubionym cytatem z panelu, jest zbyt prawdziwy, żeby go zignorować, zwłaszcza w świecie takich uprzedzeń i zaskakujących rozczarowań. Pod koniec wywiadu nasi goście specjalni dostali od organizatorów upominki, a potem mieliśmy okazje porobić z nimi wspólne zdjęcie. Po panelu miałem okazję wymienić parę zdań z panią Brygidą, która wyglądała na zachwyconą konwentem, a atmosfera szampańskiej zabawy coraz bardziej się rozkręcała. Poszliśmy na piętro, gdzie oglądaliśmy wspólnie arty i inne oferowane na stoiskach produkty. Zmierzaliśmy do sali, gdzie Pani Julia razem z uczestnikami panelu śpiewali Smile Song, lecz w krótkim czasie zostaliśmy otoczeni przez powiększający się tłum ludzi, którzy nie mogli już wytrzymać. Pani Brygida zaczęła rozdawać autografy, pozować do wspólnych zdjęć, rozmawiać z uczestnikami.


Następną atrakcją był panel z panią Korą Kosicką, prowadzonym w języku angielskim, na którym opowiadała o swojej pracy w studiu, karierze oraz stanowisku dyrektora artystycznego My Little Pony. Nie trwał on jednak zbyt długo, skończył się pół godziny wcześniej, niż zakładano w planie atrakcji. Po panelu uczestnicy opuścili salę alicorna na inne atrakcje, zostało nas parę osób, które miały świetną okazję zamienić z panią Korą dwa zdania. Na szczęście była możliwość porozmawiania z nią w języku polskim, choć też miała z tym językiem kłopoty i nie mówiła w sposób biegły, podobnie jak ja w języku angielskim. Pomimo dzielącej nas bariery znaleźliśmy wspólny język. Ogólnie podobało jej się w Polsce, choć przyznała, że sprzedawcy w stolicy są niemili. Oznajmiła także, że ludzie w Polsce trochę inaczej się ubierają, niż w Kanadzie. Poszedłem z nią na drugie piętro, gdzie oglądaliśmy prezentowane gadżety, w międzyczasie uciąłem z nią krótką pogawędkę o kucykach i ogólnie o sztuce animacji. Dowiedziałem się na temat rzeczy, które chyba nie są niczym odkrywcze. Alternatywna Rainbow Dash z finału 5 sezonu był jej pomysłem, Król Sombra był jej pierwszą zaprojektowaną postacią, kucyki nie mogą być zielone, ponieważ dziewczynki nie lubią takich kucyków, gdyż źle im się kojarzy, ponoć przeprowadzali w tym celu jakieś badania, pani Kora lubi różne filmy, nie ma jakiegoś ulubionego gatunku, podoba jej się motyw, nazwijmy to “robotyczny”, gdzie postacie mają części ciała przypominające części mechaniczne, elektroniczne, jakie możemy zauważyć w niektórych filmach sci-fi czy animacjach, albo anime, w których pani Kora również sympatyzuje. Towarzyszył nam jakiś starszy pan, który również zadawał interesujące go pytania, a o fandomie Bronies, podobnie jak aktorki głosowe, również mało co słyszał. Spotkanie z nią było dla mnie wielkim przeżyciem, a najbardziej zaskakujące w tym spotkaniu była taka atmosfera spokoju i pewnej nuty entuzjazmu, jakby połączyła nas wspólna pasja. Pani Kora sprawiła na mnie wrażenie bardzo opanowanej, spokojnej osoby, choć nie potrafiłem odczytać z jej mimiki zbyt wielu emocji. Przerwałem z nią na chwilę pogawędkę o kucykach, zszedłem na dół, gdzie uczestnicy żegnali się z aktorkami głosowymi. Pani Brygida z panią Julią wyglądały na naprawdę zachwycone konwentem, choć odniosłem wrażenie, że aktorka podkładająca głos księżniczce Lunie, a z którą rozmawiałem, tak bardzo przypomina moją mamę, one by się doskonale rozumiały. Później wróciłem na drugie piętro, do pani Kory, obawiając się, czy coś się z nią nie stało, a przecież za niedługo miała prowadzić warsztaty tworzenia postaci (Oryginal Character). Podeszła do mnie z zapytaniem, w której ma się odbyć sali, wyciągnąłem z portfela plan atrakcji, patrzę i po krótkim czasie wpatrywania się w miniaturową czcionkę orzekam, że w tej obok, w sali smoka. Plan atrakcji niestety został źle wydrukowany i trudno się czytało tak małe literki. Bardzo mi wtedy zależało na tych warsztatach, lecz niestety nie mogłem na nich być, gdyż w tym samym czasie odbywał się panel FGE. Stanąłem przed trudnym wyborem i musiałem dokonać męskiej decyzji. Uznałem, że najrozsądniej będzie dać szansę innym twórcą OC’ków, a z blogiem FGE czuje się bardziej przywiązany. Nie żałuje tej decyzji, gdyż panel “5-lecia FGE” najcieplej wspominam z tamtego dnia. Dowiedziałem się na nim wiele na temat początku naszego bloga, czegoś więcej o poszczególnych redaktorach, najpopularniejszych postach na blogu, omówiliśmy także aktualną sytuację w fandomie, krótko o statystykach bloga, BronySWAG aka Wonsz doskonale poradził sobie w roli prelegenta. Przy okazji zostałem pochwalił przez Matesa za mój artykuł o fandomowych spinach, nawet nie zdawałem sobie sprawy, jaki on odniesie wydźwięk. Po jego wypowiedzi zaczynałem się zastanawiać, czy aby w serialu nie dochodzi do zbyt częstych i nagłych zmian, a może odcinków jest za mało, przez co ludzie zbyt szybko się zniechęcają do serialu, bo do pewnych rzeczy po prostu się przyzwyczaili, a awans Twilight do rangi księżniczki, z tego, co ja pamiętam, spotkał się w tamtym czasie z ostrą krytyką, podobnie jak teraz mamy księżniczkę Flurry Heart. Byliśmy zgodni co do tego, że robienie z tego powodu dramy jest niepoważne. Pod koniec panelu Kredke upiekł dla nas tort ze świeczką, którą zdmuchnął Mere. Muszę przyznać, że tort był naprawdę pyszny, choć niestety rozmazał się po biurku, a Celestia niemalże w nim utonęła. To była naprawdę miła niespodzianka, której ja sam się nie spodziewałem. Fajnie było z redaktorami z bloga i ze świeżo upieczonym redaktorem świętować 5-lecie FGE. Podzieliliśmy się tortem z resztą uczestników, a potem podpisaliśmy się pod listą “pożeraczy ciast”. Było naprawdę sympatycznie. Szkoda tylko, że zabrakło tam Katastrofa i Iwana. Ponoć Mordecz miał dla mnie jakąś niespodziankę, powiedziałem mu, że później się spotkamy, lecz niestety nigdzie nie mogłem go potem znaleźć, ani po panelu, ani następnego dnia, za co żałuje.


Po panelu FGE zrobiło się trochę spokojniej, mogłem sobie połazić po konwencie, zrobić zdjęcia z cosplayerami. Najbardziej podobał mi się cosplay Vinyl Scratch, który uważam za najlepszy na konwencie. W międzyczasie miałem okazję coś przekąsić, pogadać ze znajomymi. Kolejną pamiętną atrakcją był panel z Yakovlevem i Stacy Solitude. Pierwszy z zaproszonych gości jest znanym artystą fandomowym, którego prace można było zakupić na stoiskach, natomiast Stacy Solitude jest autorką jednej z najbardziej wzruszających animacji fandomowych “A tale of one shadow” opowiadający o domniemanej przeszłości Króla Sombry. Obejrzałem go jeszcze przed konwentem i naprawdę przypadł mi do gustu. Po panelu oprowadziliśmy ze Spidim gości specjalnych do sali, gdzie odbywała się sesja autograficzna, była także możliwość porobienia wspólnych zdjęć, co im nie przeszkadzało,


Po sesji autograficznej miałem okazję porozmawiać przez jakiś czas z ludźmi i trochę odsapnąć po tylu atrakcjach. O północy rozpoczynała się prelekcja o Kryształowym Oblężeniu, na którym Spidi opowiadał o swojej powieści, ale zdołałem wytrzymać jedynie do połowy, potem zaczynały się dysputy, od których wolałem uciekać. Udałem się do sleeproomu w sali draconequusa, ale nie mogłem tam zasnąć z powodu panującego tam hałasu, więc przeniosłem się do sali nietokuca. Przespałem się jedynie dwie godziny, może z godzinkę, potem nie chciało mi się spać.

10 lipca
Wstałem gdzieś o 4 rano, w czasie gdy inni spali, miałem okazję pochodzić po konwencie. Wyszedłem na mały spacer poza szkołą, zobaczyć jak wszystko powoli budzi się do życia. Stoiska były opustoszałe, wokół grobowa cisza, choć jeszcze parę godzin temu brykały tutaj tu i ówdzie kucyki. Niesamowite, że w ciągu paru godzin na konwencie zrobiła się taka cisza. Wiele osób jeszcze spało, brakowało mi kogoś do rozmowy i zaczynałem się strasznie nudzić. Postanowiłem bez niczyjej wiedzy sprzątać po konwencie, ponieważ za parę godzin miała wrócić pani Kosicka, a patrząc na ten bałagan, zrobiło mi się trochę wstyd. Zacząłem powoli, zbierałem papierki, zamiatać, sprawdzać, czy wszystko jest w porządku, choć nie miałem kamizelki helpera. Po prostu od siebie, a ten weekend jeszcze długo będę wspominał. Podziwiam ludzi z sali jednorożca, gdzie grali całą noc na Karaoke, a potem cały boży ranek i przez popołudnie. Nie wiem, skąd mają tyle energii, choć jeszcze niedawno miałem ochotę odbyć nocny maraton MLP. Miałem raz okazję spróbować śpiewu, lecz nie wychodzi mi śpiewanie w języku angielskim, do tego nie pamiętam tekstu większości piosenek. Robiłem się także powoli głodny. Poszedłem do sklepu, który mieścił się dość daleko od konwentu, lecz nie mam powodów do narzekań. Muszę niestety pani Korze przyznać rację, w tej Warszawie sprzedawcy są naprawdę niemili, powiedziałbym nawet gruboskórni. Po śniadaniu poszedłem na panel, który prowadziła pani Kosicka na temat przemysłu animacji, a po krótkiej przerwie o budowaniu portfolio, mieliśmy przy okazji możliwość zadawania pytań, niekoniecznie związanych z panelem. Była to ostatnia okazja, gdyż pani Kosicka musiała nas potem wszystkich pożegnać i opuścić konwent. Najbardziej mnie zaciekawiła seria pytań na temat przyszłych odcinków serialu. Zaczęło się od pytania, czy będzie odcinek opowiadający o śmierci rodziców Applejack i jak jako twórcy serialu dla małych dziewczynek mają zamiar przedstawić młodszym widzom tak trudną tematykę. Potem zadałem jej pytanie, czy Rainbow Dash ma jakieś rodzeństwo, bo chyba nie tylko Fluttershy ukrywała swojego brata, może reszta men6 robi tak samo? Nie jest to wykluczone, na co pani Kosicka rozłożyła ręce, nie wiem. A potem zrobiło się jeszcze ciekawiej. Dowiedzieliśmy się, że ojciec Rainbow Dash, Rainbow Strike z odcinka “Kucykowe dyscypliny” nie jest jej ojcem! Odpowiedziała mi także na moje pytanie, z którego się dowiedziałem, że w serialu pojawi się więcej zebr! A także na inne, w którym ma nadzieje, że powstanie odcinek opowiadający o tym, jak wygląda zwykły dzień księżniczki Celestii i Luny. Bardzo się ucieszyłem, że mogłem zadać pytanie po angielsku, pomógł mi w tym tłumacz obok, a odpowiedź przyprawiła nas wszystkich o zawrót głowy! Coś naprawdę niesamowitego! Panel oceniłbym na piątkę z plusem. Pożegnaliśmy się z Korą, która musiała nas wszystkich niestety opuścić. Ogólnie bardzo jej się podobało na Middle Equestria Convention, z jej uśmiechu mogłem wyczytać, że była w pełni zadowolona.


Na konwencie mieliśmy przed wejściem pokaz jakiegoś eksperymentu laboratoryjnego, który ponoć testowali w sali, lecz w warunkach terenowych nie coś im nie wychodziło. Wyszliśmy przed wejściem do szkoły, gdzie jeden z eksperymentatorów, przyczepił do bariery schodków butelkę napełnioną do połowy wodą, a do drugiej połowy jakimś gazem i podpalał dziurkę z nakrętki. Często nie wychodziło i musieliśmy znajdować nowe butelki, było tylko kilka udanych prób. Niestety nie mam zdjęcia przedstawiające udany start, a butelkowa rakieta wymierzona w Stadiom Narodowy znikała błyskawicznie z obiektywu, przez co nie udało mi się zauważyć momentu startu. Nie było to jednak tak efektowne, jak mi się wydawało.


Czekaliśmy na warsztaty dubbingowe z panem Mikołajek Klimkiem, lecz podobnie jak w zeszłym roku troszkę się spóźniał, wyczekiwaliśmy go niecierpliwie. Niestety plan atrakcji już całkiem się nam rozsypał i zamiast warsztatów dubbingowych mieliśmy z nim prelekcję. Z tego powodu mieliśmy coraz mniej czasu na resztę rzeczy, jakie nam przygotowano, przez co musieliśmy je ścisnąć do maksimum, ponieważ po 16 musieliśmy się już zmywać z terenu szkoły, gdyż taką mieliśmy umowę z dyrektorką. Panel z Klimkiem był dość krótki, polegał on głównie na zadawaniu pytań od publiczności, znalazło się także prośba jednego z uczestników, czy pan Klimek mógłby głosem Króla Sombry wymówić zdanie, “Moje kryształowe nałożnice”, na co nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego padło, Klimek zażartować, “dobrze, że nie kryształowi nałożnicy”, sala w śmiech. Dobry humor trzymał się nas jeszcze długo po panelu i po konwencie. Była krótka sesja autograficzna, na którą nie udało mi się załapać, gdyż pana Klimka już zaczął oblegać tłum wielbicieli, nie miałem także okazji nawet przywitać się z panem Klimkiem, gdyż musiał już uciekać z konwentu. Machnąłem ręką, trudno może innym razem.


Potem mieliśmy aukcję charytatywną, na której zbieraliśmy pieniądze na hipoterapię, jest to forma rehabilitacji osób niepełnosprawnych, w której stosuje się konie. Na początku były wystawiane dość kiepskie fanty, potem aukcja coraz bardziej się rozkręcała i wystawiano coraz ciekawsze rzeczy. Obok mnie stał chłopak na wózku inwalidzkim, który podobnie jak ja również nie mógł sobie pozwolić na jakieś ciekawe fanty, udało mu się jednak wylicytować szycie do poduszki. Licytowano komiksy z autografami, książki, piękne plakaty, które schodziły po kosmicznych cenach. Byłem o krok od wylicytowania książki, lecz ktoś mnie przebił, poszła po ładnej cenie, 70 zł. Potem jakoś straciłem werwę, kiedy to ludzie niemalże wykrzykiwali się, prześcigając się z błyskawicznie rosnącymi kwotami. W którymś momencie patrzę się na tą swoją tandetną Pinkie Pie z odpadającą grzywą, którą udało mi się wylicytować za 8 zł, nikt jej nie chciał, pomyślałem sobie, jaki ja jestem chciwy. Plastikowego kucyka miałem ochotę niemalże wyrzucić, a liczyłem na to, że na stoisku uda mi się zakupić jakąś kucykową maskotkę, lecz cena 120 zł mnie odstraszała. Poczułem się biednie, a reszta musiała mi starczy na bilet powrotny, wylicytowanie czegoś droższego mogło się dla mnie źle skończyć. Obok mnie stał chłopak na wózku wyraźnie zadowolonego z fantu. Uznałbym to za przejaw impulsu, ale w tym momencie oderwałem wzrok od różowego brzydala i wyjąłem z mojego ideka dwie wizytówki bloga, na których znajdowały się autografy do Kory Kosickiej i Brygidy Turowskiej. Uznałem, że to trochę chciwe, miałem już autografy na dwóch plakatach i na rysunkach, a były na sali osoby, które nie miały tyle szczęścia, z pewnością równie zawiedzione swoimi niepowodzeniami czy pechem. Moja strata, oddaję wizytówki na aukcję, może choć jedna osoba się ucieszy z fantu. Wonsz, Mere i reszta wyglądali na zaskoczonych tym, co zrobiłem, potem jednak Wonsz poklepał mnie po ramieniu, myśląc, że robię darmową reklamę bloga. To nie o to chodziło, zbieraliśmy przecież na szczytny cel. Ostatecznie wizytówki poszły po 35 zł. Nie przejąłem się tym, że je straciłem. Na aukcji charytatywnej udało się zebrać 1114 zł. Potem organizatory na szybko rozdali dyplomy z nagrodami laureatom konkursów, jakie odbywały się przez cały weekend, a pamiętam, że z nimi też mieli lekkie problemy. Na sam koniec zrobiliśmy wspólne zdjęcie z uczestnikami konwentu.

Po konwencie pomogłem trochę w sprzątaniu…


Ten konwent oceniłbym jako najlepszy jak do tej pory w życiu, nigdy tak dobrze się nie bawiłem, było fantastycznie, niesamowicie było spotkać się z panią Brygidą Turowską, a totalnym odlotem jest dla mnie spotkanie z panią Korą Kosicką, z którą mogłem nawiązać jakiś kontakt mimo bariery językowej. Naprawdę będę co wspominał po tym MEC’u, warto było z tak daleka dojechać i zapracować sobie na to wszystko. Organizacja stała na najwyższym poziomie, akredytacja przebiegła bezproblemowo, fantastyczni ludzie i równie fantastyczni goście. DayanDey spodobał się pani Kosickiej, więcej do szczęścia nic mi nie potrzeba. Jestem przeszczęśliwy. Dziękuje.


~Wasz kucykowy brat
Assassin Deyras



Zanim zacznę pisać o MEC’u chcę zaznaczyć, że wszystkie fajniejsze kolory zostały już zajęte, więc ja będę pisał kolorem naszej kochanej Pinkie. Więc tak:
MEC był fantastycznym konwentem! Ale może od początku. Na MEC’a zabrał się z Tyrem i ekipą odpowiedzialną za CCG. Na miejscu spotkania musiałem być o piątej, więc o 3:40 wstałem z łózka, by na spokojnie się wyszykować. Na 4:15 miałem zamówioną taksówkę, którą podjechałem na Rataje, czyli prawdziwe miejsce startu tej wspaniałej przygody. Zapoznawszy się z ekipą ruszyliśmy na konwent do Warszawy. I coś lub ktoś (np. Discord albo Sombra) nie chciał żebyśmy tam dotarli. Najsampierw po jakiejś półtorej godziny jazdy natrafiliśmy na jakieś trzy samochody stojące na drodze na awaryjkach. Chwilę postaliśmy i od policji dowiedzieliśmy się, że jakieś 15 minut temu na drodze miał miejsce śmiertelny wypadek i ruch został wstrzymany. Musieliśmy jechać objazdem po jakichś wiejskich drogach, które już dobre kilka lat nie widziały samochodu. Następną atrakcją byli piraci drogowi, którzy albo wyprzedzali dwa samochody, widząc, że z naprzeciwka jadą inne auta albo jechali środkiem strony, tak, że prawie mieliśmy czołówkę. Jednak wszystko przebił pies (wilczur), który na totalnym luzie przebiegł sobie przez ulicę jakieś kilka sekund przed naszym przejazdem. A, zapomniałbym o GPS, który w pewnym momencie się zbuntował i raz odznaczył sobie zaznaczoną opcję “omijaj opłaty” a raz kazał nam skręcić, gdy skręt już przejechaliśmy. No, ale w końcu się udało. Dotarliśmy na miejsce godzinę przed konwentem. Zarejestrowaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Tyre na stoisko, ekipa od CCG obczaić salę a ja obczajałem cały obiekt i przy okazji szukałem znajomych twarzy. Przy jednym ze stoisk natrafiłem na Wonsza. Przywitaliśmy się i rzez chwile mu towarzyszyłem w przygotowaniach w sali Alikorna. Później nie wytrzymałem i postanowiłem wypatrywać pierwszych gości specjalnych, czyli panią Turowską i panią Bytner. Gdy się zjawiły zająłem miejsce w pierwszym rzędzie i zacząłem nagrywać panel… To znaczy chciałem zacząć nagrywać panel, ale zapomniałem wymienić kartę pamięci. Całe szczęście Wonsz nagrywał. Panel miał tę moc.Może to sprawa aktorek, który wręcz tryskały pozytywną energią? W każdym razie Widać było, że Pani Bytner i Turowska zostały wręcz idealnie dobrane do swoich ról pod względem charakteru. Niestety, wszystko co dobre musi się skończyć. Ale chociaż Q&A dobiegło końca, to przyszła pora na niespodziankę od pani Kołakowskiej, czyli zaśpiewanie z nią piosenki “Smile”. I znów było magicznie. Następnie miałem trochę czasu wolnego do następnej prelekcji, więc zwiedziłem stoiska i kupiłem parę rzeczy, między innymi Zecorę, torbę i fanarty. Nadszedł moment prelekcji FGE, który mimo improwizacji się udała. Można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o naszym kochanym blogu i redaktorach. Pod koniec prelekcji został wniesiony tort urodzinowy, a raczej dwa, w tym na jednym Celestia ucięła sobie drzemkę ;). Kolejna trakcja się skończyła i znów miałem trochę czasu dla siebie. Poszedłem więc do Tyro i zaczęliśmy rozmowę. W międzyczasie jeden z klientów, który był na panelu z Korą Kosicką powiedział coś, co nas obu zaskoczyło. No i zaczęliśmy dyskusję, czy to dobry pomysł, czy mam szanse powodzenia i tak dalej, i tak dalej. Wybiła 17.30, więc udałem się na prelekcję o fandubbie prowadzoną prze Ytną, Poke, Dakotę i Dzyogasa. I to była kolejna udana prelekcja. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy na temat fandubbu, jak i samego  dubbingu. Po tej prelekcji miałem jakąś godzinkę do mojej własnej, więc poszukałem innych redaktorów FGE i trochę z nimi pogadałem o różnych rzeczach. Poprosiłem Wonsza o pożyczenie laptopa, bo mimo, że na sali prelekcyjnej był komputer, to orgowie chyba nie wzięli pod uwagę, że dostęp do niego może być zabezpieczony hasłem. Jak wypadła moja prelekcja to już nie mnie oceniać. Ja mogę tylko podziękować za liczne przybycie i Turakowi za największe zaangażowanie. I tak, bojąc się, że moja prelekcja będzie miała krótszy czas niż napisałem w formularzu zgłoszeniowym, miła ona dobre dwie godziny (dobrze, że po mnie nie było już żadnej prelekcji, tylko sleeproom). Jako, że nie chciało mi się spać i kończyć tak fantastycznego dnia poszedłem na dół, by zobaczyć chociaż końcówkę koncertu. Przed wejściem do sali spotkałem Merego i Wonsza i zostałem z nimi. Gdy koncert dobiegł końca na scenę wszedł Dzyogas i zaczęło się coś co miało być dyskoteką, ale większość lubi albo spała, albo śpiewała w sali karaoke lub ostatecznie grała w CCG. Na sali było jakieś 10-15 osób, nie więcej, ale miło się słuchało fandomowych piosenek. Pod koniec dyskoteki zacząłem odczuwać zmęczenie, ale dotrwałem do końca. Później jeszcze trochę pourzędowałem na korytarzach, gadałem z ludźmi. Koło 1:30 poszedłem spać i obudziłem się przed ósmą. Niedziela była już mnie magicznym dniem, już nie było czuć tej serialowej atmosfery, pewnie dlatego, że nie było już tyle osób i atrakcji. A tym dniu interesowała mnie tylko jedna atrakcja - warsztaty dubbingowe z panem Klimkiem, które notabene się nie odbyły. Po przyjściu pani Kosickiej i zaczęciu nagrywania, Wonsz, Mere i ja poszliśmy na śniadania do KFC. W drodze powrotnej spotkaliśmy Dixie i Miśka200m. Zostało jeszcze sporo czasu, więc postanowiłem kupić kolejne rzeczy. Potem włóczyłem się po szkole w oczekiwaniu na pana Kilmka. Od czasu do czasu wychodziłem na zewnątrz, wpadałem do sali Alikorna itp. W końcu zobaczyłem jak z samochodu wysiada wyczekiwana przeze mnie persona. Szybko pobiegłem na salę gimnastyczną i powiadomiłem, że Klimek w końcu dotarł. Ustawiliśmy się w dwóch rzędach, by przywitać Sombrę. Niestety, zdawało się, że Król nas nie widzi. Znów zająłem miejsce w pierwszym rzędzie i zaczęło się kolejne Q&A. Po raz kolejny uszykowałem sprzęt do nagrywania, pamiętając, że rano wymieniłem kartę pamięci. Niestety znów nic z tego nie wyszło, bo zapomniałem zmienić mijesca zapisywania z pamieci wewnętrznej na kartę pamięci. Cóż, bywa. I na reszcie atrakcji nie zamierzałem być, ale tak jakoś wyszło, ze byłem. po panelu z VA Sombry przyszła aukcja charytatywna ( którą wsparłem łącznie kwotą ok. 130 zł). Na aukcji było sporo śmiechu a ja nie wiedzieć czemu czułem się jak Geralt w dodatku “Serca z Kamienia”. Może dlatego, że nie zamierzałem być na tej aukcji a jednak jakoś na niej wylądowałem? A może dlatego, że to była moja pierwsza aukcja charytatywna w życiu realnym a jedyną w jakimkolwiek życiu przeżyłem była właśnie w domu Borsodych w Wiedźminie? W każdym bądź razie znów poczułem tę magiczną atmosferę. Po aukcji nawet nie miałem czasu schować zdobyczy, bo zaraz potem rozpoczęła się ceremonia zamknięcia i wspólne zdjęcie. Po zdjęciu poszedłem schować fanty i pożegnałem się ze wszystkimi, z którymi zamieniłem słowa na konwencie. Po konwencie odbył się jeszcze meet w KFC a zaraz po nim ruszyliśmy w drogę do domu, tym razem d naszej ekipy dołączył Roz. Gdy ruszaliśmy samochodem poczułem w sercu pustkę. Nie chciało mi się wracać do domu i chciałem jeszcze zostać na konwencie, mimo, że oficjalnie się już skończył. Droga powrotna nie obfitowała już w atrakcje. Była spokojna. Chociaż wiele rozmawialiśmy o serialu, o MEC’u i spoilerach, które się na nim pojawiły, o następnych konwentach. I nie wiedząc kiedy znaleźliśmy się w Poznaniu. Roz i ja wysiedliśmy na Garbarach, skąd mieliśmy autobu do naszych domów. Tak więc pożegnaliśmy się z ekipą i ruszyliśmy na przystanek. Poźniej przyszło mi pożegnać się z Rozem, jako, że musiałem wysiąść. I tak zakończyła się moja przygoda z MEC’iem. Coś na co czekałem tyle miesięcy, do czego odliczałem dni minęło w oka mgnieniu. Na konwencie nie zauważyłem żadnych problemów z organizacją a nawet uważam, że organizatorom należą się ogromne brawa za walkę o konwent, który przez pewien głupi telefon mógł się nie odbyć. Tak więc MEC’a oceniam na najwyższą notę, czyli 10/10, bo jedyną wadą było to, że tak szybko minął. Zarówno pod względem organizacji, jak i atmosfery(która była serialowa) nie ma się o co przyczepić. Brawo, panowie i panie :) MEC świetnie udowodnia, że wspólną pracą można osiągnąć na prawdę wiele.
Luxis.

Ciężko napisać trzeci raz tą samą relację, więc ode mnie krótko dziś. Przybyłem, zobaczyłem, bawiłem się świetnie. Cały konwent oceniam bardzo pozytywnie - począwszy od panelu z Paniami Julią Kołakowską - Bytner i Brygidą Turowską; niesamowitego panelu, przez nieco chaotyczną (zupełnie jak blog:) prelekcję FGE po dynamiczny i głośny szczyt fanfikowy (Nie mogę rozmawiać mam szczyt!) i dzień drugi na którym świetny panel miał Pan Klimek (i kryształowe nałożnice) i oczywiście aukcja charytatywna (mój komiks!). Cóż więcej napisać - relacja z tego co było jest choćby w legendarnej przygodzie i nie chce pisać kolejny raz tego samego:) Brawa dla organizatorów, brawa dla obecnych tam ludzi, brawa dla zaproszonych gości!
Kredke

Dixierarity w cosplayu... Rarity.

Mój pobyt na MEC miał raczej wymiar symboliczny - ot realizacja postanowienia, że przynajmniej raz do roku przybędę na zlot celem przypomnienia sobie tych starych dobrych czasów, kiedy z nieukrywaną chęcią wyczekiwałem kolejnego odcinku serialu. Pragnąłem raz jeszcze spotkać się z osobami, którym różnica odległości nie jest straszna, porozmawiać, kupić parę drobiazgów i po prostu cieszyć się z wciąż aktywnego fandomu. Widząc gości specjalnych, mam wrażenie, że już na stałe zagościli na naszych skromnych progach, że sala gimnastyczna pełna ciekawskich twarzy tylko potwierdza, że praca przy kucykach sprawia im niebywałą przyjemność.
Wspomnę tylko słowem o panelu FGE, gdyż moim zamierzeniem było wreszcie spotkać kilka lagend redakcyjnego grona. To prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz, jak widzę się z niektórymi osobami. Mogę co najwyżej nadmienić, że symboliczny łakoć był pyszny, a wizja zjedzenia butów przez Merego wciąż zdaje się być nieosiągalna. Oczywiście zgarnąłem swoją porcję za obijanie się w pracy i nie wstawianie postów na bloga, ale to już inna historia...
Cieszę się z tego wydarzenia i nie żałuje spędzonego czasu. Może jedynie mam za złe fakt, że ma introwertyczna dusza wyciągnęła z meeta przedwcześnie i nie miałem okazji przybyć na szczyt fanfikowy (ciekaw jestem, jak wyglądał). Do zobaczenia za rok w Warszawie, do kolejnego ogólnopolskiego zlotu!

Mordecz

Trochę nie za bardzo mogę oceniać własny konwent, więc może raczej napiszę coś o uczestnikach.
Na moje oko w fandomie następuje coraz szybsza rotacja ludzi. Teoretycznie jest coraz więcej bronies, ale w dużej mierze są to osoby zupełnie nowe, a tak zwany “stary fandom” trochę wymarł. Dlatego na MECu widziałem mnóstwo nowych twarzy.
295 (to ostateczna liczba wszystkich uczestników, gości, kadry, gości specjalnych). To dużo jak na kucową imprezę, zawsze mogliśmy pomarzyć o takiej frekwencji na dowolnej imprezie w Tribrony. Jednak to mniej niż Vistualian, a MEC był większy, dłuższy, miał bogatszy wachlarz atrakcji i lepszą reklamę. Sądzimy, że po prostu czas wielkich kucowych imprez minął. Oczywiście, że istniało wiele czynników obniżających frekwencję, ale takie są zawsze.
Równocześnie i tak uważam, że to wielki gest ze strony fandomu, że zechciał aż tak tłumnie przybyć, kiedy tyle okoliczności było przeciwko. Od szczytu NATO, aż po sąsiedztwo Woodstocka.
Osobiście sądzę, że trafiła nam się świetna publika. Sceptycy zostali w domach, a na imprezie widziałem mnóstwo fantastycznych osób, które nie tylko stworzyły piękny program, ale też bardzo chętnie pomogły w realizacji. Wiecie o naszych problemach (zrobię o tym osobny artykuł), zatem zdajecie sobie sprawę, jak blisko było, aby konwent się nie odbył. Jednak dzięki brawurowej pracy udało się. To też zasługa uczestników!

Za co dziękuję. Także za Waszą wyrozumiałość w kwestii tego, czego nie udało nam się dopiąć na czas.

Równocześnie mniejszą ilość ludzi traktuję bardzo poważnie. To moje osobiste przemyślenia, inni organizatorzy mają swoje prywatne: nie odkryję Ameryki jak powiem, że fandom bardzo dynamicznie się zmienia, właściwie z kwartału na kwartał. I sztuką jest dostrzec, w którym kierunku idzie.
Dodam jeszcze, że na MECu fantastycznie bawiliście się z gośćmi specjalnymi. Zarówno tymi spoza fandomu, jak i naszymi współuczestnikami. Aktorki głosowe były w autentycznym szoku, że nasz fandom nie tylko istnieje, ale JAK ISTNIEJE. Oczywiście w całkowicie pozytywny sposób. Z kolei Stasy i Yakovlev czuli się naprawdę docenieni. Super!

SPIDIvonMARDER



Siedzę sobie na wakacjach, a tu Wonsz każe mi napisać moje wrażenia z MEC. No dobrze, napiszę, bo uważam, że warto. Z konwentami to jest tak, że mało jest takich naprawdę dobrze przygotowanych, a często nawet to nie gwarantuje sukcesu. Nie chcę tu pisać, że organizacja MEC była super w każdej kwestii i przygotowana na każdą ewentualność. Bo nie była. Ale są to rzeczy, o których zwykły uczestnik myśli w drugiej kolejności.

Zwykły uczestnik myśli w kategoriach ciekawych paneli i fajnych ludzi. Ja też myślałem w tych kategoriach i właśnie dzięki temu uważam, że MEC był świetny. Wiele rzeczy można byłoby zrobić lepiej, bardziej bogato i elegancko. Ale może wtedy okazałoby się, że budżet się nie dopina? Sala gimnastyczna ze złuszczającą się farbą, prysznice, do których człowiek bał się wejść, by nie dostać raka (tak, wiem, że tak to nie działa), toalety, a których każda klamka i każde drzwi były wielokrotnie podpalane przez uczniów... Takie są uroki polskiej szkoły, niestety. Po prostu po paru latach studiów trochę o tym zapomniałem.

Ale jak mówię, lepiej, że było chociaż to. Można było tu spokojnie spędzić dwa dni i przespać się w cywilizowanych warunkach, więc jest dobrze. Ciekawe panele z Kosicką, polskimi Pinkie Pie i Luną... i Sombrą (ten ostatni jest już trochę za bardzo eksploatowany przez nasze konwenty). Dodajmy do tego wystawców, koncerty, karaoke, szczyt Fanfikowy i oczywiście panel FGE, na którym redakcja zaskoczyła mnie i gości... Tortem! To wszystko sprawiło, że konwent ułożył się w jedną, trzymającą się kupy całość. A zatem można i skromnie i fajnie.

Mere Jump

Komentarze

  1. [Ten komentarz został zarekwirowanym przez redakcję]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ta odpowiedź została zablokowana ze względu na roszczenia dotyczące praw autorskich wystosowanych przez - redakcja sp. z.o.o.]

      Usuń
    2. [Ten komentarz został usunięty ze względu szerzenia nienawiści i przemocy w internecie (art. 256 § 1, Art. 190. § 1)]

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Ten moment kiedy twoja bajeczna twarz wbija się w kadr zdjęcia z panelu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za wspaniałe chwile :3
    Cieszę się, że mogłam Was poznać! Iiii... Połaskotać, hihi :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się przeżyć twoje zabójcze łaskotanie :P

      Usuń
    2. Dixie też trochę energii zużyła na mnie, więc Ciebie, Wonsz, zaatakowała z mniejszą siłą :D

      Usuń
    3. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń
  4. Czy ktoś może nagrał panel z fandubberami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagranie wisiało jeszcze kilka dni temu na YouTube, ale widocznie zostało zdjęte, bo nigdzie go nie widzę.

      Usuń
    2. Czy chodziło Ci o ten film :? https://youtu.be/h16jDX3ywAY

      Usuń
    3. O ile mi wiadomo to nie są fandubberki. Triksterowi chodzi o inny panel - ten z Dzyogasem, Niepełnosprytną, Dakotą i Pokemonką.

      Usuń
    4. Nie mniej, dzięki Wam za odpowiedzi.

      Usuń
    5. Niestety, niepełnosprytna poprosiła o blokadę, ale może sama ten panel wstawi. Nie wiem...

      Usuń
  5. Wreszcie czytam niedzielne w niedziele

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie nie wiem co teraz zrobić, przestać pisać komentarze by dać szansę innym, czy po prostu nic z tym nie robić?
    Słowa Wonsza bardzo mnie podniosły na duchu, screen ląduje w ramce.
    W sumie jeśli nawet redaktorzy już zaczynają mnie kojarzyć, to chyba nie jestem już totalnym randomem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo, to kojarzę większosć komentujących, nie wiem jak inni redaktorzy.

      Usuń
    2. Pewnie jakby redaktorzy płacili złotówkę za każdy komentarz tygodnia to już byś się do niedzielnych nie dostał :D

      Usuń
    3. Zrób kurs "Jak napisać komentarz na blogu tak, aby trafił do Niedzielnych jako komentarz tygodnia?".

      Usuń
    4. ...Ale Ciebie się od dawna już kojarzy ;_;

      Usuń
  7. Małe pytanie - Ma ktoś może więcej zdjęć z konwentu?

    OdpowiedzUsuń
  8. A teraz proszę się przyznać: kto przyniósł ze sobą pluszaka?

    Przez was moja mama boi się bronych ;w;





    I uważa was za gejów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B(p)robny

      Banda pedałów rozochocona orgiami bajkowych nieistniejących yyy...kucyków.

      Usuń
    2. W sumie większość Bronych nie ma dziewczyny - ale to chyba nie z powodu homoseksualizmu.

      Usuń
  9. Czy mała karta(wizytówka zdobyta na mecu) FGE upoważnia mnie do komentarza tygodnia? http://imgur.com/a/rIs9e

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden rabin powie nie, inny powie tak. Ja mówię tak, ale następne Niedzielne robi kto inny :/

      Usuń
  10. Ci, którzy nie widzieli szczytu fanfikowego i innych atrakcji. Np Brony, który wybrał panel FGE, zamiast warsztatów z panią Kosicką... Nie martwcie się, już w piątek będę w chałupie :d A wtedy, będę kontynuował montaż nagrań z konwentu. A warsztaty Pani Kosickiej, też mam. Mam niemal wsio, poza salą Alikorna i Panelu FGE :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać jak wrzucisz wszystko, wstawimy playliste na bloga.

      Usuń
  11. Kurde zostaw takich na chwilę, zostaw!
    Mnie tylko tydzień nie było!
    E..... MEC był świetny.
    Załapałam się na zdjęcie.
    Te Niedzielne wyszły fajne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty