W szóstym dniu świątecznym pokazano mi...

(troszkę spóźniony felieton...)





!(Zaufaj) mi, jestem recenzentem!

Prowadzenie owieczek na rzeź - wielokrotnie zostajemy poddani testom lojalności i przynależności, nie zdając sobie z tego sprawy. Można tutaj wyróżnić wiele sytuacji, lecz w tym felietonie poruszę jedną z namiastek autorytetów naszych czasów - recenzentów.

Większość społeczności internetowej ma bardzo zróżnicowany pogląd na temat recenzentów - wielu spośród Youtubowych gwiazd dokonuje tzw. wideorecenzji, przedstawiając w sposób zwięzły, a przede wszystkim rozrywkowy, swoją opinię na temat produktu dzisiejszej lub zamierzchłej popkultury. Ci poszukujący nieco dojrzalszych doznań w pierwszej kolejności pomyślą o produktach kultury o klasę wyższej - książka, film, serial, a ci jeszcze bardziej dystyngowani - spektaklu teatralnym czy wystawie w muzeum. Bez trudu możemy wyróżnić język, w jakim się z nami komunikują, z jakich środków stylistycznych korzystają oraz do jakiej widowni próbują trafić. Każdy, w odpowiednim etapie swojego życia, rozpocznie poszukiwania czegoś bardziej wyrafinowanego w celu poszerzenia horyzontów albo paradoksalnie wróci do wątpliwego zaspokajania rozkoszy intelektualnych, oglądając kompilacje śmiesznych, jednorazowych filmików.

Refleksję rozpocznę od samej istoty dojrzałości. Otóż człowiekiem dojrzałym nazwiemy postać zdolną do upadku, uniżenia, słowem: przynależną. Posiada wspólne z pewną grupą poglądy, system wartości, tożsamość, zainteresowania; egzystuje i żyje jednocześnie. Przynależność tę uzyskujemy dzięki wzorcom, przywołując na myśl rodzinę, historię, wyznanie czy kulturę. To ostatnie, w czasach globalnego konsumpcjonizmu, zostaje często zmarginalizowane do filmu, książki czy gry aspirującej do miana dzieła o znamionach artystycznych. Tych jednak nie poznajemy empirycznie, wszak cenimy sobie wolny czas i dlatego też nie chłoniemy każdego podsuniętego pod nas dzieła. Pośrednikami między ignorancją a zatraceniem stają się opinie oraz rekomendacje, zwykle autorstwa osób godnych zaufania - najbliższych, znawców albo osób zwanych recenzentami.

W ujęciu starszej, przedinternetowej świadomości zbiorowej - tajemnicze istoty, których umysły zostały wpierw przeorane tysiącami tytułów, wystawione na próbę wiary przez dzieła niegodne wspomnienia, ukształtowane przez perły, wychowane przez abstrakcyjne wzorce, a także posiadające swoje wizje utopii. O recenzencie można powiedzieć jako przewodniku pośród pozycji poznanych, posiadaczu własnego bagażu doświadczeń oraz arsenału uprzedzeń. To dobre istoty, chcące przedstawić i wyselekcjonować pozycje warte poznania, ale nawet one posiadają swoje ograniczenia. Dzięki naszej ignorancji oraz prowincjonalności będziemy my, szarzy konsumenci, poszukiwać metody oraz gatunku nam najbliższego, dlatego też znajdziemy wokół miłośników poezji, powieści obyczajowych, gier akcji, sportów wyczynowych, melomanów, audiofilów i tak mógłbym wymieniać w nieskończoność. Każdy szaraczek złapie swój kawałek tortu, ale sam wybór, jakiego smaku dozna jego podniebienie, będzie uwarunkowane opinią zaufanych mu istot.

Czasem jednak dochodzi do zgrzytu, bowiem recenzent, światła i doświadczona istota, dokonuje osądu zgodnego ze swoim sumieniem. Może jednocześnie spełnić swój moralny obowiązek, nadany przez społeczeństwo oraz wywołać burzę wśród swoich odbiorców. Scenariusze bywają zasadniczo dwa - gniew w oczach krytyków staje się perłą dla widowni i vice versa. Szarak jest oburzony pozytywnymi odczuciami jego autorytetu. On nie chce usłyszeć tego, że rozczarowujący film jest dziełem sztuki. On chce przeczytać swoje myśli ubrane w tekst przez zaufanego recenzenta, kolosa o glinianych nogach. Szaraczek nie rozumie, że jego ignorancja oraz empiryczna wiedza recenzenta może tylko z pozoru toczyć się tymi samymi torami. Ta negacja jednak oraz rozczarowanie nie muszą być złe - wszak właśnie stawiając opór, udowadniamy sobie i innym, że jesteśmy zdolni do wyciągania mniej lub bardziej trafnych wniosków, a co za tym idzie - indywidualnego myślenia.

Jednakże jak rozumieć świadomość recenzenta? Jak przyjąć do świadomości, że obejrzany przed chwilą koszmar można chwalić? Trzeba się wcielić w recenzenta, w uniżonego karła. Do tego potrzeba wiedzy, która nie jest konieczna naszemu szaraczkowi, wszak swoje życie poświęcił zupełnie innej dziedzinie życia.

Niech za demonstratora poglądowej dyspersji będzie kojarzony przez wielu obrazek z Bogusławem Lindą oraz podpisem: "Wygląda na to, że minął kolejny dzień bez potrzeby użycia wzoru skróconego mnożenia". Szaraczek stwierdzi, iż matematyka nie jest mu na co dzień potrzebna i z pewnością będzie miał rację. Recenzent, spokojny filozof, nie wyprowadzi go z błędu, ponieważ nie musi burzyć sztucznie zawężonych horyzontów intelektualnych. Ten drugi jest świadom tego, że wzór skróconego mnożenia może wykorzystać między innymi do opisu teorii sterowania, która jest tak samo powszechna jak elektronika czy mechanika. Można powiedzieć, że właśnie dzięki umiejętności interpretacji oraz wykorzystania wzoru skróconego mnożenia przeczytamy ten tekst na monitorze, wklepiemy go przy użyciu klawiatury, wydrukujemy w drukarce, spalimy w piecu i ogrzejemy nim dom (acz niska kaloryczność papieru nie przemawia na korzyść tego pomysłu).

Ale problem ten nie musi się ograniczać do jednego przypadku. Porównując Twilight do szaraczka a Celestię do recenzenta, uzyskujemy podobne zróżnicowanie. Księżniczka Celestia, ta Jasna i Oświecona, nie musi opowiadać swojej studiującej przyjaźń uczennicy, że tej pisane jest zostać księżniczką. Twilight może bez przeszkód oraz zwątpienia idącego wespół z piętnem nadciągających wyrzeczeń, kontynuować swe badania, by w przyszłości lepiej podołać nieoczekiwanym obowiązkom. Może się okazać, że to właśnie Twilight dokona lepszej oceny sytuacji niż nauczona milenijnym doświadczeniem władczyni, ponieważ młody umysł jeszcze nie jest w pełni świadom konsekwencji swoich czynów i znajdzie rozwiązanie tam, gdzie inni porzucili wszelką nadzieję.

A czy my, starzy fani serialu, nie staliśmy się tymi recenzentami? Tymi zmęczonymi istotami, których nie pociągają już rzeczy proste ani ładne? Którzy chcą od serialu czegoś więcej, a obecnie oferowana treść staje się niemożliwa do strawienia? Szaraczkowie, dopiero zaznajamiający się z fandomem, nie zrozumieją zgorzknienia; tego typowego dla obytych w temacie recenzentów. Ponieważ ilość recenzentów do szaraczków będzie i tak niewspółmierna, ci niezhermetyzowani zaczną obalać niezrozumianych kolosów. Rozpoczną poszukiwania tych, których oni sami zrozumieją.

Kończąc ten wywód, miałbym tylko jedno podsumowanie - niech młodzi zadają pytania i szukają swoich wzorców, zaś ci ukształtowani niech wrócą do dawnych dni i przypomną sobie, dlaczego tak bardzo pokochali otoczenie, w którym postanowili żyć. Smutek może ogarnąć, gdy opłacani przez agencje reklamowe recenzenci stają się obiektem drwin zamiast wykładnikami jakości, ponieważ ich wyimaginowany pogląd zbyt daleko odbiega od prawdy widzianej przez pryzmat zagubionych w świecie, czasem nawet inteligentniejszych od nich, szaraczków.

~Mordecz

Komentarze

  1. Zabawne jest nazywanie szarych mas szaraczkami, sama tak robię ^^
    W związku z serialem - zauważyłam u siebie dużą zmianę w porównaniu z rokiem 2012, kiedy to wkroczyłam do fandomu kolorowych kucyków. Teraz widzę wiele błędów w fabule, niezgodności, odcinki stały się dla mnie już tylko sposobem na zabicie czasu.
    Ale wtedy przypominam sobie stare dzieje, jak bardzo cieszyłam się z nowych odcinków, jak bardzo kochałam większość postaci. To mi pomaga. Chociażby na chwilę, ale dawna fascynacja wraca ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszecie recenzję recenzentów, jakby nie było wystarczająco dużo dobrych filmów i seriali do recenzowania...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty