Dawno, dawno temu... Lesson Zero (S02 E03)


...w magicznej krainie Equestrii...

...Twalotowi bije dzwon.

A dzień zapowiadał się tak spokojnie. Kuc chciał iść na piknik, poplotkować z kumpelkami, a tu coś uderza cię w róg i już po sielance.


A więc nastał jeden z odcinków, które w mojej opini były zarówno dobre, jak i na swój sposób przełomowe. Poza tym to istny memfestiwal i w sumie cały post mógłby zawierać materiał na twalotowe emotki.

Do rzeczy. Odcinek zaczyna się tym co Twilighty lubią najbardziej, czyli sporządzaniem list... do sporządzania list... by sporządzić listy. Tak jakby nie szło przykleić karteczki na lodówce. Jednorożec w asyście Spike'a wyrusza do Cukrowego Kącika, by zaopatrzyć się w prowiant na kocykowe spotkanie w parku i już daje o sobie znać natrętny perfekcjonizm.


No, ale w końcu wracamy do biblioteki i smok może odpocząć i rozmasować łapki zmęczone ciągłym trzymaniem pióra. Szkoda tylko, że nie mógł trzymać języka z zębami i musiał wspomnieć o braku listu do Celestii. Tak oto zaczyna się zabawa i to na całego.


Paranoja mode activated. Masowe sporządzanie czarnych scenariuszy to coś w czym Twilight się specjalizuje. Kij z tym, że są mało realne w urzeczywistnieniu swej bytności. Jednak w końcu wpada na pomysł. Taki wiecie, genialny w swej prostocie. Skoro nie nauczyła się niczego, to poszuka czegoś.


Pierwsza ofiara, Rarity. Co nie może dziwić, gdy wystarczy wyjść na ulicy by usłyszeć jej stęki. W sumie pod względem nadmiernej paniki, to tylko ona może się równać z Twilight. No wiecie. Zagubiona wstążka, najgorsza rzecz na świecie, słynny leżak na każde padnięcie.


A czas ucieka i fajnie to obrazuje wiatraczek.


Cz esc druga jednorożcowej misji. Pogodzić AJ i RD, wcielając się przy okazji w psychologa dla Dachówki, a mina z powyższego screena mówi wszystko. A miała tylko rozwalić szopę.


Skoro poprzednia trójka nie potrzebowała pomocy, to na pewno Flutterka, będzie tą, której można pomóc... A nie, ta ćwiczy kungfumasaż na misiu.


Kolejny stopień paranoi, gniewny dialog ze swym odpiciem w kałuży.


Następny etap... Bez komentarza.


Wtedy też jednorożec wpada na iście genialny pomysł. Sama stworzy problem do rozwiązania! W końcu co może pójść nie tak.


Przy okazji postraszy parę źrebaków, fundując im traumę oraz zaczaruje prawie całą wioskę, by tłukła się o lalkę z second handu.. To jest ten moment, w którym się ogarniasz.


I ten moment, gdy pojawia się Celestia, a Big Mac ucieka ze swoją zdobyczą. Wtedy też przyjaciółki się orientują, że zlekceważyły problemy targające jedną z nich, zbywając kopytem.


I tu pojawia się jedna z wielu rzeczy (obok tłajlujtującej Twilight czy ponyvillskiego czasomierza), za które uwielbiam ten odcinek. To lekcja, że nie dla każdego dany problem ma taką samą wagę i czasem to co dla nas jest nieistotne, dla drugiego może być sprawą najwyższej wagi i to wtedy najbardziej będzie potrzebował naszej pomocy.


Natomiast drugim jest epilog, gdzie Celestia przykazuje by cała szóstka pisała to czego nauczyły się o przyjaźni, wtedy gdy naprawdę wyciągną jakąś lekcję, a nie gdy zbliża się deadline. Można powiedzieć, że to taka druga lekcja "Lekcji Zero", bo przyjaźni nie uczy się jeden kucyk, tylko każdy z osobna, każdego dnia poznaje kolejny tajnik tej magii, bo Przyjaźń to Magia.

Komentarze

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty