Relacja z 6. rocznicowego ponymeeta w Tribrony


5 listopada w Gdańsku odbył się ponymeet upamiętniający 6. rocznicę pierwszego ponymeeta w Trójmieście. Postanowiłem wybrać się do Gdańska (trochę z kronikarskiego obowiązku, trochę z powodów osobistych, ponieważ chciałem się spotkać ze znajomymi), by uwiecznić to wydarzenie na zdjęciach i spisać relację.

Na początek krótki rys historyczny. 5 listopada 2011 w Gdańsku odbył się pierwszy ponymeet zorganizowany przez Piroko, Tsuki i DuDuLa. Na spotkanie przyszły 42 osoby, co jak na tamte czasy było wynikiem fenomenalnym, a i dziś jest to liczba robiąca duże wrażenie, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że był to ponymeet, który był tak na dobrą sprawę wspólnym spacerem, a nie czymś w rodzaju małego konwentu z wynajętą szkołą i masą atrakcji. Cały plan ponymeeta przedstawiał się następująco: zbiórka przy wejściu do Galerii Bałtyckiej, spacer do Teatru Leśnego i powrót do Galerii na jedzenie w McDonald's i wspólne oglądanie nowego odcinka.

(uczestnicy pierwszego trójmiejskiego ponymeeta)

Dokładnie tak samo wyglądał plan na rocznicowe spotkanie, na którym odtworzyliśmy wydarzenia ze spotkania pierwszych Bronies z Trójmiasta, z tą różnicą, że nie oglądaliśmy odcinka, ponieważ nie było żadnego nowego.

Meet zaczął się między 15 a 16 od zbiórki wszystkich uczestników przed wejściem do Galerii Bałtyckiej. Wtedy też zrobiłem zdjęcie, które otwiera tego posta. Kiedy zebrał się komplet osób, ruszyliśmy w stronę Teatru Leśnego, który jest w odległości około 20 minut marszu od Galerii.








Muszę przyznać, że Teatr Leśny to całkiem fajne miejsce, chociaż nie mogliśmy korzystać z obecnych tam ławek, ponieważ były całkiem mokre. Cóż, uroki jesieni. Po dotarciu na miejsce zaczęliśmy pewną zabawę integracyjną, która polegała na tym, że każdy brał flagę trójmiejskiego fandomu, wychodził na środek i opowiadał o sobie: kim jest, skąd przybył, jak długo jest w fandomie, do tego odpowiadało się na pytania, najróżniejsze, w tym te najbanalniejsze, a zarazem tak rzadkie dzisiaj – „jaki jest twój ulubiony kucyk?”. Gdy to słyszałem, przypomniały mi się dawne czasy i moje początki w fandomie, kiedy to w pierwszej klasie gimnazjum (kurcze, jak ten czas szybko leci, pisząc te słowa jestem już na pierwszym roku studiów) razem z kolegami, którzy również oglądali „My Little Pony”, wymienialiśmy się poglądami na temat ulubionych postaci, odcinka czy piosenki. W toku zabawy okazało się, że nie wszyscy uczestnicy są staroponiakami, bowiem przyszło też kilka zupełnie nowych osób, dla których był to pierwszy ponymeet w życiu.














W końcu nadeszła też moja pora, jednak zdjęcia nie mam, ponieważ to ja byłem od robienia fotek. Mówi się trudno. Okazało się, że jestem jedyną osobą spoza nie tylko Trójmiasta, ale i całego województwa pomorskiego, która przyszła na meeta, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to, ponieważ mam w Trójmieście kilkoro przyjaciół i wielu dobrych znajomych, dzięki którym ilekroć przyjeżdżam do Gdańska na meeta, nie czuję się obco.

„Przerobienie” wszystkich osób zajęło na dobrze ponad godzinę, dlatego gdy wszyscy zabrali głos, zapadła decyzja, by wracać, bo chłód dawał się już we znaki, a w międzyczasie do Teatru Leśnego przyszła drużyna harcerzy, dlatego chcieliśmy jak najszybciej zwolnić im miejsce. W drodze powrotnej doszło to całkiem zabawnego (przynajmniej według mnie) zdarzenia. Otóż gdy szliśmy chodnikiem w stronę Galerii Bałtyckiej, ktoś uchylił szybę w samochodzie stojącym na czerwonym świetle i zapytał, jaką sektą jesteśmy. Nie było to może miłe i ktoś mógł poczuć się urażony, ale warto podejść do sytuacji z dystansem, wszak to była tylko losowa osoba siedząca w samochodzie, której prawdopodobnie nikt z uczestników już nigdy nie spotka, a nawet jeśli, to nie będzie sobie z tego zdawać sprawy.

Po dotarciu do strefy gastronomicznej Galerii Bałtyckiej i zjedzeniu posiłków meet właściwie się zakończył. Wszyscy rozeszli się w swoją stronę, natomiast mi udało się załapać na herbatę u jednego z uczestników, u którego zebrało się jeszcze kilka osób, jednak nie ma sensu opisywać, co działo się na afterze.

Podsumowując, takie ponymeety to bardzo fajna odskocznia od dużych i zorganizowanych meetów z wynajętą placówką i tuzinem atrakcji. Małe i proste rzeczy też potrafią dać wiele frajdy i taki właśnie był ten meet. Prosty, zabawny, nastawiony na integrację i wspólną zabawę, zupełnie jak przed sześcioma laty, kiedy nie było jeszcze innych rodzajów meetów, kiedy wszystko było prostsze i łatwiejsze. Kiedy tam byłem, poczułem przypływ nostalgii, a także mogłem poczuć się choć trochę jak pierwsi Bronies i Pegasis z Trójmiasta, kiedy przyszli na ponymeeta w 2011, zwłaszcza, że nie miałem okazji być na pierwotnym spotkaniu. Bawiłem się bardzo dobrze i mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję brać udział w wydarzeniu tego typu.

Komentarze

  1. Bardzo fajnie Ci wyszły zdjęcia mimo nocnej pory. Koleś pytający nas o sektę to też w sumie flashback z dawnych czasów, kiedy kucyki należały jeszcze do podziemne subkultury i szokowały wszystkich bez wyjątku :P

    Dziękujemy za relację!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty