mnie nie widać! yay!

wtorek, 13 lutego 2018

Starcie z legendą: Rarity vs „Fallout: Equestria”

https://derpsonhooves.deviantart.com/art/Heroes-of-the-Wasteland-636987511

„Fallout: Equestria” to fanfik z 2011 roku, który szybko stał się fandomową legendą. Powstało do niego mnóstwo spin-offów, został też (przynajmniej częściowo) przetłumaczony na inne języki, a pod dedykowanym mu postem na blogu ciągle jeszcze pojawiają się komentarze z zapytaniami o nowe rozdziały. Mnie jednak nigdy nie fascynował – nie jestem fanką gier i takie połączenie nie zachęcało mnie specjalnie do lektury. Jednak pod wpływem dyskusji w Klubie Konesera Polskiego Fanfika postanowiłam zapoznać się z tym dziełem i wyrobić sobie własne zdanie. Jakie były moje wrażenia? Bardzo mieszane, a przy tym na tyle silne, że postanowiłam podzielić się nimi z Wami.

Artykuł może zawierać spoilery, jednak uwagi mają raczej charakter ogólny. Komentarze dotyczące scen dotychczas nieprzetłumaczonych, w tym finału, zostaną w miarę możliwości należycie oznaczone.


Część pierwsza, czyli „ratunku, pomocy, Fallouta szkalujo!”

Najczęstszą myślą, która pojawiała się u mnie w czasie lektury, było „to nie ma żadnego sensu!”. Świat stworzony, czy może zaadaptowany przez Kkat nie ma czasami najmniejszego prawa działać. Poszczególne elementy nie trzymają się zupełnie kupy i są strasznie pozbawione logiki. Zacznę może od wyglądu samych Pustkowi: wiecie, jak wyglądają opuszczone przed dwustu laty budynki? To kompletne ruiny, do których wejście grozi kalectwem i śmiercią. Miasta w fanfiku sprawiają zaś wrażenie takich, które mieszkańcy porzucili najwyżej kilka lat wcześniej. Szczególnie widać to, gdy Littlepip i Calamity radośnie wędrują i co rusz natykają się na zupełnie zjadliwe jedzenie, działające lekarstwa, sprawną broń czy stosy amunicji. Po pierwsze, to wszystko powinno się już dawno zepsuć/ rozpaść ze starości. Po drugie, te zasoby są eksploatowane przez dwa wieki przez całą populację Pustkowi – albo każdy mieszkaniec Equestrii miał w domu potężny magazyn jedzenia i prywatną zbrojownię, albo coś jest tu poważnie nie tak i tego wszystkiego powinno już dawno zabraknąć. Po trzecie: jakim cudem w prysznicach ciągle jest woda, a terminale i odbiorniki radiowe działają bez prądu? Infrastruktura wodociągowa w żadnym wypadku nie powinna działać po tylu latach, a już na pewno nie bez energii, której przecież nikt nie dostarcza.

Bardzo ciekawa jest też inna sprawa dotycząca wody: jest ona napromieniowana, nie można się w niej nawet kąpać, a co dopiero pić bez użycia specjalnego talizmanu. Rzecz nie dotyczy jednak deszczówki, a pegazy żyją bez żadnych problemów w miastach zbudowanych z pary wodnej. Ja bardzo przepraszam, ale czy Kkat słyszała kiedykolwiek o czymś takim jak cykl hydrologiczny? Woda nieustannie krąży w przyrodzie, paruje, kondensuje się, tworząc chmury, spada w postaci deszczu lub śniegu, wsiąka w ziemię, płynie pod i po jej powierzchni, jest wykorzystywana przez rośliny i zwierzęta, a następnie wydalana i transpirowana. To wszystko zachodzi płynnie przez cały czas i po dwustu latach nie ma żadnej różnicy, czy chodzi o picie wody ze strumyka, czy opadu – jest ona napromieniowana w dokładnie taki sam sposób. Zauważyłam też, że choć zwykła woda jest niezdatna do picia, to nie dotyczy to już napojów gazowanych, a także wody obecnej w jedzeniu. Czy ktoś może mi to wyjaśnić?

Skoro wspomniałam o jedzeniu, to kontynuuję już ten wątek: nawet pomijając dwustuletnie konserwy, mam problem z mieszkańcami stajni oraz z pegazami. Kucyki są (jak widać w serialu) polifagami, spożywają różne rodzaje pożywienia. W „Falloucie” są wręcz wszystkożerne, nie pogardzają nawet mięsem. Oznacza to, że do przeżycia potrzebują one zróżnicowanej diety. Okazuje się jednak, że mieszkańcy Stajni Dwa od niemalże urodzin aż do śmierci żywili się wyłącznie jabłkami. Wiecie, że w 100 gramach jabłka jest niecały gram białka i tłuszczu? Składają się one z wody, węglowodanów i odrobiny błonnika z dodatkiem witamin i minerałów. Wartość energetyczną też mają zresztą znikomą: jeśli przyjmiemy dla kucyków ludzkie zapotrzebowanie na energię, musiałyby one zjadać codziennie cztery kilogramy jabłek. I to zakładając, że jakaś wewnętrzna magia pozwala im wytwarzać wszystkie aminokwasy oraz niezbędne tłuszcze.

Jeśli chodzi o pegazy, to uprawa roślin w chmurach brzmi pięknie, dopóki nie pomyśli się, że rośliny czerpią z gleby nie tylko wodę, ale i niezbędne składniki mineralne, których w skondensowanej parze wodnej bez wątpienia brakuje.

W czasie czytania wyjątkowo zafascynowały mnie sakwy Littlepip, pożyczone chyba od Hermiony. Pamiętacie pewnie elegancką, wieczorową torebkę, w której zmieściły się między innymi namioty oraz podręczna biblioteczka? Sakwy głównej bohaterki działają najwyraźniej na tej samej zasadzie. Starałam się śledzić, co do nich wkłada i oto, co znalazło się na mojej liście: amunicja do czterech rodzajów broni oraz na sprzedaż, narkotyki, Wspomnienia, zapasy jedzenia na kilka dni, parę książek, figurki Mane 6, a w pewnym momencie i stos winyli. Do tego okazuje się, że trójka bohaterów nosi ze sobą łącznie prawie dwadzieścia tysięcy kapsli. Przyjmując masę kaspla na dwa gramy, otrzymujemy około czterdzieści kilogramów samego żelastwa! Poza tym Littlepip obwieszona jest jeszcze bronią i prawdę mówiąc nie umiem sobie nawet wyobrazić, gdzie ma to wszystko przyczepione. I z takim ekwipunkiem całymi dniami podróżuje drobny przecież jednorożec?

Kolejna kwestia dotycząca głównej bohaterki: jej super zdolności włamywaczki i hakerki. Klacz była pomocnikiem serwisanta, powinna naprawdę naprawiać tostery, a nie przy pomocy śrubokrętu i wsuwki pokonywać zabezpieczenia kolejnych sejfów znajdujących się w najważniejszych ze strategicznego punktu widzenia budynkach przedwojennej Equestrii. Podobnie ma się sprawa z terminalami – rozumiem, że Littlepip znała podstawy programowania, a może nawet była w nim całkiem niezła, ale to wciąż nie czyni z kucyka hakera zdolnego pokonać zabezpieczenia w terminalach, które dawały dostęp do najtajniejszych dokumentów i informacji mogących zmienić losy całej wojny.

Właściwości Pipbucków są czasem zadziwiające. Szczególnie podoba mi się ich zdolność do rozpoznawania wrogów właściciela. Urządzenie nie tylko wykrywa obecność istot żywych i robotów, a nawet aktywnych wieżyczek, ale także czyta im w myślach i kodzie, oceniając nastawienie/zaprogramowane instrukcje. Ja rozumiem, że połączenie magii i technologii może wiele zdziałać, ale to już chyba przesada. Nie mówiąc o tym, że taką możliwość można wykorzystać w znacznie lepszy sposób niż tylko do namierzania wrogów (którzy w czasie bitwy wyróżniali się przecież tym, że byli w paski).

https://amyvstheworld.deviantart.com/art/Trixie-Haters-Gonna-Hate-341239185
Jestę hejterę

Bardzo ciekawa jest dla mnie obecność na Pustkowiach bandytów. Są to pozbawieni wszelkiej moralności gwałciciele i mordercy, którym sprawia radość fizyczne i psychiczne torturowanie innych kucyków. Jednak zastanawiam się, kogo oni właściwie napadają? Tych przejeżdżających raz na pół roku kupców? Czytając, ma się czasem wrażenie, że bandyci to jakieś 30% populacji kucyków i żyją w ruinach tylko po to, żeby Littlepip i Calamity mieli do kogo strzelać. Handel nie jest wystarczająco rozwinięty, by mogli utrzymać się z napaści na karawany. Jednak można postawić sobie też pytanie, skąd nagle wśród kucyków pojawiły się osobniki z czaszkami, zakrwawionymi nożami i zabójczymi kwiatuszkami w roli uroczych znaczków. Nie wiem, jaka siła kieruje przydzielaniem talentów, ale wybuchy megaczarów chyba nieźle ją poderpiły. Rozumiem, że autorka próbowała jasno pokazać nieprzyjazność obecnego świata, ale mam wrażenie, że trochę ją tu poniosło, a zamiana jednej trzeciej społeczeństwa w psychopatów nieszczególnie mnie przekonuje.

Właśnie, jak to właściwie jest z tą ludnością Pustkowi? Odniosłam wrażenie, że cała populacja liczy kilka(naście) tysięcy kucyków, z czego 30% to bandyci, 30% to niewolnicy, 30% to ich łowcy/poganiacze, a pozostałe 10% to przyzwoite kucyki, żyjące w swoich chatkach ze złomu i błota. W pewnym momencie padła jednak informacja, że w samej wieży Tenpony mieszka kilka tysięcy osób, co trochę zaburzyło spójność moich wyobrażeń, biorąc pod uwagę, że standardowa osada liczy raczej kilkadziesiąt dusz. Tak czy inaczej uważam, że proporcje ludności są mocno zaburzone – w obecnej sytuacji można dojść do wniosku, że sensowniejszym rozwiązaniem byłoby spuszczenie jeszcze jednego, potężnego megaczaru, niż próba odbudowania czegokolwiek dla tych kilkuset niezepsutych do szczętu osobników.

Cofnę się teraz do czasu sprzed apokalipsy. Mamy dwa mocarstwa, mające duże zapotrzebowanie na surowce mineralne, które zupełnym przypadkiem znajdują się wyłącznie w posiadaniu sąsiada. Coś w stosunkach handlowych między nimi zaczyna się jednak psuć i w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności wybucha wojna. Przypomnijmy może jednak, jakie to były surowce: Equestria potrzebowała węgla, by móc dalej rozwijać swój przemysł, a zebry używały klejnotów do tworzenia swoich artefaktów. W trakcie konfliktu equestriański przemysł szaleje, na potrzeby Ministerstw tworząc kolejne rodzaje broni, amunicji, pancerzy i lekarstw, przetwarzając żywność, wytwarzając terminale, sprite-boty i wszystkie inne nowe wynalazki, wymyślone przez ministerialnych naukowców. Prócz tego musi zaspokoić codzienne potrzeby ludności cywilnej, zapewnić nieprzerwane działanie transportu i dostarczyć materiałów do budowy ponad stu stajni oraz nieznanej chyba liczby wież Projektu Jednego Pegaza. A biorąc pod uwagę uprzemysłowienie Equestrii w znanych nam z serialu czasach, fabryki musiały też wyprodukować wielką liczbę… maszyn do nowych fabryk. To wszystko wymaga wielkiej ilości energii i stali, których kucyki nie powinny posiadać. Wiadomo z fanfika, że podstawą energetyki był węgiel, nie padło w nim ani słowo o innych surowcach energetycznych. Energia słoneczna zaczęła być wykorzystywana w małych ilościach dopiero pod koniec wojny, do tego czasu najwyraźniej do produkcji energii (a także oczywiście stali) wykorzystywany był węgiel. Ten sam węgiel, którego Equestria nie miała, i o który toczyła się wojna. Bardzo podobnie sprawa miała się z pożądanymi przez zebry klejnotami – nie miały ich źródła, a mimo tego wykorzystywały je namiętnie przy wytwarzaniu broni, artefaktów i nie wiadomo czego jeszcze. Jakim cudem?!

SPOILER
Jeśli czytałeś dotychczas przetłumaczone rozdziały i wciąż nie straciłeś nadziei na dalszy przekład, możesz chcieć pominąć poniższy fragment. Jeśli znasz całość lub nieszczególnie przejmujesz się losem bohaterów, zapraszam do lektury.

Arbu. Urocze miasteczko, pełne zaradnych, przyjaznych kucyków, które odwiedza Littlepip wraz z przyjaciółmi. I wszystko jest słodko i uroczo aż do momentu, w którym okazuje się, że te miłe kucyki są tak naprawdę kanibalami. Pomysł ten całkiem pasuje do kreacji Pustkowi z wszechobecnymi bandytami i łowcami niewolników, jednak… skąd przekonanie, że na kanibaliźmie można wyżywić ponad dwadzieścia kucyków i jeszcze zostaje dość mięsa, żeby nim handlować? Przecież to nie tak, że kolejne ofiary przechodzą do miasteczka i proszą, żeby zostać zjedzonym. Handlarzy konsumuje się podobno tylko w wyjątkowych sytuacjach, bandyci są chyba dość trudną zdobyczą, zresztą trudno zakładać, że regularnie szturmują miasteczko. Ile może być w Pustkowiach istot podróżujących samotnie lub w małych grupach, którym akurat jest pod drodze do Arbu?

Kolejną ciekawą grupą jest plemię zebr złożone wyłącznie ze źrebaków. Po napadzie łowców niewolników doszły one do wniosku, że posiadanie w grupie dorosłych stanowi zagrożenie i skazują na wygnanie wszystkich, którzy przekroczą pewien wiek. Z treści fika wynika, że żyją w ten sposób już dobrych kilka lat, całkiem nieźle sobie radząc. W kiepskiej sytuacji są za to zebry wygnane z plemienia, czyli osobniki starsze. I gdzie tu logika? W miejscu, w którym zorganizowane grupy dorosłych z trudem walczą o przeżycie każdego dnia, grupka źrebaków postanowiła bawić się w Piotrusia Pana i beztrosko żyje, niekłopotana przez intruzów, niezjadana przez potwory, czerpiąc z nieznanego źródła wodę, jedzenie i leki? Bo co? Bo potwory w wyniku mutacji wykształciły sobie sumienie i kodeks honorowy, niepozwalający im polować na bezbronne dzieci?

Ostatni mój (dość rozbudowany) zarzut dla odmiany dotyczy zachowania jednej z postaci, a konkretnie głównego złego – Red Eye’a. A właściwie nie tyle jego zachowania, co logiki, którą się posługuje. (Uwaga – tu prawie zdradzam zakończenie fanfika.) Pragnął on przy pomocy odtworzonej mikstury do zamiany w alicorny stworzyć nową Boginię (Boga?), w której skład weszliby on sam, Littlepip i Autumn Leaf. Na podstawie tego, że poprzednia Bogini miała głównie osobowość Trixie, wysnuł teorię, że o objęciu przywództwa w trójcy decyduje posiadana charyzma. Że co? Pomijając fakt, że w momencie przemiany Trixie posiadała charyzmę na poziomie Fluttershy na obozie dla młodych lotników, to w skład Bogini weszły cztery (pod względem osobowości właściwie trzy) klacze, które różniło znacznie więcej cech, niż posiadana charyzma. Skąd pomysł, że to ten konkretny aspekt charakteru miałby o czymkolwiek decydować? Czy znacznie bardziej oczywistym wytłumaczeniem nie wydaje się to, że Trixie wylądowała w miksturze jako pierwsza? Że to ona po przemianie dołączyła do siebie pozostałe klacze, które stały się źródłem mocy alicornów, ale nie wpłynęły już tak znacząco na osobowość powstałego tworu? Ale nie, lepiej jest oprzeć swój ostateczny plan o wyssaną z kopyta teorię o charyzmie i liczyć, że wszystko wypali.

Jeszcze ciekawszym założeniem Red Eye’a był powód, dla którego chciał użyć do przemiany kucyka ziemskiego, pegaza i jednorożca – miał zamiar stworzyć w ten sposób „prawdziwego” alicorna, posiadającego cechy wszystkich trzech ras. Miało to pozwolić mu pokonać magiczne zabezpieczenia, ustawione na przepuszczenie Celestii, Luny oraz Rainbow Dash. Jak wiadomo z poprzednich rozdziałów, zabezpieczenia takie można oszukać, będąc bezpośrednim potomkiem osoby uprawnionej do wejścia. Ale co ma bycie alicornem do udawania którejś z księżniczek? Zgodnie z tą logiką za Rainbow mógłby podszyć się dowolny pegaz, a jak wiadomo, mimo usilnych starań żadnemu się to jak na razie nie udało.

Powiedzcie mi, jakim cudem kucyk wysnuwający tak dziwaczne i nielogiczne wnioski mógł stworzyć zaczątek państwa, zebrać wokół siebie kucyki oraz gryfy i zgromadzić własne wojsko, mogące stawić czoła Enklawie?

KONIEC SPOILERÓW
Można już bezpiecznie czytać dalej.


https://derpsonhooves.deviantart.com/art/Mares-of-the-Wasteland-643889377


Część druga, czyli „jest jeszcze nadzieja”

Być może macie wrażenie, że w Falloucie znalazłam wyłącznie wady, a jego lektura stanowiła dla mnie pasmo niekończących się udręk. Racja, jest tam mnóstwo nieścisłości i dziur logicznych, z których najpoważniejsze wymieniłam powyżej, ale wbrew wszystkiemu nie było to doświadczenie, którego bardzo żałuję.

Zaleta numer jeden: ten fik został ukończony. Być może brzmi to nieco złośliwie, ale nie chodzi mi o „hurra, trud mój skończon!”, tylko o podziw dla autorki, której udało się doprowadzić do końca monstrualne przecież dzieło. Nie porzuciła pisania w połowie ani w trzech czwartych, zostawiając czytelników w stanie niepewności co do dalszego losu bohaterów i całych Pustkowi.

Bardzo podobało mi się wykorzystanie i dostosowanie do realiów „Fallouta” rozmaitych elementów z serialu. Diamentowe psy stały się piekielnymi ogarami, feniksy zostały skażone, jedna Zecora stała się potężnym imperium, a gryfy zostały najemnikami. Podobnie jest z pojedynczymi postaciami: każda z Mane 6 otrzymała własne ministerstwo, CMC założyły Stable-Tec, znaczące role w historii mają Trixie, Spike, Gilda, Derpy i Zecora, pojawiają się też Braeburn czy Blueblood, a nawet Angel. Przeglądając listę odcinków pierwszego sezonu policzyłam, że tylko kilka z nich nie zostało wykorzystanych. Widać, że Kkat wzięła Equestrię i wycisnęła z niej co tylko się dało, zazwyczaj z bardzo interesującym efektem.

Polubiłam również w dużej części stworzone przez autorkę postaci. Może nie jestem wielką fanką martyrologii i nieustanne poświęcanie się Littlepip potrafiło mnie irytować, jednak poczułam dużą sympatię do Velvet Remedy, która ujęła mnie swoimi złośliwostkami i trwaniem przy ideałach, które wbrew wszystkiemu na końcu bardzo się opłaciło. Niezależnie jednak od osobistych sympatii uważam, że postacie zostały dobrze wykreowane, pokazały, w jak zróżnicowany sposób można reagować na ekstremalne warunki i kryzysowe sytuacje. Są także wielowymiarowe, a ich wzajemne relacje w większości dobrze uzasadnione.

Za wielką zaletę uważam retrospekcje związane z Mane 6 i CMC. Może znajdowanie porozrzucanych po całej Equestrii Wspomnień było trochę podejrzane, ale odkrywanie kolejnych fragmentów losów znanych nam z serialu kucyków było czymś, co najbardziej motywowało mnie do dalszego czytania. To, jak przyjaciółki coraz bardziej oddalały się od swoich dawnych „ja” i jak bardzo na los państwa wpływały te zmiany, tajemnice (oraz naiwność i głupota) zostało naprawdę świetnie ukazane.

Uwaga, kolejny SPOILER

Kolejnym pozytywnym moim zdaniem aspektem „Fallout: Equestria” jest przewijająca się ciągle lekcja o przyjaźni. Opowiadanie wielokrotnie pokazuje, jak istotne są w trudnych czasach więzy międzyludzkie, ale także dostosowanie wartości do nowych realiów. Nowi reprezentanci Elementów Harmonii nieszczególnie przypominają znane nam klacze. Calamity zmuszony był wybierać między swoim podniebnym domem i rodziną, a resztą kucyków pod chmurami. Lojalność podpowiedziała mu, by stanął po stronie tych mieszkańców Pustkowi, którym wiodło się gorzej, a następnie nakazała mu tkwić przy Littlepip bez względu na wszystko. Dobroć Velvet Remedy wielokrotnie była wystawiana na próbę: najbliższe jej kucyki namawiały ją do porzucenia ideałów, a z każdej strony otaczały ją mrok i okrucieństwo. Śmiech Derpy nie polegał na bezmyślnym organizowaniu kolejnych imprez, a na byciu jasnym światełkiem w tunelu i pokazywaniu, że mimo ciężkich przeżyć można zachować optymizm i pogodę ducha. Szczerość Homage nie zawsze była dla niej łatwa. Po masakrze w Arbu z wielkim bólem przekazywała wszystkim wiadomość o tym, co się wydarzyło. Uczucia wobec Littlepip nie powstrzymały jej jednak przed wyjawieniem prawdy, jak trudna by ona nie była. Wszystko to stanowi spory kontrast wobec „dokonań” Twilight i reszty: Rainbow naprawiła mostek, Fluttershy uleczyła dużego koteczka, Pinkie Pie zaśpiewała piosenkę, a Applejack… powiedziała prawdę w sytuacji, w której nie miała żadnego powodu, by skłamać. Przyjaciele Littlepip jako Elementy są z jednej strony lepiej uzasadnieni, a z drugiej znacznie mniej idealni – trudno byłoby zliczyć, ile kucyków zabił Calamity, a z kolei z Velvet jest naprawdę niezła manipulantka.

Doceniam także w fiku jego zakończenie, które choć pozytywne, nie jest przesłodzone. Daje nadzieję na wyjście nawet z najcięższej sytuacji, ale pokazuje, że nie obejdzie się bez poświęceń, a powrót do normalności nie następuje w ciągu jednego dnia, lecz wymaga ciągłej ciężkiej pracy i wsparcia przyjaciół. (Tak, właśnie potraktowałam Fallouta jak szkolną lekturę i napisałam, co autor miał na myśli.)

Koniec SPOILERA


https://derpsonhooves.deviantart.com/art/Alicorn-Hunter-646476496


Część trzecia, czyli „nie wierzę, że jeszcze to czytasz, ale to już naprawdę podsumowanie”

Jak łatwo można było zauważyć, wiele fragmentów świata przedstawionego mi się w „Falloucie” nie podobało. Jest w nim mnóstwo rzeczy nielogicznych i niemających prawa działać, które przyprawiały mnie o regularne facepalmy. Gdy komentowałam je na bieżąco na Discordzie, otrzymywałam najczęściej odpowiedź „bo tak było w grze”. Dla odmiany elementy zaadaptowane z serialu bardzo mi się podobały – zaimponowała mi zdolność Kkat do wykorzystania rozmaitych elementów i sprytnego przeniesienia ich w zupełnie inne przecież realia wojny/Pustkowi. Bardzo żałuję, że fanfik ten zaczął powstawać tak wcześnie – jeszcze w trakcie emisji pierwszego sezonu. Widać wyraźnie, że autorka starała się na bieżąco dodawać nowe elementy: pod koniec opowiadania wspomniany został Discord, pojawia się też postać Lionhearta – jasne nawiązania do początku drugiego sezonu. Jestem jednak niezmiernie ciekawa, jak wyglądałaby wojna i jej następstwa, gdyby Kkat wiedziała o Cadance i Kryształowym Imperium oraz o Chrysalis z podmieńcami.

Podsumowując to podsumowanie – szkoda mi, że w „Fallout: Equestria” było tak dużo „Fallouta”, a niedostatecznie dużo Equestrii. O ile ta druga rzecz nie jest winą autorki, która nie miała prawa wiedzieć, jakie zmiany zajdą w kolejnych sezonach, tak zdecydowanie mogła pominąć przynajmniej część bezsensownych elementów przeniesionych żywcem z gry. Czy ostatecznie poleciłabym komuś lekturę tego fika? Cóż, jeśli ktoś potrafi podczas lektury wyłączyć logikę, to proszę bardzo, niech czyta do woli. W przeciwnym razie proponuję najpierw przykleić sobie do czoła poduszeczkę chroniącą przed nabiciem sobie guza w przypadku walenia głową w stół, a dopiero potem sięgać po prolog. Ewentualnie poświęcić te kilkanaście do kilkudziesięciu godzin na przeczytanie czegoś lepszego.

4 komentarze:

  1. Cóż co prawda fragmentów ze spoilerami nie przeczytałem, więc pełnego oglądu na retrospekcje/krytykę (?) niemam jednak większość wad/błedów odnosi się raczej do tego, że autorka postanowiła do fica zaadaptować elementy z gry będące często częścią mechaniki gry, które to z kolei zazwyczaj nie miały logicznego wytłumaczenia, choćby i to że nieważne gdzie bohater pójdzie napotka nienaruszone przez nikogo ruiny, w prawie każdym śmietniku znajdzie parę kapsli a naturalnym dla ludzi jest chowanie w sedesach magazynkòw z nabojami (tak wiem że to nie z fallouta tylko borderlands).
    Jednak wielu osobom to nie przeszkadza, bo dzięki temu bohaterowie mają co robić. Jest to nie jako jedna z tych nielogicznych zasad żądzących tym światem.
    Jakby chciało się stworzyć realistyczny świat post apokaliptyczny powinno się raczej adaptować inne utwory bo nie oszukujmy się świat fallouta jest jednym z mniej logicznych i realistycznych światów, ale właściwie to chyba to w nim lubią ludzie trzeba traktować to nie jako siencefiction postapo tylko Fantasy postapo.
    Ale cóż dzięki temu można pokusić się o stworzenie nowego fika może coś w rodzaju metra albo stalkera, a może coś całkiem nowego... możliwości jest wiele, więc zachęcam nowych twórców, macie pełne pole do popisu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rarity, pamiętaj że to jednak nadal magiczny świat MLP, i to co w naszej rzeczywistości jest oczywistym faktem, tam po prostu nie ma miejsca. W Equestrii nie działają najbardziej podstawowe prawa fizyki, choćby i zasada zachowania energii (np. w zaklęciu transfiguracji), nawet przestrzeń nie bardzo chce zachować się normalnie (parasprite zjada obiekt większy od samego siebie nie zmieniając objętości), więc w przypadku prozy Kkat i tak jest dość dobrze. To jest bardzo częsty błąd: weź fizykę/biologię/chemię, i użyj do analizy świata mlp. Nie pamiętam żebym widział coś o magicznych jednorożcach i pegazach kontrolujących pogodę w którejkolwiek książce poświęconej nauką ścisłym. Ośmieliłbym się stwierdzić że nawet Pustkowia Equestrii to świat bardziej logiczny niż ten przedstawiony w serialu, za sprawą konkretnego rysu historycznego. Niemniej jednak Foe wielkim dziełem literackim, jak każdy fanfiku, nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny artykuł a tak,pozatym fallout equestria to mój ulubiony fanfik.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny artykuł a tak,pozatym fallout equestria to mój ulubiony fanfik.

    OdpowiedzUsuń

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!