Drugi Mój Mały Fanfik II - nadesłane prace


Aktualizacja o zagubiony fanfik

Witam wszystkich i dziękuję za nadesłane prace. Choć nie jest ich zbyt dużo, to jednak nadrabiają jakością. Tymczasem zapraszam do czytania.


1. Derpin - LINK - Krótki i całkiem dobrze napisany tekst. Widzimy Celestię przeklinającą na łożu śmierci Twilight Sparkle - swoją byłą uczennicę. Co było tego powodem? Czym zawiniła Twilight Sparkle? Przyznam że odpowiedź jaką udzielił autor mnie zaskoczyła. A jednocześnie wydaje się absolutnie pasować do charakteru Twilight. Plusy za nieco humoru - jedyna praca w tej edycji przy której można się uśmiechnąć. I za ostatnie trzy zdania. 
2. Malvagio - LINK - Jedna z perełek tej edycji. Świetny tekst. Oto Equestria jakiej nigdy nie chcielibyście  pewnie zobaczyć i Twilight próbująca znaleźć rozwiązanie. Świetnie wykreowany ponury i przygnębiający klimat. Niesamowita scena z Celestią, oraz ta z Cadance. Szczególnie Cadance, jej postawa i późniejsze czyny - opisane w świetny, wywołujący uczucie smutku i współczucia sposób. Autor w bardzo dobry sposób manipuluje czytelnikiem, podsuwając mu "pod nos" co i raz różne wątki i... zostawiając go z nimi.  Niestety... Jedyną wadą tej pracy jest jej długość. Jest tutaj sporo rzeczy, które, aż wręcz się proszą o większe rozpisanie, czy kontynuację. Nie zmniejsza to jednak wartości tej pracy. Tekst, który naprawdę warto przeczytać.
3. Flame - LINK -  Przyjemny i ciekawy tekst. Mimo pozornej wtórności, autorowi udaje się zaciekawić czytelnika. Dodatkowym plusem jest otwarte zakończenie - choć autor sugeruje w posłowiu jego przebieg nic nie stoi na przeszkodzie by "dopisać" własną wersję wydarzeń. Bardzo ładnie przedstawiony Discord.
4. Madeleine - LINK - Absolutna perełka i mój faworyt tej edycji. Fanfik niesamowity w każdym jego fragmencie. Oto Twilight Sparkle odpowiada na list pewnej klaczki. Księżniczka pisze zwykły list, na którego odpowiedź dostaje małą zabawkę. Na przedmiot Twilight rzuca zaklęcie, by przetrwało ono setki lat. W końcu alicorny żyją długo. "Żyją długo… a jak długo umierają?”. Bardzo dobre pytanie... A odpowiedź? Napisana w mistrzowski sposób. Fanfik ten na dobrą sprawę nie zasługuje na tag Violence - nie znajdziecie w nim scen przemocy. Co nie znaczy że opisy nie mają odpowiedniej mocy - wręcz przeciwnie; fanfik jest miejscami przerażający. Fanfik wciąga, klimat pracy porywa i nie pozwala się oderwać aż do końca. Wszystko łączy się w jedną, genialną całość. I to zakończenie...
5. Twinkle - LINK - Na początek, przepraszam autorkę za przeoczenie tej pracy. A jednocześnie zachęcam do przeczytania tego tekstu. Oto mamy kucyka, który budzi się z hibernacji.  I zamiast jednego roku, budzi w odległej przyszłości. Co zastanie na miejscu? Jak potoczyły się losy księżniczek i Equestrii? Odpowiedzi znajdziecie w fanfiku. Tekst czyta się przyjemnie i szybko. Poszczególne wydarzenia są przemyślane i tworzą bardzo dobrą całość. 

Małe podsumowanie tej edycji. Wszystkim autorom dziękują za nadesłąnie swych prac i poświęcenue swego czasu na ich napisanie. Drodzy autorzy - nie Wam jest dane oceniać Wasze teksty. Z prostego powodu. Autor zawsze coś znajdzie, z czego mógłby być niezadowolony, zawsze mu jakiś fragmencik wadzi. Niemal zawsze zobaczy coś, co potencjalnie może się nie spodobać czytelnikowi. Dwie osoby próbowały mnie opisem odwieść od czytania ich prac. I obie się myliły. Oba teksty przeczytałem z przyjemnością i niczego nie żałuję. I nie trzeba mi współczuć, że muszę to czytać:). 


Komentarze

  1. Kilka dni temu Kredke był uprzejmy dać mi cynk, iż w jego ręce (lub kopyta, cokolwiek tam ma) wpadła prawdziwa perełka z rodzaju fanfików. Ową rekomendację uzupełnił stosownym linkiem. Naturalnie natychmiast rzuciłem okiem i ujrzałem tytuł „Pszczoły” autorstwa Madeleine. Czytam pierwszy akapit, idę dalej i nagle pojawia się jedno zdanie. A właściwie pytania. Od tamtej chwili byłem „kupiony”. Pozostałą część opowiadania pochłonąłem błyskawicznie, co jakiś czas wydając z siebie taki lub inny pełen uznania komentarz (Kredke świadkiem). W końcu dotarłem do zakończenia, po drodze zrywając boki ze śmiechu gdy czytałem wspaniałą w swej prostocie parafrazę „Wesela”, i tutaj zostałem postawiony przed faktem dokonanym zbierania szczęki z podłogi za pomocą podręcznego lewara. Coś wspaniałego.

    Fabuła – niby prosta, a jednocześnie w wielu momentach zaskakująca. Sam pomysł na sprowadzenie apokalipsy naprawdę świetny i konkursowo wykonany. Przedstawienie postępującej degeneracji społeczeństwa – cudowne. Rozterki bohaterki – ukazane bez żadnej przesady. Klimat całości – w odpowiedni sposób przytłaczający podczas pisania.

    Styl – opowiadanie napisane bez jednego dialogu ma swój niezaprzeczalny urok (VIVAT LOVECRAFT!) i tutaj mamy przykład, że może wciągnąć niczym przysłowiowe bagno. Same opisy, dobór słownictwa i tym podobne sprawy stoją również na bardzo wysokim poziomie. Fakt – zdarzyło się kilka potknięć, takich jak „rękodzieło” (jeżeli dobrze pamiętam), ale można nad nimi przejść do porządku dziennego, gdyż jest ich naprawdę niewiele.

    Wykorzystanie cytatów z różnych dzieł i osób również punktuje bardzo wysoko, tym bardziej, że znalazły się dokładnie tam, gdzie pasowałyby najlepiej.

    Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Wspaniałe opowiadania, takich domagamy się więcej a przy okazji, byłbym również niezmiernie rad i zaszczycony, gdybyś zechciała opublikować je w moim dziale opowiadań na mlppolska. Ludzie powinni mieć jak najwięcej okazji do zapoznawania się z takimi perełkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I taką ocenę to ja rozumiem - cóż rzec więcej? Mam nadzieję, że autorka jest z siebie teraz naprawdę dumna .3. I życzę więcej takich "perełek"

      Usuń
  2. „Pszczoły”
    Początek nie był dla mnie zbyt przyjemny (i nie chodzi tu o próby odwiedzenia mnie od czytania przez autorkę). Mianowicie tag [post-apo] - nienawidzę takich klimatów. Mimo to, zacząłem czytać, uzbrojony w tło pod postacią kilku kawałków z najnowszego posta muzycznego.
    I, kosztela, nie żałuję. Nie żałuję, mimo że niejako główna oś fika (śmierć głodowa) to także coś, czego bardzo nie lubię we wszelakich opowiadaniach.
    Sama początkowa scena wymiany korespondencji… cóż, mogłaby być ciut dłuższa, niż pośpieszne przytoczenie fragmentów listów, ale to szczegół. Szczegół, bo zaraz potem nadeszło TO ZDANIE . Zazwyczaj uwielbiam wyszukiwać w każdym fiku takich perełek, zdań, które niejednokrotnie mówią więcej, niż kilkustronowy opis. Potem nastąpiło ciekawe, powolne wprowadzanie w fabułę fika, przedstawienie pomysłu Twilight, jego realizacja… i kolejne zdanie. To o pszczołach. Troszkę szkoda, że nie było opisanych żadnych głębszych uczuć, jakie Twi niewątpliwie przeżyła po śmierci przyjaciółek, ale nie o to akurat w tym fiku chodziło. Dalej fabuła już, z braku lepszego określenia, pędzi, a my razem z nią. Kolejne pomysły, kolejne porażki. Nawet Discord się pojawia. Scena z Celestią i Filomeną… miażdży, mimo swojej niewiarygodnej krótkości. Dalsze opisy, jeszcze bardziej fenomenalne, smutne, pogłębiające nastrój beznadziejności, w jakiej znalazł się świat. Zdanie o tym, że nie da się jeść pieniędzy. Kolejne, o księżniczce i rogu (bardzo dobrze, że się nie powstrzymałaś). Nie można pójść do piekła, skoro się tam już było (ja tu zaraz połowę fika wypiszę).
    A po przeczytaniu ostatniego zdania zacząłem bić brawo.

    „Przyjaźń to nadal magia”
    Ach, cóż za początek, skąd my to znamy… Fabuła nieco przewidywalna, ale czyta się bardzo dobrze. Wielki plus za „Panią Pożogi”, świetne określenie. Luna i to co zrobiła… niezłe zaskoczenie. Fanfik aż prosi się o to, aby rozwinąć mu wszystkie sceny, bo choć jest dobry, to cały czas ma się niedostatek. „Korpus Tęczy”, „mrokskrzydły” – wspominałem już, że lubię wyłapywać z opowiadań różne nazwy i pojedyncze zdania, które mi się szczególnie spodobały? Troszkę mnie irytowała twoja maniera używania „ażeby”, ale to drobny szczegół. A to zakończenie… z jednej strony cię rozumiem, z drugiej mam ochotę cię zabić. Dawaj kontynuację, ale już!

    „Nie każdy”
    Przykucie uwagi czytelnika poprzez rzucenie czegoś, co będzie wyjaśnione na samym końcu. Tani chwyt, ale jakże skuteczny. Całość czytało się lekko i przyjemnie. Przy wspomnieniu o Flashu padłem czołem na blat xD A przy Flafiku wybuchnąłem gromkim śmiechem! Ostatni akapit to zaś prawdziwa perełka. Cały tekst jest co prawda taki smutno-śmieszny, a przez to nieco chaotyczny, ale i tak czytało się bardzo dobrze.

    Ostatni tekst ocenię na dniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Księżniczki”
      Czytam ten tekst po fiku Madelaine, więc nie mogę odpędzić wrażenia podobnego początku. Celestia odmierzająca czas, mimo wszystkich przeciwności i pozornego bezsensu… jak dla mnie trafiłeś idealnie, jest to dokładnie to, co wydaje mi, że robiłaby w takiej sytuacji. Apokalipsa apokalipsą, ale porządek musi być. Pojawienie się Cadance było nieco nagłe, choć było to też niezłe zaskoczenie, bo początek raczej sugerował, jakoby Księżniczka Miłości nie żyła. Chociaż… znika za rogiem… aaa, niech cię z tymi zagrywkami, wzbudzają we mnie równoczesny podziw i irytację… Pozwól, że na koniec powtórzę słowa Kredke: „Dlaczego to jest takie krótkie”?!

      „Tysiąc lat”
      O, jeszcze jeden tekst. Cóż za miła niespodziewajka. Już sam początek mi się podobał, kojarząc się z motywem hibernacji z „Seksmisji” (nie pytajcie, czemu akurat z tym). Choć wiedziałem, że na śmiech nie ma pewnie co liczyć. Całość przypomina swego rodzaju kronikę, czy wręcz… prolog (subtelna aluzja mająca zasiać w twej głowie chęć opisania dalszych losów Twista). Choć sama końcówka strasznie odstawała klimatem jak dla mnie (Ciastka? Że co? Od kiedy Luna się w Pinkie zamieniła?) i za to mały minus.

      Suma summarum – ta edycja, mimo małej ilości samych fików, zdecydowanie poszła w jakość i jak dla mnie była najlepszą z dotychczasowych.

      Usuń
    2. Odpowiadając na pytanie - BO MIAŁEM EGZAMIN (który zdałem, tak swoją drogą, ha!), a przez to mocno średnio stałem z czasem. Gdybym miał go więcej - fik na pewno byłby dłuższy, sam uważam bowiem, że powinien być jak najbardziej rozwleczony, ciągnąć się aż do poziomu, w którym czytanie go sprawiałoby ból... wtedy czytelnik najpełniej mógłby poczuć tę atmosferę beznadziei świata, który choć się skończył, wciąż jednak trwa.

      Tak, czy inaczej, cieszę się, że moja praca przypadła Ci do gustu, Rycerzu Nieprzytomnego Oblicza, heh. Dzięki za opinię.

      Usuń
  3. Um... Kredke? Moja skromna osoba także wysłała fanfik (piątek, 14 lutego, 04:34). Jeżeli go odrzuciłeś, mógłbyś powiedzieć mi, dlaczego? Bo wydaje mi się, że wszystko było z nim w porządku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłem ten fanfik. Nie wiem jakim cudem mogłem go przeoczyć. Post zostanie zaraz zaktualizowany

      Usuń
    2. Nie ma sprawy, dziękuję :)

      Usuń
  4. Wiele w życiu napisałem i przeczytałem, ale zachwalane "Pszczoły" to coś, co nawet trudno mi opisać. Jedno z tych dzieł, które wstrząsają sercem do głębi i sprawiają, że człowiek schodzi na zawał na skrzypnięcie drzwi, całkowicie skupiony na opowieści, z głową napełnioną wizją i obrazem ostatecznego zniszczenia przed oczami. Nie znajduję innego określenia jak Mistrzostwo przez duże M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęło się jak zawsze.
    Dostałem od bardzo zaufanej osoby informację o jakimś nowym, genialnym w jego mniemaniu fanfiku. Taka sytuacja miała już kilka razy miejsce i niemal zawsze ciekawość zwyciężała, a tekst zostawał przeze mnie szybko pochłonięty. Najczęściej uznawałem polecony utwór za ciekawy, ale nie potrafiłem się nad nim rozpływać tak bardzo, jak wspomniany znajomy. Tym razem było jednak odrobinę inaczej. Rzeczone opowiadanie naprawdę mnie urzekło... To jedno z tych, które mają w sobie To Coś.

    Chciałbym napisać tutaj coś niebagatelnego i interesującego, ale ograniczę się do wymienienia samego tytułu komentowanego przeze mnie fanfika, ponieważ stał się dla mnie symbolem naprawdę dobrego pisarstwa w naszym fandomie (może jeszcze ze dwa inne polskie opowiadania mógłbym podpiąć pod tą kategorię – oczywiście całkowicie subiektywnie).
    Jego miano to „Pszczoły”. Krótkie, skromne i chwytliwe. Tylko co właściwie mówi o samym utworze? Wystarczy przeczytać parę pierwszych stron, by poznać odpowiedź, która okazuje się jednak dopiero wstępem do coraz to tragiczniejszych wydarzeń.

    Niektórzy stwierdzili, że autorka zdobyła ich zainteresowanie jednym umiejętnie postawionym zdaniem. Mnie za to, niezwykle spodobała się cała początkowa scena. Korespondencja Twilight z małą klaczką… Niby nic takiego, jednak po krótkim namyśle… To chyba mój ulubiony fragment z całego opowiadania! Dlaczego? Sam nie wiem, może po prostu trafił idealnie w mój gust? Albo to bijąca z niego nieprzeciętność tak do mnie trafiła? Naprawdę nie sposób tego stwierdzić z całą pewnością.

    Jeśli jednak mam oceniać ogół fanfika, to elementem, który uważam za najlepszy i najbardziej intrygujący, jest zdecydowanie styl. Właśnie tak powinno się pisać w narracji! Jestem pełen podziwu dla kunsztu i dopracowania niektórych zdań. Podzielenie fabuły na zdarzenia z teraźniejszości i przeszłości okazało się doskonałym pomysłem, sam zabieg wyszedł po prostu świetnie. Bardzo pozytywnie oceniam także wszelakie wtrącenia i nawiązania (a tych pojawiło się naprawdę sporo). Wszystko jest poukładane i przemyślane.

    Kreacja głównej bohaterki… Tutaj mam już bardziej mieszane uczucia. We wspomnianej już pierwszej scenie wypadła naprawdę dobrze. W dalszej części tekstu bywało jednak różnie. Oczywiście nie ma tutaj jakichś rażących odchyleń charakteru Twilight, ale… Czuję pewien niedosyt. Rozwój emocjonalny lawendowej klaczy został interesująco zaprezentowany, był on w końcu jednym z głównych wątków i poniekąd przekazów opowiadania. Niestety mam uczucie, że nasza lawendowa klacz (tak, lubię te określenie) została przedstawiona w jednym wymiarze. Upadek jej, a także wszelkich wartości, które do tej pory wyznawała to świetny motyw, chociaż… To chyba jedyny kierunek, w jakim rozwija się postać. Próbuje pomóc, naprawić swój błąd, ale wciąż w podobny sposób. Jej zachowanie było dla mnie przewidywalne (tekst jest na tyle dobry, bym mógł się czepiać takich rzeczy). Pozostałe postacie moim zdaniem nie zarysowały się dość mocno w fanfiku, choć w tym przypadku to nie zarzut – utwór miał opowiadać o wydarzeniach, nie kucykach. Wykorzystana została do tego celu właśnie Twilight, łącząca przeszłość z teraźniejszością. Właśnie dlatego tak bardzo smuci mnie nie do końca wykorzystany potencjał tej bohaterki. Patrząc na umiejętności autorki mogę śmiało stwierdzić, że potrafiłaby jeszcze lepiej rozwinąć charakter i osobowość najmłodszej księżniczki. Warto też pamiętać, że nic tak nie dołuje, jak sukces okazujący się na dłuższą metę porażką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym byłby dobry komentarz bez wspomnienia o fabule? Cóż, zapewne… dobrym komentarzem bez wspomnienia o fabule… No ale to chyba nienajlepsze miejsce na dygresję. Świat przedstawiony uważam za naprawdę solidny, kilka opisów i szczególików, a także precyzyjna prezentacja krok po kroku postępującej apokalipsy zasługują na rzęsiste brawa. Zdarzyło się parę drobnych zgrzytów, ale większość z nich jest raczej bardzo subiektywna. Na przykład upływ czasu zdawał mi się być odrobinkę zaburzony. Rozumiem zabieg, ale po prostu nie poczułem, że od początku tekstu do końca minęło coś koło tysiąca lat. Chętnie dowiedziałbym się też więcej o Equestrii przedstawionej w tym fanfiku. Tutaj właśnie pojawia się kolejny problem. Utwór jest dla mnie zdecydowanie za krótki. To pełna i całkowicie domknięta historia, wiem o tym bardzo dobrze, ale nie chodzi mi o dobudowanie czegokolwiek do fabuły, a jeszcze dokładniejsze jej przedstawienie. Trudno to policzyć jednak jako zarzut – rozumiem, że to praca konkursowa, a i kwestia długości zależy od gustu czytelnika. Mógłbym jeszcze wspomnieć o nieco dziwnym wykorzystaniu motywu Drzewa Harmonii (to akurat nieszczególnie do mnie trafiło).

      Reasumując, to jedne z najlepszych opowiadań, z jakimi miałem do czynienia w polskim fandomie. Pod pewnymi względami przypomina mi „Album” Po prostu Tomka, chociaż osobiście uważam „Pszczoły” za utwór dużo wyższego kalibru. Mamy tutaj wspaniale przedstawioną historię i przyzwoicie opisany upadek zarówno całego społeczeństwa, jak i pojedynczego bohatera. Większość wytkniętych przeze mnie błędów (czy też „błędów”) to tak naprawdę niezbyt istotne pierdółki, a moje narzekanie to po prostu standardowa rutyna. Z całego serca polecam każdemu ten fanfik, to naprawdę kawał dobrej roboty wykonanej przez autorkę. A, właśnie…

      Teraz chciałbym się krótko, acz treściwie zwrócić do autorki tekstu…
      Droga Madeleine, Twoje opowiadanie naprawdę mi się spodobało i uważam, że masz prawdziwy talent do pisania. Dlatego chciałem Cię gorąco poprosić, byś tego nie zaprzepaszczała i zaszczycała nas kolejnymi utworami w Twoim wykonaniu. Po prostu… Czekam na więcej!
      Życzę dalszych sukcesów i kolejnych świetnych opowiadań!
      Baffling

      Usuń
  6. Tak oto dostałam dwie pozytywne recenzje od aTOMA i Dolara w jednym poście. Wykonałam zadanie, mogę umierać.

    Przy okazji – aleś Pan marudził, Panie K., aleś marudził. Że mało prac, że tragedia, że olaboga. Mówiłam, że fandom nie umiera. Jak to się mówi, nie chwal dnia przed zachodem słońca – w tym przypadku „nie przeklinaj” :P.

    A tak już zupełnie na marginesie – po przeczytaniu opisów opowiadań zaczęłam się śmiać. Nie ma szans, że Equestria przetrwa, skoro wszyscy widzimy jej przyszłość w takich barwach...

    Żeby nie generować niepotrzebnie komentarzy (co ja gadam, niepotrzebny komentarz na blogu, coś takiego w ogóle istnieje?), odpowiem zbiorowo.

    Po pierwsze dziękuję wszystkim, którzy przeczytali, bo fanfik – nie oszukujmy się – jak na „Małego” jest dość okazały. No i dziękuję za komentarze, czy też raczej – pieśni pochwalne, bo inaczej tego nazwać nie można. Skrzydła mi rosną, jak to czytam. Dobrzy z was ludzie.

    aTOMie:
    Uśmiałam się, jak zaczęłam czytać Twój komentarz, gdyż – możesz mi wierzyć lub nie – ja również nie cierpię post-apo. Drażni mnie ich monotematyczność. Dziwne, prawda? Nie cierpię, a napisałam taki tekst. Powód miałam w sumie jeden – chciałam udowodnić innym, a przede wszystkim sobie, że apokalipsa to nie tylko krajobraz po wojnie albo katastrofa nuklearna. Dla mnie prawdziwa apokalipsa jest wówczas, kiedy zadziera się z prawami przyrody, kiedy stawia się siebie wyżej od niej. A przecież jesteśmy tylko prochem wobec świata (wszystkich uczulonych na patos prosimy o odejście od radioodbiorników).
    Skąpe opisy w niektórych miejscach i pędząca akcja… Nie sposób się nie zgodzić. Mogę jedynie powiedzieć, że w moim umyśle dokładnie tak to miało wyglądać. Ba, pierwotnie fragmenty w czasie przeszłym (czyli większość fika) miały przypominać bardziej kronikę niż opowiadanie. Emocjonalną częścią tekstu miały być krótkie wstawki pisane kursywą. Cóż, szybko okazało się, że nie umiem pisać nieemocjonalnie ;).
    Zbyt sucha reakcja Twilight po śmierci przyjaciółek? Masz całkowitą rację, nie mam usprawiedliwienia. Po prostu nie miałam ochoty rozwijać tego wątku. Jedyny argument, którym mogę się posłużyć, brzmi – tekst w założeniu miał być teatrem jednego aktora, krótki, zwięzły, lakoniczny (ta, najdłuższy tekst w poście…). Rozwlekanie wątków nie przysłużyłoby się jeśli nie samej pracy, to mnie.
    Dziękuję Ci bardzo za to, że zachowałeś obiektywizm w ocenianiu tekstu.

    Dolarze:
    Zawsze chciałam napisać opowiadanie bez dialogów, al., jakby to po żołniersku ująć, brakowało mi jaj (swoją drogą, dlaczego jak kobieta wykaże się odwagą, mówi się, że ma jaja, a o tchórzliwym mężczyźnie, że jest p****? Boże, jaki ten język polski szowinistyczny). Natchnienie dał mi fanfik Nicolasa Dominique’a pt. „Detroit” (polecam), którego pierwsze strony były właśnie takim zwykłym, prostym, a jednak magicznym opisem.
    Cytaty, ach, cytaty… Bałam się, że przesadziłam. Miło słyszeć, że jest inaczej.
    I na koniec kwestie językowe, czyli słowa kojarzące się z „ludzikami”. Powiem tak – nie lubię neologizmów. Uważam, że niszczą klimat poważnego tekstu i rozpraszają uwagę czytelnika. Oczywiście użycie w kacykowej pracy wyrażeń typu „wytrącić z rąk”, „paść do stóp” czy „uścisnąć dłoń” jest totalnym nieporozumieniem. Uważam jednak, że słowa takie jak „nadludzki”, „podręczny” czy „zaludnić” nie powinny być ponyfikowane. Dodatkowa robota, efekt zwykle mizerny, bałagan w tekście, nie zawsze zamierzona komiczność, zmniejszenie płynności i przejrzystości. Poza tym na te słowa i tak patrzymy jak na całość, nie wyodrębniamy z nich tej nieszczęsnej „ręki”. Słowo jak słowo i tyle. Po co zmieniać coś, co jest dobre? Twilight próbowała, wiesz, jak to się skończyło ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bafflingu W.:
      Bardzo dziękuję za rozbudowany i przede wszystkim merytoryczny komentarz. Przeanalizowałam uważnie błędy, które mi wytknąłeś i muszę przyznać Ci rację, szczególnie w kwestii spłaszczenia charakteru Twilight. Co ciekawe, uzmysłowiłam to sobie dopiero, kiedy napisałeś – tym bardziej dziękuję! Rzeczywiście Twi wyszła przewidywalna. Oskubałam jej charakter i jedynym czynnikiem wpływającym na jej zachowanie uczyniłam tragiczne wydarzenia rozgrywające się dookoła. Mogę jedynie przyrzec, że na przyszłość postaram się unikać takich błędów – bo przecież wiem, że na charakter rzutują różne czynniki. (Z drugiej strony, gdybym wgłębiła się w Twilight tak, jak na to zasługuje, opowiadanie musiałoby mieć dwa razy tyle stron, ale nigdy by nie miało, bo straciłabym do niego zapał w połowie, nie mówiąc o tym, że w życiu nie wyrobiłabym się w terminie.)
      Upływ czasu jest w porządku, ale wiem, o co Ci chodzi. Może się wydawać, że powolna degeneracja trwała całe wieki, ale tak nie jest. Tak naprawdę większość fika dzieje się w ciągu paru lat. Jest tak: Twilight dostaje list. Kilkadziesiąt lat później umierają jej przyjaciółki. Potem przez kolejne STULECIA opracowuje zaklęcie (nie napisałam, ile dokładnie jej to zajęło, równie dobrze mogło to być ponad 900 lat). Rzuca je, uszkadza Drzewo i kolejne wydarzenia trwają, nie wiem, koło 4-5 lat? Kierowałam się stwierdzeniem Alberta Einsteina, że w przypadku wymarcia pszczół ludzkość zdoła przeżyć najwyżej cztery lata.
      Nie oznaczałam czasu specjalnie dokładnie, ponieważ… bałam się, że popełnię głupi błąd. Nigdy nie przeżyłam (dzięki niebiosom!) zagłady pszczół i naprawdę nie wiem, ile trwałyby kolejne etapy apokalipsy.
      Dziękuję za piękną recenzję.

      Na koniec pragnę szczerze poprosić o to, by szanowni i cudowni komentujący nie zapominali o pozostałych pracach, które czytałam i które są naprawdę fantastyczne.

      Usuń
    2. Marudziłem, marudzę i będę marudził:P W moim wieku zrzędzenie załącza się już jako skill pasywny:)

      O moim komentarzu nic nie wspomniano:P Muszę się bardziej rozpisywać widzę:) (i znowu marudzę:P)

      Powiem wprost - to Twoja i Malvagio praca uratowały tą serię. Mimo iż pozostałe mi się bardzo miło czytało - ta edycja należy do Was (a szczególnie do Ciebie)

      Zresztą gdybym nie przedłużył terminu, prac byłoby mniej.

      W Twoim i Malvagio przypadku, jeżeli będę dostawał perełki na takim poziomie, wszystko zamierzam zebrać w osobny post - analogiczny do tych które mają tutaj np aTOM czy Dolar (który to szykuje dla ciebie małą niespodziankę z tego co wiem:). Panie Malvagio - ja ciągle mam w pamięci fenomenalnego "Pielgrzyma"

      Swoją drogą, co sądzicie o małej zmianie tematów. Zamiast gatunek dowolny, temat określony zrobić odwrotnie - określę gatunek (np komedia) a temat zostawię Waszej wyobraźni. Można to oczywiście jeszcze połączyć - np zechcę ponifikacja + komedia. Cóż o tym sądzicie.

      Usuń
    3. Na forum literackim Mirriel od dawien dawna organizuje się tzw. pojedynki literackie. O samej formule nie ma co pisać, bo nie o to chodzi, ale warto wspomnieć, że mają bardzo interesujący system wyboru tematu. Otóż temat można kształtować całkowicie dowolnie i w każdym zakresie. Osoba „rzucająca rękawicę” (którą w przypadku MLF byłbyś rzecz jasna Ty) może wybrać nie tylko ogólny temat (np. „Księżniczki za tysiąc lat”), ale też np. to, co chce, by pojawiło się w opowiadaniu (np. białe kozaczki, pióro wieczne, fragment hymnu dowolnego państwa) i czego sobie nie życzy (np. łzawych historii, opisów pogody, wędrówki bohaterów). To, co jest w nawiasie, zależy całkowicie od wyobraźni rzucającego wyznanie i może się tam znaleźć również np. gatunek literacki. Dodatkowo osoba ta może wcale nie określać tematu, ale np. inspirację (piosenkę, inne dzieło literackie, rzeźbę). Można wybrać tylko niektóre elementy albo wymienić ich bardzo dużo. Dla przykładu temat na kolejną edycję MLF mógłby brzmieć: Opowiadanie dowolnej długości; chcemy: Luny stojącej na szczycie wzgórza; nie chcemy: przemyśleń na temat życia/świata/siostry. EGZAMPEL TU – chcemy: Luny (alem się tej Luny uczepiła); nie chcemy: niebieskiej grzywy. Takie postawienie sprawy daje ogrom możliwości napisania dobrej komedii (chociaż mój ckliwy babski umysł niemal natychmiast podsunął mi co najmniej dwie opcje przekucia tego w łzawy melodramat).

      Narzucając gatunek wyszłoby to samo, co jest aktualnie na MLP Polska (tam, z tego co wiem, w konkursach narzucane są tagi). Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale po co się powtarzać?

      Usuń
    4. Nie wierzę, ktoś oprócz mnie pamięta jeszcze "Pielgrzyma..."? To daje już dwie osoby na cztery, które przeczytały ten fik (wliczając w to moi), heh. Wciąż tak bardzo mnie boli, że nie było szansy na osobnego posta... zwłaszcza, że to jedyna rzecz, jakiej nie napisałem w ramach MMF.

      Co do zmiany formuły - osobiście uważam, że obecna jest w porządku, ale propozycja Madeleine jest... ciekawa i może warto ją rozważyć. Może szarpnąć się na jakąś edycję próbną i zobaczyć, jak to ewentualnie wyjdzie?

      No i swoją drogą, bardzo się cieszę, że moja praca została uznana za perełkę. To naprawdę Radocha Ogromna.

      Usuń
    5. Pamięta go więcej osób - na Kucykowym Teamspeaku była bardzo ciekawa polemika nad interpretacją Pańskiej pracy. Oj działo się...:)

      Co do proponowanych zmian - czemu b nie - eksperymentalnie można by coś takiego spróbować.

      A nad "Pielgrzymem" pomyślę nad wrzuceniem ponownie w osobny post.

      Nie ma za co dziękować. Tu raczej ja powinienem dziękować za napisanie takich perełek. Co mi się szczególnie spodobało? Scena z Cadenzą. Straszna wizja złamanej przeżytymi wydarzeniami księżniczki przemierzającej samotnie martwą Equestrię i własnymi kopytami grzebiącą zmarłych...

      Usuń
    6. W tym momencie mógłbym jakże uprzejmie wciąć się w rozmowę wspomnieniem mojej propozycji, jeszcze podczas fazy przemyśleń drogiemu Malvagio przeze mnie przedstawiona. Mianowicie, żeby również wiedziona głodem Cadance te zwłoki tak naprawdę zjadała, potem zakopywała oczyszczone zwłoki... i takim sposobem była pogrążona w wiecznej agonii (wyobraźmy sobie trawienie tego... albo lepiej nie) oraz wyrzutach sumienia. Piękna wizja, jedna z takich, dzięki którym swego czasu na Forum FGE byłem Księciem Patologii. Na szczęście są tutaj ludzie bardziej rozsądni, którzy takich rzeczy w fikach nie zamieszczają.

      Drugą kwestią, którą chciałbym poruszyć, jest sprawa urozmaiceń i innowacji w formie Małego Fika - przede wszystkim jestem stanowczym przeciwnikiem wskazywania jedynie tagów/gatunków, które miałyby reprezentować nadesłane prace. Zabija to według mnie ten ciekawy (i mój ulubiony) element podkradania się do tematu, prób wyciągnięcia z niego czegoś niespodziewanego, a to przez to, że tematu zwyczajnie nie ma.

      Czyż bowiem (słodki Latający Potworze Spaghetti, co ja za styl wypowiedzi przyjąłem?) nie jest ciekawszym rozwiązaniem zamiast podejść do fortecy, jaką jest nasz temat, i zapukać uprzejmie, by wejść najprostszą drogą... nie wiem, spuścić się na ten przykład ze stratosfery, by majestatycznie wylądować na jej samym środeczku (bądź gdziekolwiek w promieniu parunastu kilometrów, lecz jednak się liczy)? Jak przykład mogę podać moje rozumowanie przy tej edycji - czy księżniczki muszą być żywymi istotami? A może lepiej by było przedstawić świat, w którym zniknęły i po tysiącu latach przetrwał jedynie ich kult? Albo, wraz z rozwojem cywilizacji, może zniknęła potrzeba posiadania wszechpotężnych władczyń? Skoro już chwytamy się ich domniemanej nieśmiertelności (bądź długowieczności), to czy na pewno muszą wciąż istnieć, by wpływać na świat? Albo mój ulubiony - co, jeżeli nie uznamy ich za prawdziwe, a jedynie za postaci z kreskówki? Wystarczy przyjąć, że jakiś człowiek znajduje zagubioną kapsułę czasu, w której ktoś umieścił figurkę Celestii, by fakt istnienia naszego fandomu zastanowił przyszłe pokolenia. Odrobina wysiłku i można by nawet przedstawić to tak, jakby odkrywał trumnę z prawdziwą księżniczką, jednak zapewne opowiadanie utraciłoby wtedy nieco na czytelności.

      Podsumowując - jestem jak najbardziej za zmianami, jeżeli tylko tematy pozostaną wyzwaniem, które jednak można podejść na wiele sposobów, czasami zaskakujących nawet samego autora. Nie wszystko musi być poruszającą serca i zmuszającą do myślenia pożywką dla umysłu (choć nie płakałbym, gdyby takie wychwalane działo znalazło się wśród mojego, ekhm, dorobku artystycznego), a według mnie ta "ograniczona swoboda" jest tym, co czyni MMFa naprawdę ciekawym.

      Taki bonusik - jednym z niewykorzystanych przeze mnie pomysłów był niby-crossover z Power Rangersami, w których księżniczki (niepotrzebne przy sprawowaniu władzy z racji rozwoju technologicznego i wprowadzenia demokracji), postanowiły chronić świat przed zagrożeniem w postaci Koszmarów z komiksów (od Nightmare Rarity). Niestety uświadomiłem sobie, że takiej ilości onelinerów nie uda mi się dotrzymać kroku. Byłyby jednak iskry, diaboliczny śmiech Rarity jako przywódczyni Koszmarów (dały jej nieśmiertelność, a co :v), czapka (ra)Rity, promienie powiększające i Krysiozord wyłaniający się z morza po zagraniu na dziurach podmieńca-karła. Tak, to byłby hit.

      Przy okazji #2 - fail jak Pałac Kultury. Nie jest moim przeznaczeniem pisać o takiej porze.

      Usuń
    7. Nie ukrywam, miło mi słyszeć, że "Pielgrzym..." jednak był czytany, bo NAPRAWDĘ byłem przekonany, że ostatecznie praktycznie nikt go nawet nie zauważył. Szkoda, że nie miałem pojęcia o tej polemice i że odbywała się jedynie na Teamspeaku - chętnie bym ją śledził, gdybym miał taką możliwość. Nie ukrywam też, że reupload w osobnym poście również sprawiłby mi Radochę Ogromną, heh.

      Bodziu - KONIECZNIE napisz Krysiozorda!

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Madeleine - zgadza się, w tym konkursie który organizuje narzucane są zarówno tagi jak i limit słów. Wyjątkiem są edycje specjalne, gdzie jest tylko limit + temat. Fakt - nie daje to takiej wolności jak w MMF, ale pozwal szkolić warsztat w tematach, które nie są takimi jakie dana osoba wybrałaby natychmiast. No i często nam się i tam perełki trafiają, chociaż tekstu o klasie równej Pszczołom sobie nie przypominam. Kilka sie zbliżyło, ale żaden nie dorównał. Między innymi dlatego mam nadzieję, że i u nas je opublikujesz :D

    Zapoznałem się również z opowiadanimi pozostałych twórców:

    Malvagio napisał opowiadanie świetne, ciekawe i zajmujące. Czytałem je z prawdziwą przyjemnością, a niektóre opisy wręcz powalały (między innymi Cadenza). Nie mówiąc już o zakończeniu, które stanowiło przysłowiową wisienkę na torcie (a raczej kandyzowaną wiśnię w kielonku Baileysa - mniam!)

    Derpin popisał się humorem, a przy jego tekście można było nie raz parsknąć śmiechem. Świetna Twilight - zabójcza AJ. Inne alicorny - bezcenne, pluc zakończenie w stylu South Park :D

    Flame - Ciekawe odwrócenie ról, na dodatek zrobione bardzo dobrze. Co prawda fabuła doskonale przewidywalna, ale na pochwałę zasługuje fakt, że mimo to nie nużyła czytelnika, który i tak mógł z dużą dozą prawdopodobieństwa odgadnąć co się stanie w kolejnym akapicie.

    Twinkled - To opowiadanie można rozwijać, rozwijać a rozwijać. Kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt rozdziałów świetnej historii by z tego wyszło patrząc na to, co już zostało wymyślone. Tylko nie rozumiem dlaczego Celestia miałaby wybaczać mordercom Twilight Sparkle? Wszystkich powinna ściąć i po kłopocie.

    Ogólnie w tej edycji nie było złych opowiadań, powiedziałbym wręcz, że oscylowały na poziomach od dobrego, do pokazu geniuszu. Już czekam co Kredke wymyśli jako kolejne :D

    Zastanawia mnie w sumie jedna rzecz... dlaczego nikt nie pomyślał o opowiadaniu, gdzie po tysiącu lat wszystko jest cacy, Equestria rośnie, a Księżniczki radośnie nią rządzą. Boimy się takiej wersji wydarzeń, czy co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radosne historie się nie sprzedają, proste ;)

      Usuń
    2. Ciekawostka - w pierwszej chwili chciałem wymyślić coś, co nie miałoby żadnych powiązań z motywem zagłady, podejrzewałem bowiem, że na tej tematyce skupi się większość prac (jak widać, miałem rację). A potem uderzył we mnie nagle jeden Bardzo Ponury Motyw (ale nie zdradzę co konkretnie, ha!) i doszedłem do wniosku, że jednak nie, że to musi być Zagłada. No i też dramaty, które akurat czytałem na wspominany egzamin też nie nastrajały do optymistycznego pisania ("Horsztyński" Słowackiego i "Powrót Odysa" Wyspiańskiego).

      Bardzo się cieszę, że moja praca znalazła uznanie. Dzięki za przeczytanie i wyrażenie opinii.

      Usuń
  9. Nie lubię oceniać cudzych fanfików, bo nie czuję się kompetentny do tego. Tym bardziej, że sam piszę beznadziejne prace. Jednak powszechne głosy zachwytów nad „Pszczołami” i tytułowania go wręcz najlepszym fanfikiem polskiego fandomu przyczyniły się do tego, że postanowiłem napisać moją własną opinię na jego temat. A myślę, że odmienna opinia może być interesująca dla wszystkich.

    Nie podobały mi się „Pszczoły”. Muszę zaznaczyć, że w ogóle nie trawię patetycznych fanfików, które umieszczają pocieszne kucyki w roli żołnierzy walczących w krwawych wojnach lub błąkających się w postapokaliptycznym świecie. Fanfików, w których bohaterowie kreskówki dywagują nad gimbazjalno-filozoficznymi teoriami na temat życia, czy świata w którym żyją.

    Kreskówkowe kucyki nie muszą się tylko łączyć z wesołymi historyjkami. Te fanfiki z gatunku tych smutnych także znajdują u mnie uznanie. Choćby świetny fanfik Malvagio z tej edycji MMF. Za sam pomysł wpieprzania książek przez Twilight, Malvagio zasługuje na gratulacje. Poprzedni tekst Madeleine z edycji Kleksowej, także bardzo mi się podobał. Smutny w wyrazie, napisany wzorowym stylem i z ciekawą narracją (niby na podobieństwo bajek dla dzieci).

    Ale przejdźmy do „Pszczół”. Fanfik nie powala, a co najgorsze – bawi. Bawi mnie jego pretensjonalność. I to słowo najlepiej oddaje charakter całego fanfika – PRETENSJONALNY.

    Fabuła jest dość prosta i mało zaskakująca. Od lat jesteśmy bombardowani katastroficznymi wizjami ekologicznej zagłady na Ziemi, że już chyba przywykłem do tego i jakoś mnie nie zachwyca ta historia. Pomysł z wymieraniem gatunków, którego to konsekwencje są zgubne dla człowieka i opisywanie tego procesu, pojawiał się w kulturze chyba wielokrotnie. Nie wiem też dlaczego wybrano akurat pszczoły? W znanej pracy „Silent Spring” Rachel Carson skupiono się na ptakach i było to dobrze uzasadnione. Pszczoły natomiast prowadzą do kilku luk w fabule. Choćby to, że nie wszystkie rośliny potrzebują zapylenia przez owady do wydania owoców. Ulubione przez Twilight ziemniaki są tego przykładem. Owies kochany przez konie, jak seks przez panią Renatę, także. Wiele warzyw potrzebuje zapylenia jedynie do wydania nasion, bo i tak spożywa się inną część rośliny (marchew, cebula). Nie wiadomo, dlaczego sztuczne zapylanie nie udawało się. Nie wiadomo, dlaczego akurat pszczoły wymarły na skutek usychania Drzewa Harmonii. Chyba trzeba wszystką winę zrzucić na magię ;)

    Poza główną osią fabuły, przyczepiłbym się także do wtrącanych zdań/parafraz ze szkolnych lektur. Jaki był w tym cel? Żaden to dla mnie urok. Tym bardziej, że prawie wszystkie były wtrącane mocno na siłę i można było by się bez nich obejść. A tak pozostało dziwne wrażenie i żałosny uśmiech. Takie wrzucanie nieco oderwanych od reszty one-linerów, wygląda trochę jak przyozdabianie na siłę własnej pracy, dodawania mu brakującej wartości. I nie chodzi tu tylko o zapożyczenia z lektur, ale także niektóre zdania z głębokimi myślami, które niczego nie wyjaśniają. Ot takie sobie wrzucenie głębszej myśli, aby całość wydawała się mądrzejsza. Przykład: „… zrozumiała. Przyjaźń to życie. Pszczoły to życie”. Po tym tekście po prostu wybuchłem śmiechem. Kontekst nadaje temu fragmentowi olbrzymie znaczenie, ale tak naprawdę nic z niego nie wynika. Pustka. Przypomina mi to kabotyński styl pisarstwa osławionego Paulo Coehlo.
    Pretensjonalność aż wylewa się z ekranu.

    Możliwe, że trochę przesadzam i zbyt ostro krytykuję tego fanfika. Chciałbym się wyrazić jasno - Madeleine jest świetną pisarką. Zdecydowanie najlepszą ze wszystkich tutaj piszących. Wciąż charakteryzuje się nienagannym stylem, wspaniałym warsztatem. Zazdroszczę jej lekkości w pisaniu i umiejętnie napisanych barwnych, szerokich opisów. Poprzedni jej fanfik mi się bardzo podobał. Autorka ma wielkie umiejętności pisarskie, tylko niech się trzyma z daleka od ckliwych i napuszonych historyjek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za szczerą opinię. Cieszę się, że znalazła się chociaż jedna osoba, która powiedziała głośno, że fanfik się jej nie podoba.

      Drogi Derpinie – przeczytałam uważnie wszystkie komentarze i nikt nie tytułuje mojej pracy „najlepszym fanfikiem polskiego fandomu”. Co najwyżej pojawiły się głosy, że było to (cytuję): „JEDNO Z najlepszych opowiadań, jakie ktoś czytał”. Proszę więc, nie wyolbrzymiaj.

      Wybrałam pszczoły, ponieważ ich wymarcie byłoby tragiczne w skutkach, podobnie zresztą jak wymarcie ptaków. Powiem więcej – konsekwencje miałoby trwałe wyginięcie JAKIEGOKOLWIEK gatunku, co przecież obserwujemy od lat. Brak pewnych zwierząt powoduje a) brak pokarmu dla innych, b) zbyt dużo zwierząt/roślin, którymi żywiły się te wymarłe, c) konieczność ewolucji gatunkowej, która nie zawsze wychodzi na dobre.

      To, co wymieniłeś jako luki w fabule, jest opisane w tekście. Przykładowo fakt, że nie wszystkie rośliny są zapylane przez pszczoły – oczywiście, że nie i w opowiadaniu występują także takie, które są wiatropylne, m.in. owies, który nadmieniłeś (w pracy wymieniony pod nazwą „zboża”). O tym, że w wypadku części warzyw zapylenie jest konieczne „tylko” do wydania nasion, również wiem. Wydaje mi się jednak jasne, że bez nasion nie będzie nowych roślin w ogóle, więc tak czy siak nici z jedzenia.

      Sztuczne zapylanie nie udawało się ze względu na uszkodzenie Drzewa Harmonii, które wywołało stan zwany przez bohaterkę opowiadania „klątwą”. Wydaje mi się, że to napisałam… Muszę sprawdzić. Nie wnikałam w to głębiej, bo nie uznałam tego za konieczne.

      Wiadomo, dlaczego akurat pszczoły wymarły na skutek działania Drzewa. Wyjaśniłam to we fragmencie, który Cię rozbawił, a konkretnie: „Przyjaźń to życie. Pszczoły to życie”. Nie zgadzam się, że to konkretne zdanie jest „puste” i „nic z niego nie wynika”, bo po pierwsze, ja dostrzegam analogię („przyjaźń” w metaforycznym znaczeniu – „zdolność do pokojowego koegzystowania”, bez której życie na ziemi byłoby niemożliwe), a po drugie, chyba nie zaprzeczysz, że pszczoły to życie? Tak samo jak woda. Albo powietrze. Cała przyroda.

      No, tyle w sumie chciałam wyjaśnić – drobne nieścisłości. Co do reszty – jak najbardziej szanuję Twoją opinię i naprawdę cieszę się, że ją wyraziłeś. Każdy ma prawo uważać, że styl jest pretensjonalny i pompatyczny albo że kucyków nie powinno się zestawiać z apokalipsą ;).

      Na koniec dziękuję za pochwalenie warsztatu i poprzedniego fanfika :). Cieszę się, że przypadł Ci do gustu. Lecz opinia, że jestem „świetną pisarką”, a tym bardziej – „najlepszą ze wszystkich tutaj piszących” – została wygłoszona zdecydowanie na wyrost, bo do tej pory wysłałam na FGE raptem kilkadziesiąt stron tekstu, a po takiej małej próbce trudno kogoś oceniać. Proszę więc ponownie – nie wyolbrzymiaj.

      Pozdrawiam ciepło,
      Gacinka

      Usuń
  10. Mam niemiłe uczucie, że spóźniłem się o jeden dzień i nikt tego komentarza już nie przeczyta… ale spróbuję, co mi tam

    Derpin
    Pomysł wydał mi się naprawdę ciekawy, godzien rozwinięcia w pełnoprawny fik. Również kwestie poruszane w opowiadaniu są interesujące i nieoczywiste, warte głębszego opisania. Mimo że Twilight zdecydowania była tu antagonistką, ciężko jednoznacznie potępić ją, a Applejack uznać za tę dobrą. Szczególnie bez znajomości kontekstu. Nie jest to w żadnym razie zarzut: to co zostało pokazane, broni się jako zamknięta całość, a wzbudzane w czytelniku zainteresowanie to bonus. ;)

    Na opowiadaniu kładzie się jednak cieniem dość… mocno przeciętny styl. Wypowiedzi narratora wydawały mi się zbyt potoczne, a wypowiedzi postaci nieco… pozbawione tonu. Brakowało mi też opisów, szczególnie w scenie rozmowy AJ i Twilight, gdzie otoczenie nie jest wspomniane nawet słowem.

    Ostatnia rzecz: poważna rozmowa AJ i Twilight jest dobra, oraz humorystyczna końcówka jest dobra. Ale w zestawieniu razem nie wypadają najlepiej.

    Ostatecznie, opowiadanie mi się podobało. Pomysł był na tyle wciągający, bym chciał czytać dalej, mimo wybijających z nastroju uchybień stylu.

    Flame
    Uch… tekst powalił mnie liczbą błędów stylistycznych, składniowych, powtórzeń, braków przecinka. Pod tym względem jest naprawdę źle, bo nie tyle psuje to nastrój, co utrudnia wręcz czytanie.

    Przymknąwszy na to oko (a jest to możliwe, na szczęście), opisy są mimo wszystko całkiem dobre. Szczególnie te związane z walką były obrazowe i klimatyczne.

    Pod względem treści, oceniłbym opowiadanie zdecydowanie pozytywnie. Jedyny fragment, który zdecydowanie mi się nie podobał (na dodatek umieszczony niemal na początku) to bardzo rozwlekły opis wydarzeń zakończonych wygnaniem księżniczki na księżyc. Nie był on wcale konieczny (wystarczyło wspomnieć o konkluzji), a niepotrzebnie wyrywał z klimatu opowiadania. Jeśli już taka scena musiała się pojawić, to lepiej w postaci wplecionych scen, niż przytoczonego ciągu zdarzeń (stało się to, potem tamto, potem jeszcze tamto…).

    Na plus zdecydowanie muszę ocenić przedstawienie Discorda, adekwatnie chaotyczne (przynajmniej w zachowaniu, jeśli nie osobowości). No i końcową scenę z Twilight i Fire. Otwarte zakończenie dodaje też moim zdaniem ciekawego smaczku… tak więc tym razem mniej to więcej. :D

    Twinkled
    Ech… przykro mi z tego powodu, ale muszę powiedzieć, że to opowiadanie jest złe. I nie ratuje go, że pod względem klimatyczności opisów oraz stylu jest zdecydowanie lepsze od poprzedników.

    Podstawowy problem? Tu NIC się nie dzieje. Całe opowiadanie jest długą listą wydarzeń, które… również donikąd nie zmierzają. Są zupełnie arbitralne. Co i rusz ktoś atakuje bez powodu, jakiś kataklizm co jakiś czas, wszystko opisane po łebkach i nic z tego nie wynika. Koniec końców pojawia się Discord i zamiata wszystko, więc poprzednie wydarzenia na dobrą sprawę są bez znaczenia.

    A im dalej w te wydarzenia, tym gorzej. Wojny trwają absurdalną ilość czasu. Zwłaszcza, że wszystkie są już po erze industrializacji! Żadna nowoczesna wojna (zwłaszcza będąca podbojem) nie trwała tyle.

    Pod koniec pojawia się też ruch oporu pegazów, który nie wiadomo skąd się bierze i kogo reprezentuje (Pegazy? To jest RASA, nie organizacja, a przez decyzje księżniczek cierpiała tylko niewielka ich część), księżniczki popełniają masę głupich posunięć (Rozumiem, że nikt w Equestrii nie miał nic przeciwko niesprowokowanej agresji na gryfy? Są aż takimi rasistami?)… nie, po prostu nie.

    Opowiadanie jest więc długą listą wydarzeń, niekoniecznie logicznych, niemal w ogóle nie opisanych (a na pewno nie na tyle, żeby wzbudzić emocje większe niż przy pobieżnym wertowaniu podręcznika do historii), nie zawsze logicznych. Początek i końcówka są niezłe… i żal mi po prostu zmarnowanego potencjału, bo opowiadanie mogło być naprawdę dobre, gdyby skupiało się na jakichś współczesnych opisowi wydarzeniach i postaciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malvagio
      Dobre, bardzo dobre opowiadanie. Ma zarówno dobry, interesujący koncept, jak i styl, żeby go w pełni oddać.

      Klimat został świetnie skonstruowany, zwłaszcza różne oblicza szaleństwa przejawiane przez różne księżniczki. Wiele tu niedopowiedzeń, ale to w tym przypadku wychodzi to nawet na dobre.

      Jest to też póki co jedyne opowiadanie tutaj, które wywołało u mnie uczucie smutku i przejęcia, co też świadczy o jego klimatyczności.

      Minusy? Miejscami zbyt dużo zbyt długich zdań wielokrotnie złożonych, które ciężko się czyta. Również, niektóre wypowiedzi Celestii i Cadance (zwłaszcza Cadance, argh), były tak do bólu teatralne, że wybijały z rytmu i nie pozwalały traktować się poważnie. Na szczęście było tego mało.

      Tak, muszę się tutaj zgodzić z Kredke, że to perełka.


      "Pszczoły", "Pszczoły"… tyle o tym fiku powiedziano, że chciałem skomentować najpierw pozostałe, które zostały lekko przez niego przyćmione. Niestety, zabrakło mi czasu… czytaniem i komentarzem dzieła Madeleine zajmę się jutro.

      Usuń
    2. Dzięki za przeczytanie i komentarz. Nie do końca mogę się zgodzić z tym, co piszesz o wypowiedziach Celestii i Cadance. U tej pierwszej żadnej teatralności doszukać się nie mogę, może jedynie w odpowiedzi na słowa Twilight o skończeniu przedstawienia, ale cóż... ona zaczęła.

      Co się tyczy Cadance - taki miałem zamysł od samego początku i zamierzam go bronić. Księżniczka Miłości jest w mojej wizji tą najbardziej emocjonalną (ciekawe dlaczego, nie?) i taki styl wypowiadania się, jak dla mnie do niej pasuje. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co przeżyła i wywołane tym szaleństwo.

      Tak, czy inaczej - starałem się sprawić, by każda z księżniczek mówiła w inny, charakterystyczny dla siebie sposób. I mam nadzieję, że mi się ta sztuka udała.

      Usuń
    3. Madeleine
      "Pszczoły"… mówię to z przykrością, ale jednak...

      Nie podobało mi się to opowiadanie. Wcale.

      Niestety, główny jego problem jest taki, jak w dziele Twinkled: ono jest, w swojej przeważającej części, dłuuuuugą (20 stron!) listą wydarzeń, które wydarzyły się gdzieś w przeszłości. Zbyt zdystansowaną i opisaną zbyt ogólnie, by wzbudzić jakiekolwiek emocje.

      Owszem, opisuje wydarzenia smutne, wręcz tragiczne. Ale to nie jest literatura obozowa, choć takie porównanie pojawia się w przedsłowiu. To jak czytanie artykułu o Holocauście na Wikipedii. Tragiczność się zgadza, ale gdzie to drugie ma się do chwytających za żołądek dzieł literackich z gatunku tego pierwszego?

      Dodajmy do tego jeszcze fakt, że opowiadanie nie opisuje wydarzeń faktycznych (które zmrozić krew w żyłach mogą swoją samą faktycznością), tylko pastelowe kucyki cierpiące katusze dlatego, że jakieś magiczne drzewo postanowiło je ukatrupić w możliwie wymyślny sposób (Wybicie pszczół! A parę lat potem: przywołanie szczurów! Tak znikąd!), i mamy niestety coś, co skłaniało mnie co i rusz do przewracania oczami.

      Najbardziej smuci mnie to, że opowiadanie mogło być naprawdę dobre. Dowodzą tego wstawki kursywą. Są pełne emocji i miejscami przerażające. Ale jak w tym kawale "przerwali moje reklamy filmem!", są one tylko dodatkiem do opisów utrzymanych w tonie "Wszyscy byli głodni i było im bardzo źle. A potem się zabijali."

      Wydarzenia, które są opisane w opowiadaniu, są straszne i z pewnością byłabyś w stanie to oddać, gdybyś spróbowała opisać je w stylu wstawek. Z tego też powodu, początek i koniec były najsilniejszymi elementami opowiadania, gdzie emocje postaci zostały przelane w tekst.

      Reszta to niestety, ładna pod względem stylistycznym, ale jednak wyliczanka.

      Dajmy na przykład kwestię eksperymentów na drzewie. Twilight z pewnością miała swoje powody, które – gdyby było to pokazane jako pełnoprawna scena – z pewnością były by ukazano jako przekonujące i niejednoznaczne. Ale tak jak jest teraz, wyniosłem z tego jedynie przekonanie, że Twilight albo była idiotką, albo pod wpływem manii jak w "Lesson Zero".

      A początkowa scena korespondencji z małą klaczką… tak, ja też byłem od razu "kupiony", ale cała reszta dzieła okazała się zupełnie inna.

      Przesadzam z moją negatywnością? Być może. Przepraszam, jeśli cię czymkolwiek uraziłem, Madeleine. Może przemawia przeze mnie złość na zmarnowany potencjał, albo zawiedzione oczekiwania po tym, jak opowiadanie zostało wyniesione pod niebiosa przez większość komentatorów.

      Masz talent, a to opowiadanie mogło by być o wiele, wiele lepsze.

      Usuń
  11. Ok, zobowiązałem się komuś, że wystawię własny komentarz do fików, więc… proszę. Od razu zaznaczam, że ja się Tak Zupełnie do tego nie nadaję, ech.

    Derpin – nie ma to jak zacząć od trzęsienia ziemi, szkoda tylko, że później napięcie już nie narastało, heh. Mimo wszystko, początek zachęcał jednak do przeczytania całości, był zatem jak najbardziej na plus. Przemówiła do mnie przedstawiona w opowiadaniu absurdalność i pokazanie Twilight jako totalnie niekompetentnej władczyni (sam ją za taką uważam). Co do zakończenia – tragiczne losy Flasha i Flafika przywołały na moją twarz pokrętny uśmieszek, nie mam tutaj więc żadnych zastrzeżeń. Ale Twilight… Applejack nie próbowała jej pomóc? To już zaskakujące. Ale ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie jak na mój gust lekkie i całkiem przyjemne, choć było tam parę stylistycznych zgrzytów.

    Flame – na wstępie muszę powiedzieć, że choć tutaj Twilight została przedstawiona jako dobra władczyni, w drugim akapicie pojawiło się uderzenie Totalnej Niekompetencji, heh. Opowiadanie wydaje mi się całkiem solidne, czytało się je przyjemnie, a otwarte zakończenie… tak naprawdę wydaje się być otwartym jedynie w połowie, biorąc pod uwagę wszechobecny motyw powtarzania. I w nim właśnie upatruję najmocniejszy punkt fika – taki ukryty tragizm wiecznie powtarzającej się alicorniej historii. To bardzo przypadło mi do gustu. Jedynie Discord mógłby być chyba odrobinę bardziej chaotyczny.

    Twinkle – tutaj w zasadzie mogę podpisać się pod tym, co napisał Styx. Opowiadanie ma potencjał, zatopiony jednak we wrażeniu czytania suchej relacji z podręcznika do historii. I to takiej, gdzie faktycznie wojny trwają zdecydowanie zbyt długo. Od siebie dołożę opinię na temat skrytobójców – rozumiem, że ich cel był bardzo Poważny, ale zabójcy mają to do siebie, że jeśli działają w grupkach, to raczej małych. I przy takim celu raczej zdecydowaliby się, jak na mój gust, na otrucie.

    „Pszczoły”, jako wyraźnie dłuższe od pozostałych fików, przeczytam i skomentuję później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, „Pszczoły” przeczytane. Muszę powiedzieć, że … czegoś mi w nich jednak zabrakło. Jakiejś pasji! Uczucia! Być może to jedynie efekt moich osobistych preferencji stylistycznych, ale odniosłem wrażenie, że całość jest taka strasznie… zdystansowana. Owszem, opisywane wydarzenia są dramatyczne, ale… hm… ciężko jest je takimi *poczuć*, lektura jest taka… sucha. Być może to wspomniana już wcześniej przez Derpina pretensjonalność, ale wydaje mi się, że pewien wpływ na to mogły mieć też przypisy wskazujące cytaty i parafrazy – z nich na pewno bym zrezygnował (z samych cytatów i parafraz – zdecydowanie nie, sam przecież swoim fiku zamieściłem jedną). Takie podkreślenia tworzą barierę odgradzającą czytelnika od treści, mogą też sugerować chęć zabłyszczenia własnym oczytaniem i erudycją, wstawieniem cytatu dla samego faktu cytatu, gdzie jego treść schodzi na dalszy plan. Opracowania nie są w końcu tworzone przez samych autorów, no i nikt nie wymaga opracowań do fanfików, heh.

      Z całą pewnością jednak historia została dokładnie przemyślana, nie pozostawiając miejsca na przypadek. To duży plus. Podobnie jak wykorzystanie motywu czechowowskiej strzelby – to BARDZO mi się spodobało.

      Usuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty