Obiady Czwartkowe #3 - "Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki"
Obiady czwartkowe - nowa seria dyskusyjna ukazująca się regularnie co tydzień, o stałej godzinie (czytaj 17:00) o charakterze kulturalnym.
Dzień dobry moi kochani czytelnicy na cotygodniowym obiedzie czwartkowym. W poprzednim poście chyba za bardzo "na siłę" próbowałem ciągnąć temat z naszego pierwszego obiadu. Tym razem postaram się przybliżyć wam bardziej filozoficzną tematykę, nie sięgając pamięcią do tworów kultury popularnej. Zanim jednak przejdziemy do właściwej części dyskusji, najpierw skomentuje wypowiedź pani Janet, a brzmi ona następująco:
Zgodzę się z tobą moja droga, to bardzo boli, kiedy dochodzimy do tego momentu życia, kiedy oglądamy się wstecz i rozmyślamy nad swoim życiem. Gdybym mógł cofnąć czas, czy przeżyłbym życie inaczej? Czy podjąłbym inne decyzje? Czy coś bym zmienił? Chyba każdy z nas czegoś żałuje i postąpiłbym inaczej. Niestety czasu nie można cofnąć, a wraz z nim podjętych przez nas decyzji, które mają swoje konsekwencje, za które musimy brać odpowiedzialność.
Kiedyś miałem takie piękne marzenie zostać pisarzem fantasy jak Tolkien, lecz brałem się za zbyt wielkie teksty, przez co emocjonująca historia stała się rozlazła i... nudna. Moje wielkie plany zostania pisarzem legły w gruzach, ponieważ byłem do tego nieprzygotowany, skok na głęboką wodę przyniósł mi klęskę. Jednak czy powinienem żałować tej decyzji? Myślę, że nie. Ciesze się, że mogłem spróbować, bo jakbym nie spróbował, potem bym żałowałbym i przez resztę życia przeżywać to, że "mogłem, a nie spróbowałem".
Zawsze próbuj nowych rzeczy.
Mawia Dr Hannibal Lecter. Może tym razem nadarzy się jakaś "dobra" okazja, w której zasmakujesz i nie będziesz potem żałować?
Przejdźmy do właściwej części naszego obiadu, jednocześnie nawiązując do wyróżnionej wypowiedzi pani Janet.
Grecki filozof Heraklit z Efezu kiedyś powiedział, że "Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki" , gdyż to już nie ta sama rzeka. Dzisiejsi ludzie rozumieją ją troszkę inaczej, niż kiedyś w starożytnej Grecji, niekiedy używając tej sentencji jako, pewnego rodzaju, "wymówkę". Nie mają ochoty tym się zajmować, ponieważ już tym się zajmowali! "Ja już tutaj kiedyś pracowałem", "Znam to", "Ja już wszystko wiem", "To jest dokładnie tak samo, jak...", "Nic nowego". Nie, nie, nie... słowa Heraklita należy rozumieć troszkę inaczej, ponieważ mają one głębszy sens, niż mogłoby się wydawać. Prosiłbym, aby nie rozumować tego zbyt dosłownie.
Filozof grecki uważał, że na świecie nie ma nic stałego, że wszystko "płynie", świat ulega zmianom, czasy ulegają zmianom i nie jest tak samo, jak przykładowo, 10, czy 20 lat temu. Wszystko przemija, nasze ciała ulegają procesom starzenia, za wiele lat nie będziemy czuć się młodo i podobnie jak nasi dziadkowie, będziemy narzekać na "dzisiejszą młodzież". Zanim jednak dożyjemy do tego czasu, jeszcze wiele może się wydarzyć. Celowo użyłem słowa "dożyć", ponieważ nikt nie da wam gwarancji, że "dożyjecie" chociażby do następnego dnia. Tyle jest nieszczęść na świecie. Kto da wam "gwarancję", że dożyjecie do następnego dnia, kolejnego roku, kolejnych dziesięciu lat? Nikt. Powróćmy jednak jeszcze raz do sentencji, "Nie można wejść do tej samej rzeki", te słowa brzmią już chyba inaczej, niż wcześniej, bo mają inny wydźwięk, gdy czytacie już drugi raz. A może w czasie czytania tekstu dostaliście jakieś powiadomienie albo ktoś do was zadzwonił?
"Nie można wejść do tej samej rzeki" i straciłeś mój drogi czytelniku kolejną sekundę życia! A może i dwie? Ha!
Kiedyś często mi się zdarzało rozpraszać swoją uwagę, nawet nie przez powiadomienia, a przez sprawdzanie zawartości najczęściej odwiedzanych stron co kilka minut. Dopiero potem zrozumiałem, że na forum nie dzieje się nic nowego, na blogu jest to samo, nikt nie dodaje nowych postów, które bym przeczytał, na poczcie nie dostałem odpowiedzi od kogoś i w taki sposób traciłem "czas". Przez powtarzanie tego w kółko, do znudzenia, aż stało się to moją rutyną. Później doszedłem do wniosku, że muszę poprawić swoją produktywność, że muszę znaleźć jakieś hobby, jakieś konstruktywne zajęcie i nie tracić czasu na "przeszkadzajki", bo ta "rutyna" posuwała się do granic absurdu. Usunąłem z pulpitu niepotrzebne ikony, zmieniłem tapetę, wyczyściłem rejestry, wyczyściłem historię przeglądarki, zeskanowałem komputer antywirusem, potem podałem dysk defragmentacji, w czasie tej operacji, posprzątałem biurko, poukładałem rzeczy w szufladzie, ponieważ miałem dość tego bałaganu, użyłem więc pudełek do przechowywania drobnych rzeczy, posprzątałem półkę, ponieważ leżały na niej sterty niepotrzebnych zeszytów, w których notowałem wiedzę, którą już znam, posprzątałem pokój, potem mieszkanie i pod koniec dnia czułem się, jakbym uratował świat. Pokój nie był tym samym pokojem co kiedyś, a ja nie byłem tym samym człowiekiem co dawniej. Co mnie jednak dodatkowo satysfakcjonowało, nie uległem zmianom z zewnątrz, to ja stałem się inicjatorem tych zmian. Zmieniając świat, zacząłem od samego siebie. Gdyby nie to, dalej miałbym bałagan w szufladzie, zeszyty spadałyby z półki, a komputer by wolno chodził.
Nie warto też odkładać pewnych spraw na później, bo za rok będzie tak samo, od przyszłego tygodnia będzie tak samo, jak dzisiaj itd. Możemy sobie mówić, że "świat ulega zmianom", a my razem z nim, ale "Czy to są zmiany na lepsze?", "... na gorsze?". Jesteśmy osobami, które ulegają zmianom, czy to my mamy ostatnie słowo do powiedzenia? Przekładać na później? Na jutro? A może czekać, aż coś się stanie, oczekiwać od innych, czekać "na gotowe"?
Macie "wielkie marzenia", "płyniecie" razem z nurtem rzeki, a nie przyszło wam do głowy, żeby popłynąć tam, gdzie macie ochotę? Zmienić kierunek? Podjąć jakąś decyzję? Coś zmienić w swoim życiu? I tak jak ja, powiedzieć, że nie jestem tym samym człowiekiem, co kiedyś. Zmieniłem się.
Tej nocy żegnamy stary rok, z nadzieją na pomyślniejszy nowy rok.
Życzę wam udanego sylwestra, szampańskiej zabawy, żebyście nabrali "nowych sił" do podjęcia nowych wyzwań w nadchodzącym, nowym roku.
A co myślicie o ludziach typu np pijak który nie chce pokonać nałogu ale ostrzega przed pijaństwem innych? Hipokryzja czy za późno na zmiany dla tamtej osoby>
OdpowiedzUsuńŚwiadomość własnego położenia.
UsuńCzłowiek o słabej woli. Dla mnie to jest w głównej mierze wyznacznik zdolności dokonywania zmian w sobie. Jeśli człowiek nie jest w stanie nałożyć na siebie postanowień i je systematycznie wypełniać, to zawsze pozostanie w punkcie wyjścia. Takie jest moje zdanie.
UsuńAle tak na marginesie:Czy fanfik o podróży między uniwersami czy światami, w których spotyka się samego siebie (o innej osobowości czy charakterze), to oklepany temat?
OdpowiedzUsuńRaczej tak, ale czy coś w tym fandomie nie jest oklepane?
Usuńjbc to nic nie jest bardziej oklepane niż tcb
Że się tak wyrażę: nawet najbardziej odgrzewany kotlet może być dobry, jeśli się go smacznie poda. :)
UsuńJednak zawsze pozostaje to samo pytanie: Co można jeszcze napisać? Wojna była, ekonomia też. Życie codzienne i skryte. Dramaty, romanse, komedie... całe życie to odgrzewane kotlety. Dobrym pomysłem byłyby dywagacje: jaka granica jest jeszcze do pokonania w fanfikach lub fandomie?(Albo konkurs literacki pt: ,,Zaskocz redaktora". To byłoby niezłe :)
UsuńDla mnie każde nawiązanie, każdy odgrzewany kotlet czy to w serialu czy w fanfiku jest dobry bo to niejaki test dla naszej pamięci czy potrafimy wychwycić go. Oczywiście jeśli tych kotletów będzie za dużo lub będzie ciągle jeden i ten sam, to zacznie to nudzić. Jedyny wątek którego w fanfikach lub po prostu w myśleniu bronych nie lubię to to że gdy nie ma Mane6 to Equestrię czeka zagłada.
UsuńPrawda, Finałowy odcinek dobitnie pokazał że Mane6 to jedyne ocalenie dla całej Equestrii, a Celestia jest tylko kwiatkiem do kożucha. Brakuje zdecydowanie alternatywy dla nich. Przykładowo postaci, która uruchamia całą lawinę zdarzeń, pociągające za sobą ,,stanowcze konsekwencję" dla świata ( o jego roli inni oczywiście nie wiedzą). Następnie działa, by nieświadomi swoich umiejętności bohaterowi zostali wplątani w wir zdarzeń i wsio naprawili. Mistrz Gry to się chyba nazywa?:)
UsuńPrzeczytałem ten tekst i zgadzam się. Z tego powodu jest nudno - nie mam się z czym nie zgadzać. Chociaż...
OdpowiedzUsuń"Co mnie jednak dodatkowo satysfakcjonowało, nie uległem zmianom z zewnątrz, to JA stałem się inicjatorem tych zmian."
Błąd. To nie ty byłeś inicjatorem tych zmian tylko bałagan. Ludzie nie robią NIC bez potrzeby. Grają w gry? Potrzebują sposobu na spędzenie czasu. Spotykają się z kimś bliskim? Potrzebują relacji.
Tak samo tutaj. Zrobiłeś porządek, bo go potrzebowałeś - we wczesnej fazie nie usuwałeś tych nawyków, bo nie było ci to potrzebne. To nie TY byłeś inicjatorem tych zmian, ale świat zewnętrzny, który wymaga od ciebie efektywności, co prowadzi do potrzeby spełniania owego wymogu.
Dobrym sposobem na zmianę swojego najbliższego otoczenia (w tym siebie) jest sprawienie by coś codziennie ci o tym przypominało. Ja przykładowo zakupiłem sobie tablicę korkową, którą zawiesiłem nad biurkiem, zapisałem na kartkach rzeczy, do których dążę w życiu i się tego trzymam.
OdpowiedzUsuńMnie wkurza też realizacja czyichś chorych ambicji jak np rodzice posyłają swoje pociechy na siłę na dodatkowe lekcje np do szkoły tańca,muzyki itp albo do programów jak "Mała miss","Mali giganci" bo sami rodzice chcieli być gwiazdami ale nie wyszło lub po prostu chcą nachapać się kosztem swojego dziecka.
OdpowiedzUsuń