mnie nie widać! yay!

środa, 22 lutego 2017

Artykuł Gościnny - O poprawie fanficków rzecz

princess luna

Czyli „Czy poradniki pisania są dobre dla opowiadań fanowskich”?
Autor: Galeandir


Witajcie, cześć i czołem. Z tej strony Galeandir, znany również w niektórych kręgach pogańskich Karolem z Biedronki.  Co prawda dawno się tu nie pojawiałem, a nawet jeżeli już byłem to moja aktywność była mało widoczna, ale mniejsza z tym.
To, co teraz zamierzam napisać, wynika z tego, że przez dość długi okres obserwowałem z boku i zapoznawałem się ze wszelkiego rodzaju poradnikami pisania opowiadań fanowskich, które były publikowane na łamach FGE i czasami miałem wątpliwości, co do ich słuszności lub przekazu, jaki sobą reprezentowały. Jestem też w pełni świadom, że zadając sobie pytanie „Czy poradniki pisania są dobre dla opowiadań fanowskich?”, a następnie poruszając ten temat mogę wzbudzić sporo kontrowersji. No ale w końcu postanowiłem się do tego zabrać, mając jakąś tam nadzieję – może złudną – że nie wywołał gównoburzy w komentarzach pod tą publikacją.
Żeby nie budować swojego autorytetu czy „ogromu” wiedzy na pustosłowiu, myślę że warto byłoby przytoczyć w dużym skrócie moją historię z FF’ami. Samymi opowiadaniami fanowskimi – zarówno tworzeniem jak i czytaniem prac innych osób – zainteresowałem się w 2009 roku po obejrzeniu filmu Avatar. Film ów był dla mnie dość osobliwym przeżyciem, bo wzbudził u mnie bliżej nieokreśloną tęsknotę oraz potwornego „kaca książkowego” – nie rozwinę dlaczego tak się stało, bo ciężko to wytłumaczyć. Przyjmijmy, że po projekcji filmu jeden widz na milion dostawał wyżej wymienionych objawów i los chciał, że to ja byłem tym jednym na milion.
Wracając jednak do tematu, moja pasja, jaką przejawiłem do uniwersum tego filmu zaowocowała moimi pierwszymi opowiadaniami fanowskimi – bardzo ambitnymi i długimi ( mówimy tutaj o trylogii liczącej sobie łącznie około 80-90 tysięcy słów), ale też wybitnie słabymi. Słabymi do tego stopnia, że w pewnym momencie zacząłem współczuć wszystkim tym, który zdecydowali się to czytać. Oczywistością jest to, że uświadomienie sobie poziomu moich dzieł zajęło mi trochę czasu.
Po takich pierwszych „podrygach” pisarskich i – może nie całkowitej, ale z pewnością częściowej – porażce, zdobyłem umiejętność patrzenia z dozą krytycyzmu na swoje dzieła: w tym momencie starałem się trzymać coraz to wyższy poziom, jeśli chodzi o fabułę, bohaterów, ortografię i interpunkcję. Dodatkowo stwierdziłem, że pisanie czegoś na siłę wiąże się z ogromnym regresem formy naszego dzieła oraz, że więcej nie znaczy lepiej: czasami warto poczekać miesiąc na natchnienie i napisać 5 stron dobrego kontentu, niż 20 stron słabego i to na siłę.
Po wygaśnięciu fazy na Avatara, moja smykałka do pisania pozostała i stała się de facto moim nowym hobby, które praktykuję tylko wtedy gdy mam natchnienie. W tamtym okresie też powoli zacząłem odchodzić od samego pisania opowiadań umieszczonych w uniwersum jakiejś książki/ jakiegoś filmu na rzecz wszelkiego rodzaju felietonów, artykułów oraz prac bardziej formalnych/wymagających: listów otwartych i prac maturalnych. Ponadto zacząłem bawić się swoim stylem pisania: eksperymentować formą, co w ostateczności doprowadziło mnie do stworzenia własnego stylu pisania: co ciekawe sporo osób stwierdziło po przeczytaniu którejś z moich prac, że piszę lekko, ciekawie oraz, że moje teksty czyta się przyjemnie. Nie będę się rozwodził nad tym, to już jest kwestia gustu odbiorcy.
Po pewnym czasie takiego eksperymentowania przyszła pora na kucyki – nie ukryję, że coś mają w sobie wciągającego, jednak z całą pewnością nie oddziaływały na mnie tak silnie jak Avatar. Takie życie. Po wstąpieniu w fandom próbowałem też wrócić do pisania opowiadań, jednak nie szło mi to na tyle dobrze jakbym sobie życzył i kończyło się to zazwyczaj pisaniem dla samego pisania i przyjemności wynikającej z tworzenia dzieła, oraz niepublikowaniem swoich dzieł.
Na koniec wspomnę też o swoim wykształceniu ukierunkowanym w pisanie/polonistykę etc. Najzwyczajniej w świecie nie istnieje – jestem człowiekiem preferującym nauki ścisłe, posiadam pewną dozę romantyzmu poplątanego z ideami oświeceniowymi. Nie uznaję swojego braku wiedzy formalnej(uczonej na uczelniach) za wadę, a wręcz przeciwnie: myślę, że jest to spora zaleta. Uważam, że taki stan nie ogranicza mnie wyuczonymi formami, interpretacjami dzieł itd., a w zamian za to mam swobodę w pisaniu opartą o czytanie książek różnych autorów (czytanie w sposób znaczący poprawia umiejętność pisania) oraz swobodną interpretację dzieł, które przeczytałem. Bez narzuconego kierunku myślowego.
Jak wiadomo człowiek lubi pisać o samym sobie, wiec żeby nie wyjść na snoba zakończę w tym momencie ten przydługi wstęp i skupię się na meritum mojej pracy. „Czy poradniki pisania są dobre dla opowiadań fanowskich”? O ile czytanie takich poradników napełnia mnie nie do końca dobrymi odczuciami w odniesieniu do ich treści, o tyle zawarte są w nich pewnie elementy, które są podstawowe i w stu procentach się z nimi zgadzam. Na owe elementy składają się:
1. Przejrzystość opowiadania – w sensie ułożenie tekstu. Dobrze sformatowany tekst jest łatwiejszy i przyjemniejszy do czytania,
2. Gramatyka i ortografia – jako, że sam jestem dyslektykiem wiem, że niektóre błędy mogą się wkraść do pisanego tekstu tak po za naszą świadomością. Możliwe, że osoba która tego nigdy nie doświadczyła, będzie uważała brak świadomości robienia błędu za niemożliwe lub irracjonalne – ale mniejsza z tym. To, że masz dysleksje nie zwalnia cie z obowiązku pisania poprawnie: zwłaszcza gdy chcesz wrzucić do sieci swoją pracę markowaną twoim dobrym imieniem. Zamiast pisać „mam dysleksje wiec mogą być błędy” użyj jednego z np. wbudowanych narzędzi do sprawdzania pisowni w WORD i przynajmniej ogranicz byki usuwając te najbardziej rażące.
3. Mówienie o konieczności, aby autor dzieła posiadał umiejętność krytycznego spojrzenia na własne dzieło – gdy piszemy nasze pierwsze opowiadanie sporo osób jest wtedy w skowronkach i nie dopuszcza, że dzieło może być słabe. Normalną rzeczą jest, że początki są trudne i czasami warto posiedzieć przy czymś dłużej. Jak pisałem wcześniej: sam złapałem się na braku takiej umiejętności.
4. Stworzenie wrażenia, że świat opowiadania żyje – żeby nasz bohater nie był zawieszony w próżni.
I to byłoby wszystko z tych głównych „części pierwszych”, z których składają się poradniki. Wiadomym jest, że nie są to wszystkie, jednak nie uwzględniłem pozostałych gdyż są mało istotne lub jakoś o nich zapomniałem. Po za tym bardziej zależy mi na poruszeniu tych części poradników, które mi w sposób znaczący przeszkadzają.
Jedziemy wiec z tematem, jednak w pierwszej kolejności opiszę pewne opowiadanie fanowskie, które według mnie idealnie nadaje się do skonfrontowania treści zawartej w swoistych kursach ze stanem faktycznym rzeczy: aby zachować wystarczającą dozę obiektywizmu w moim materiale postanowiłem zestawić teorię przyjętą za pewnik w poradnikach i dotyczącą ponoć wszystkich opowiadań z doświadczeniami empirycznymi w postaci wszelkich komentarzy, które pojawiły się pod opublikowanym dziełem.
Opowiadanie, do którego się odwołam nosi tytuł „Najpiękniejsza z najpiękniejszych” ( niestety autor usunął opowiadanie z sieci jakiś czas temu wiec linku nie zapodam. Co prawda mam kopie opowiadania zapisaną na komputerze, jednak nie chcę wstawiać go ponownie do sieci bez zgody autora). Fanfik jest dość długi – oferuje nam 222 strony tekstu napisanego z perspektywy pierwszej osoby. Gdy zaczniemy czytać dzieło, pojawi się u nas wrażenie, że jest ono inne od wszystkich pozostałych, w pewnym sensie egzotyczne stylowo – i jest to jak najbardziej słuszne wrażenie. Pomijając rzadko spotykaną pierwszoosobową narracje całe opowiadanie zostało stworzone na zasadzie ciągłego dialogu poprzerywanego tu i tam krótkimi opisami wydarzeń w świecie, i też tylko wtedy, gdy nie są one opisywane na bieżąco, pojedynczymi zdaniami, w głowie bohatera. Posuwając się coraz głębiej w fabułę zaczynamy mieć wrażenie, że świat opowiadania – jego uniwersum – całkowicie skupione jest na głównym bohaterze. Ogólnie mówiąc fabuła prowadzona jest przez głównego bohatera, a nie na odwrót. Mimo to autor nie zapomniał tchnąć życia w otaczający bohatera świat, co więcej zrobił to w sposób umiejętny. W sprawie bohaterów drugoplanowych i wszystkich innych mniej ważnych postaci wszystko można zamknąć i streścić w jednym zdaniu: autor dla każdej z nich nadał jedną cechę szczególną, przy czym wszystkie trzy, główne księżniczki miały tę samą – było to bliskie przedstawienia jednej osoby, tyle że w trzech różnych postaciach.
Warto też wspomnieć o emocjach opisanych w opowiadaniu. Tutaj przyznam szczerze, że totalnie mnie zniszczyły. Chyba nigdy i nigdzie indziej nie spotkałem emocji opisanych lepiej niż w tym fanowskim dziele: szczere i wielkie, mimo że zamknięte w uniwersum bajki. ( zaraz mnie zlinczujecie…)
Teraz przechodząc do wszelkich artykułów „jak pisać fanfiki”, pierwsze co rzuca się mi w oczy to styl – a raczej ton – w jakim piszą ich autorzy. Jak widzę sformułowanie „jak napisać dobry fanfick” i wszystkie im podobne, jedynie co wiem, to to, że jest to wyrażenie subiektywne. Analogicznie: Zdanie „Lubię pączki i uważam, że to najlepsze jedzenie na świecie.” nie oznacza, że każdy lubi pączki, bo ktoś może lubić np. schabowe z ziemniakami. To czy coś jest dobre czy nie zależy od naszych gustów wiec de facto autorzy używający takich określeń z dużym prawdopodobieństwem zawierają w swoich poradnikach swoje subiektywne wymogi i oczekiwania w stosunku do cudzych prac.
I teraz załóżmy, że początkujący „pisarz” lub taki, który pierwsze kroki już zrobił i pod jego dziełem pojawia się krytyka (warto z niej wyciągać wnioski), trafia na taki poradnik z koncertem życzeń autora, przesiąknięty takimi wyrazami jak „powinien”, „musi”, „dobrze by było, gdy” – a one wskazują, że treść zawarta w „kursie” jest pewnikiem, ogólnie przyjętym wymogiem etc.
O co mi teraz chodzi? Gdzie doszukuję się szkodliwości? Część osób zaczynająca swoją przygodę z pisaniem, po przeczytaniu poradnika zacznie wprowadzać te rady – często na siłę. Jak pisałem wcześniej, są rzeczy, które popieram, i które nie oddziałują w sposób znaczący na samo opowiadanie, ale są też takie, których wprowadzenie sprawi wysyp niespójności fabularnych. Dajmy na przykład: „niech twój bohater nie będzie nieomylny i boski – to zwykły kuc/człowiek” – niby wszystko okej, całkiem sensowne – chyba, że mamy zamysł fabuły pod takiego bohatera, wtedy jest już problem. Sam nie doszukuję się jakiegoś problemu w tym, że bohater jest przesadzony, ba nawet często takie opowiadania czyta się przyjemnie, bo przybiera to już postać karykaturalną. Istnieje wiele książek z takimi postaciami – zaczynając od Biblii, idąc przez średniowieczne etosy „Pieśń o Rolandzie” czy opozycyjną „Daniszmendname: Księga czynów Melika Daniszmenda” (Swoją drogą tacy „bogowie” byli normą do końca średniowiecza) a kończąc na współczesnym zbiorze opowiadań o Jakubie Wędrowyczu autorstwa Pilipiuka czy opowiadaniu „Najpiękniejsza z najpiękniejszych”.
I w tej chwili mam rozterkę: dlaczego ludzie zaczynają zwalczać boskie-postacie w opowiadaniach? Nie widzę w tym większego sensu ani motywacji, którą mogliby się kierować. Ciężkość czytania takiego opowiadania wynika nie z boskości bohatera, a z formy podania/ stylu pisania autora. Dlatego też, zamiast starać się narzucić ograniczenia na twórcę powinniśmy się skupić na ukierunkowaniu go, tak aby jego styl pisania uległ poprawie bez zmiany głównej myśli opowiadania.
Zostawmy jednak treść tych przysłowiowych „dekalogów” mówiących, co autor powinien a czego nie powinien. Zastanówmy się teraz nad sensem tworzenia takich „norm unijnych” dla opowiadań, jako samych standardów – bez względu na ich treść. Normy czy też standardy tworzy się zarówno w społeczeństwie jak i gospodarce – co prawda raz na jakiś czas ewoluują czy tez są zastępowane przez nowsze odpowiedniki – z jednego prostego powodu: za zadanie mają unifikację całości, zrównanie ogółu do jednego poziomu. I teraz pojawia się kwestia czy faktycznie opłaca nam się w sposób pasywnej agresji (pod słowami pasywna opresja rozumiem stwarzanie przekonania, że fanfick powinien coś w sobie zawierać a czegoś już nie) narzucać pewne wymagania, style etc. na autorów – oczywiście kwestią decydującą jest czy autor po przeczytaniu poradnika weźmie go sobie do serca i w jakim stopniu go wprowadzi.
Z jednej strony wszelkiego rodzaju poradniki powodują wzrost liczby opowiadań uśrednionych kosztem mniejszej ilości opowiadań słabych. Jednak ryzykujemy utratą opowiadania w nowej, lepszej formie, stylu etc. gdyż autor po przeczytaniu poradnika postanowił dopasować się do wymogów. Wagą braku wszelkich porad odnośnie pisania byłaby sytuacja, w której istnieje mniej opowiadań, które nam pasują: aby znaleźć perłę musielibyśmy przerzucić taczkę gnoju.
Nie bez powodu też przywołałem wcześniej opowiadanie „Najpiękniejsza z najpiękniejszych” – dzieło przyjęło się z bardzo ciepłym odzewem wśród odbiorców, wielu okrzyknęło go najlepszym opowiadaniem kucykowym polskiego autora. I to nie była garstka ludzi. Było to jedno z najbardziej i najcieplej komentowanych opowiadań na forum z opowiadaniami. Dlaczego o nim wspomniałem? Łamało lwią część wytycznych w poradnikach – co prawda w sposób umiejętny i stonowany – i mimo to odniosło sukces. Dziwię się tylko, czemu autor usunął je z Internetu. ( Domyślam się, że miało to związek z emocjami zawartymi w FF’ie. Były naprawdę szczere – do tego stopnia, że mogły być jednocześnie emocjami autora, a że były też wstydliwe… …tak wiec wiecie no.)
Tak na zakończenie dodam, że nie chcę wywołać żadnej fanfikowej rewolucji. Pragnę jednak zauważyć, że pewne tendencje przeradzające się w wymogi zawarte w poradnikach mogą mieć negatywny wpływ unifikując style pisania autorów. Jako osoba pisząca hobbistycznie nie rozumiem też całej sytuacji, w której pewne osoby dają jakiekolwiek wytyczne gdyż: po pierwsze piszę dla przyjemności, a nie dla kogoś. Po drugie, jeżeli już ktoś decyduje się na opublikowanie swojego dzieła nie można wymagać od niego pracy, która spełni wszystkie nasze oczekiwania. Wszystkie umiejętności, które twórcy zdobywają przez miesiące/ lata wynikają z ilości przeczytanych książek, tego ile piszą i w głównej mierze z eksperymentowania lub zabawy stylem podczas pisania.
Moje przesłanie do twórców? Zamiast czytać poradniki zacznijcie czytać książki z gatunku, w jakim chcecie umieścić własne opowiadanie. Jeśli chcecie pisać opowiadanie przygodowe to czytajcie książki przygodowe. Jeśli chcecie pisać opowiadania oscylujące wokół batalii przeczytajcie jakąś książkę naukowa poświęconą wojnie – ja polecam osobiście „Piechota w II Wojnie światowej” Tadeusza Rawskiego ( link podam niżej). Tytuł ten opisuje różne formacje oraz w znacznym stopniu i łopatologicznie rozrysowuje ogrom zaopatrywania wojska. Przede wszystkim bądź erudytą – twoja wiedza ogólna podciągnie wartość fanfika, eksperymentuj i szlifuj swój styl i najważniejsze: pisz dla swojej przyjemności, a nie pod publikę.
Galeandir.
P.S
Jeżeli tu dotarłeś, musiałeś zainteresować się moim tekstem. Mam nadzieję, że ci się podobało. Teraz poproszę cię o coś jeszcze. Zostaw komentarz – może być pozytywny, może być to konstruktywna krytyka. Jeżeli znalazłeś błąd, lub z czymś się nie zgodziłeś to zapraszam do dyskusji.
Jak pod każdym swoim dziełem zamieszczę cashlink z linkiem do pobrania mojej pracy w PDF. We wszystkich innych linkach dam ci wybór między zwykłym a cashlinkiem. Obejrzysz wtedy 5 sekundową reklamę. Spowodowane jest to tym, że od 6 lat należę do bractwa rycerskiego i jest to drogie hobby. W prawdzie mam jakąś tam pracę i godzę ją ze studiami, jednak mam też sporo innych ważnych wydatków. Za kliknięcie, co prawda nie dostanę dużo, jednak zawsze coś. Obecnie zbieram na kolczugę nitowaną, która jest ultra droga ;).
Książka: link: http://tiny.pl/gf7vk
              Cashlink: http://adf.ly/1jyZX4

29 komentarzy:

  1. Bardzo fajny artykuł. Obyś jak najszybciej nazbierał odpowiednią kwotę.

    OdpowiedzUsuń
  2. O żesz, niby jestem wygaszony w tym fandomie, jednak tutaj po prostu nie mogę nie odpowiedzieć. Będę miał używanie, że hej!

    Zanim jednak przejdę do swoich zarzutów i kontrargumentów, pozwolę sobie powiedzieć kilka słów o sobie. Tak się bowiem szczęśliwie (lub nieszczęśliwie) składa, że napisałem siedem artykułów poradnikowych do magazynów fandomowych, dziesiątki recenzji, poprowadziłem dwie prelekcje o tworzeniu fików, sam mam kilka dzieł na swoim koncie. Nie ukrywam więc, że gdy była mowa o poradnikach, poczułem się wywołany do tablicy, więc przyszedłem.


    Moja opinia co do pisarskich poradników nie jest jednoznaczna. Przede wszystkim pisanie ciężko jednoznacznie zakwalifikować jako rzemiosło, sztukę, komunikację lub naukę, ma w sobie cechy wszystkich tych rzeczy, przez co prawie każdy jego aspekt staje się niejednoznaczny i dyskusyjny. Sęk w tym, że pomimo wszystko pewne normy istnieją, i nie mówię tu tylko o poprawności czy ortografii. Reguły budowania dramatu wypisał już Arystoteles około dwa i pół tysiąca lat temu, do dzisiaj lwia część opowieści, czy to literackich, czy pokazywanych na ekranie, bazuje właśnie na tych podstawach. Istnieją też stopniowo zmieniające się konwencje i przyjęte założenia, które oczywiście można łamać – cały problem w tym, że gdy robi się to nieświadomie, najczęściej kończy się to klapą.
    Dlatego lubię poradniki spełniające dwie role – po pierwsze wyjaśniające podstawowe zasady i pokazujące, jakie te konwencje są i dlaczego takie a nie inne, po drugie dające luźne spostrzeżenia, analizujące dzieła i podrzucające co ciekawsze patenty i sztuczki, które czytelnicy mogą zignorować, przerobić, dostosować, użyć lub najzwyczajniej im zaprzeczyć.
    Sam jestem przekonany, że poradniki to trudna sprawa, z jednej strony bardzo łatwo wpaść w pułapkę truizmów i oczywistości, czyli nie napisać absolutnie niczego odkrywczego, tylko bezwartościowe banały, z drugiej czasem można odlecieć i zacząć wypisywać herezje i głupoty, które same w sobie są ciekawe jako pomysły, ale beznadziejne jako ogólne zasady. Chyba żaden "tutor" nie jest tutaj nieomylny, to po prostu ryzyko zawodowe.


    Skoro moje poglądy są (mam nadzieję) jasne, mogę przejść do krytyki i spostrzeżeń. Pozwolę sobie użyć paru cytatów z Twojej pracy, by łatwiej było mi wszystko poukładać:

    //przez dość długi okres obserwowałem z boku i zapoznawałem się ze wszelkiego rodzaju poradnikami pisania opowiadań fanowskich, które były publikowane na łamach FGE i czasami miałem wątpliwości, co do ich słuszności lub przekazu, jaki sobą reprezentowały. Jestem też w pełni świadom, że zadając sobie pytanie „Czy poradniki pisania są dobre dla opowiadań fanowskich?”//
    Moim zdaniem poszedłeś nieco za daleko. Co innego nie zgadzać się z konkretnymi poradnikami, co innego krytykować cała ideę poradników jako taką. Odpowiadam na zadane pytanie – tak, pod warunkiem, że to dobrze pomyślane i napisane poradniki. Więcej o tym, dlaczego taka generalizacja mi się nie podoba niżej.

    //Po wstąpieniu w fandom próbowałem też wrócić do pisania opowiadań, jednak nie szło mi to na tyle dobrze jakbym sobie życzył i kończyło się to zazwyczaj pisaniem dla samego pisania i przyjemności wynikającej z tworzenia dzieła, oraz niepublikowaniem swoich dzieł.//
    Nie ma to nic wspólnego z samą tezą artykułu, dlatego proszę, byś nie traktował tego jako zarzut, to raczej kolejna różnica naszych podejściach. Ja na przykład nie uznaję "pisania dla samego pisania", ponieważ według mnie w samo istnienie literatury jest już wpisany fakt posiadania odbiorców. Pisanie dla siebie to po prostu wysyłanie komunikatu do samego siebie, co niestety nigdy nie będzie pełnym doświadczeniem. Jak ktoś chce pisać dla siebie do szuflady – niech pisze, przecież nie mam ani prawa ani zamiaru mu tego zabraniać, jednak uważam, że najlepsze co może się przytrafić autorowi, to ogarnięci odbiorcy. Tym bardziej szkoda, że nie widziałem nigdy żadnego Twojego opowiadania, jeśli jakieś masz, być może w wolnej chwili chętnie bym rzucił okiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. //Na koniec wspomnę też o swoim wykształceniu ukierunkowanym w pisanie/polonistykę etc. Najzwyczajniej w świecie nie istnieje – jestem człowiekiem preferującym nauki ścisłe, posiadam pewną dozę romantyzmu poplątanego z ideami oświeceniowymi. Nie uznaję swojego braku wiedzy formalnej(uczonej na uczelniach) za wadę, a wręcz przeciwnie: myślę, że jest to spora zaleta. Uważam, że taki stan nie ogranicza mnie wyuczonymi formami, interpretacjami dzieł itd., a w zamian za to mam swobodę w pisaniu opartą o czytanie książek różnych autorów (czytanie w sposób znaczący poprawia umiejętność pisania) oraz swobodną interpretację dzieł, które przeczytałem. Bez narzuconego kierunku myślowego.//
      Cholera, to jest dopiero kontrowersyjne! Też spotkałem się z poglądem niektórych, że polonistyka nie ułatwia pisania, tylko je utrudnia, sam jednak nigdy nie studiowałem kierunków humanistycznych, więc nie wiem. Ogólnie jednak mam obawę, że utożsamiasz inne interpretacje dzieł i "wiedzę literacką" z ograniczeniem i próbą narzucenia Ci czegoś. Wiedza to jednak narzędzie, te wszystkie rzeczy, których się dowiesz, mogą albo zmienić Twoje zdanie, albo nie. Sądzę, że co bardziej ogarnięci ludzie są na tyle krytyczni, że potrafią odróżnić dobre analizy i interpretacje od złych, rozumieją też, że nie przeszkadzają im one w posiadaniu swoich. Tak samo jest z poradnikami, nie należy przyjmować wszystkiego w nich za pewnik i prawdę objawioną, ale przecież ignorowanie ich oraz uznanie za próbę narzucenia czegoś, to wylanie dziecka z kąpielą.
      Ach... a co do czytania jako edukacji też mam zastrzeżenie. W rzeczy samej, czytanie podnosi umiejętności literackie, ale po pierwsze wolniej niż można przypuszczać i dużo wolniej niż samo tworzenie, po drugie jest bardzo uzależnione od tego, jak świadomie podchodzimy do dzieła. Jeśli czytamy je i od razu analizujemy mechanizmy, narrację i prowadzenie fabuły, to siłą rzeczy się czegoś uczymy. Zresztą nie ogranicza się to tylko do książek, tak samo jest z filmami, serialami, grami komputerowymi i sztuką. Grunt to zastanawiać się, dlaczego coś działa, a coś nie działa.

      // 1. Przejrzystość opowiadania – w sensie ułożenie tekstu. Dobrze sformatowany tekst jest łatwiejszy i przyjemniejszy do czytania,
      2. Gramatyka i ortografia – jako, że sam jestem dyslektykiem wiem, że niektóre błędy mogą się wkraść do pisanego tekstu tak po za naszą świadomością. Możliwe, że osoba która tego nigdy nie doświadczyła, będzie uważała brak świadomości robienia błędu za niemożliwe lub irracjonalne – ale mniejsza z tym. To, że masz dysleksje nie zwalnia cie z obowiązku pisania poprawnie: zwłaszcza gdy chcesz wrzucić do sieci swoją pracę markowaną twoim dobrym imieniem. Zamiast pisać „mam dysleksje wiec mogą być błędy” użyj jednego z np. wbudowanych narzędzi do sprawdzania pisowni w WORD i przynajmniej ogranicz byki usuwając te najbardziej rażące.//
      Pełna zgoda. Dzieło kiepsko sformatowane i najeżone błędami po prostu odpycha, jak dobre by nie było. Dla samych autorów jest lepiej, by umieli je jakoś "oczyścić" i pokazać w sensowny sposób.

      // 3. Mówienie o konieczności, aby autor dzieła posiadał umiejętność krytycznego spojrzenia na własne dzieło – gdy piszemy nasze pierwsze opowiadanie sporo osób jest wtedy w skowronkach i nie dopuszcza, że dzieło może być słabe. Normalną rzeczą jest, że początki są trudne i czasami warto posiedzieć przy czymś dłużej. Jak pisałem wcześniej: sam złapałem się na braku takiej umiejętności.//
      Z pozdrowieniami dla pewnej osoby z fandomu dodam, że poza krytycznym spojrzeniem trzeba też umieć dać sobie szansę. Każdy autor powinien umieć dostrzec swoje wady i niedociągnięcia, wiedzieć w którą stronę się doskonalić oraz rzecz jasna cały czas ulepszać swoje dzieła, musi też jednak umieć je chociaż trochę docenić. Biczowanie się i ciągłe uznawanie, że jest się leszczem też do niczego dobrego nie prowadzi.

      Usuń
    2. // 4. Stworzenie wrażenia, że świat opowiadania żyje – żeby nasz bohater nie był zawieszony w próżni.//
      Tutaj bardzo wiele zostało skrócone do minimum. Jest jakiś świat opowiadania, mamy sprawić żeby sprawiał wrażenie żyjącego, mamy bohatera, który nie powinien znajdować się w próżni... Nie żebym się tutaj z czymś specjalnie nie zgadzał, zastanawiam się po prostu, czemu akurat taka dość ogólna rada urasta w Twoich oczach do jednego z najważniejszych elementów.

      // Jedziemy wiec z tematem, jednak w pierwszej kolejności opiszę pewne opowiadanie fanowskie, które według mnie idealnie nadaje się do skonfrontowania treści zawartej w swoistych kursach ze stanem faktycznym rzeczy: aby zachować wystarczającą dozę obiektywizmu w moim materiale postanowiłem zestawić teorię przyjętą za pewnik w poradnikach i dotyczącą ponoć wszystkich opowiadań z doświadczeniami empirycznymi w postaci wszelkich komentarzy, które pojawiły się pod opublikowanym dziełem. //
      No i ok, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Z tego co rozumiem szukasz kontrprzykładu, który ma pokazać, że jest opowiadanie nie stosujące się do "wiedzy pewnej" w poradnikach, które jest dobre. Ok, zawsze to jakaś metoda, od siebie dodam, że chętnie zobaczyłbym też przykład opowiadania, które stosuje się do poradników i jest słabe, jeśli taki przykład masz.

      // Opowiadanie, do którego się odwołam nosi tytuł „Najpiękniejsza z najpiękniejszych” ( niestety autor usunął opowiadanie z sieci jakiś czas temu wiec linku nie zapodam. Co prawda mam kopie opowiadania zapisaną na komputerze, jednak nie chcę wstawiać go ponownie do sieci bez zgody autora).//
      Brr... Przede wszystkim "Najpiękniejsza z najpiękniejszych" okazała się plagiatem, czemu może sam autor zaprzecza, ale wielu ludzi, do których mam zaufanie to potwierdziło i nie mam powodu by im nie wierzyć. Dla mnie ten fakt z miejsca dyskwalifikuje i dzieło, i autora. Ale dobra, plagiat plagiatem, a może sama treść broni się pomimo tego. Ja próbowałem "Najpiękniejszą..." czytać (padłem po paru rozdziałach), moja siostra przeczytała prawie całą, oprócz tego widziałem wyrywki ze środka i mnóstwo recenzji. Jest dobrze? O tym niżej...

      //Mimo to autor nie zapomniał tchnąć życia w otaczający bohatera świat, co więcej zrobił to w sposób umiejętny. W sprawie bohaterów drugoplanowych i wszystkich innych mniej ważnych postaci wszystko można zamknąć i streścić w jednym zdaniu: autor dla każdej z nich nadał jedną cechę szczególną, przy czym wszystkie trzy, główne księżniczki miały tę samą – było to bliskie przedstawienia jednej osoby, tyle że w trzech różnych postaciach.//
      Nie licząc tego, że większość cech bohaterów było dodawanych jak z koła fortuny, bez najmniejszego patrzenia na kanon – bohaterowie mili bardzo niewiele wspólnego ze swoimi odpowiednikami z serialu. Jedna cecha szczególna? Dobry patent, jednak tylko, gdy jest dobrze wykonany, tutaj każdy bohater był niemożebnie płytki i denerwujący. Twilight pozbawiona intelektu i uroku, Celestia bez majestatu, a wszyscy do bólu bezmyślni.

      // Warto też wspomnieć o emocjach opisanych w opowiadaniu. Tutaj przyznam szczerze, że totalnie mnie zniszczyły. Chyba nigdy i nigdzie indziej nie spotkałem emocji opisanych lepiej niż w tym fanowskim dziele: szczere i wielkie, mimo że zamknięte w uniwersum bajki. ( zaraz mnie zlinczujecie…)//
      O emocjach ciężko dyskutować. Powiem tylko, absolutnie bez żadnej obrazy czy insynuacji, że trochę mi to o Tobie mówi.

      Usuń
    3. //Teraz przechodząc do wszelkich artykułów „jak pisać fanfiki”,(...) „powinien”, „musi”, „dobrze by było, gdy” – a one wskazują, że treść zawarta w „kursie” jest pewnikiem, ogólnie przyjętym wymogiem et// [Skróciłem trochę, chodzi mi o cały akapit.]
      W rzeczy samej, każdy ma swoje gusta, jednak co bardziej ogarnięci odbiorcy, recenzenci i autorzy potrafią chociaż częściowo wzbić się ponad nie i stwierdzić, że coś wydaje im się kiepskie lub solidne. Tak, w poradnikach zawieramy pewne oczekiwania, często własne, jednak po pierwsze autor nie ma obowiązków je spełniać, a po drugie, często są to oczekiwania ogólnie przyjęte. Ja na przykład lubię Slice of Life, ale nie piszę w komentarzach "powinieneś pisać Slice of Life" (niektórym to sugeruję, jak mają do tego dryg, ale jest różnica między sugestią a nakazem). Natomiast lubię, jak postacie w fiku nie są kartonowe, jak autor ma coś do powiedzenia w swoich dziełach, gdy ciekawie splata fabułę i nie widzę powodu, dlaczego miałbym to uważać za swoją fanaberię. Gdyby wszystko zależało od indywidualnych gustów, praktycznie większość sukcesów byłoby dziełem przypadku. Jak jednak mówiłem pisanie to nie tylko sztuka, ale też rzemiosło, pewne umiejętności dobrze jest posiadać, a gdy rezygnuje się z konwencji, rezygnować z niej świadomie, by coś tym osiągnąć, a nie unikać jej przez własne braki.

      //„niech twój bohater nie będzie nieomylny i boski – to zwykły kuc/człowiek” – niby wszystko okej, całkiem sensowne (...) I w tej chwili mam rozterkę: dlaczego ludzie zaczynają zwalczać boskie-postacie w opowiadaniach? Nie widzę w tym większego sensu ani motywacji, którą mogliby się kierować. Ciężkość czytania takiego opowiadania wynika nie z boskości bohatera, a z formy podania/ stylu pisania autora. Dlatego też, zamiast starać się narzucić ograniczenia na twórcę powinniśmy się skupić na ukierunkowaniu go, tak aby jego styl pisania uległ poprawie bez zmiany głównej myśli opowiadania.//
      Cieszę się, że wybrałeś akurat ten przykład, bo ja sam mam do niego ambiwalentne podejście. Problemem boskich bohaterów nie jest bowiem sam fakt ich znakomitości i nieomylności, tylko do czego on najczęściej prowadzi – mianowicie do braku dramatyzmu. Jeśli autor potrafi stworzyć postać, która jest lepsza od większości i praktycznie nie popełnia błędów, a przy tym umie postawić przed nią wyzwania, przeszkody, wykreować prawdziwe napięcie i zagrożenie, to tylko mu pogratulować. Sęk w tym, że to karkołomne, w dodatku zazwyczaj się nie udaje. Ludzie są omylni i niedoskonali, dlatego muszą się mierzyć z tyloma problemami i trudnościami w życiu, a właśnie na tym opiera się dramatyzm! Znowu – temat doskonałego bohatera można twórczo przerabiać na wiele sposobów, na przykład dać go do tła, pokazać pustotę takiego życia, cokolwiek, jednak trzeba to robić z głową.
      Dobry styl potrafi obronić wiele opowiadań, jednak zazwyczaj idzie w parze z dobrą treścią. Znowu prezentuję stanowisko odmienne – choć najchętniej widziałbym dobre pomysły napisane dobrym stylem, to mając do wyboru znakomitą "główną myśl" i kiepski styl, a kiepskie pomysły i prowadzenie fabuły i świetny styl, raczej wybiorę to pierwsze.

      //I teraz pojawia się kwestia czy faktycznie opłaca nam się w sposób pasywnej agresji (pod słowami pasywna opresja rozumiem stwarzanie przekonania, że fanfick powinien coś w sobie zawierać a czegoś już nie) narzucać pewne wymagania, style etc. na autorów – oczywiście kwestią decydującą jest czy autor po przeczytaniu poradnika weźmie go sobie do serca i w jakim stopniu go wprowadzi.//
      Jeśli ktoś nie ma predyspozycji – mała szansa, by poradnik mu pomógł, jeśli ma – raczej nie będzie go potrzebował, smutna prawda. Zdecydowanie przesadzasz jednak z "pasywną agresją", autorzy też mają trochę oleju w głowie i potrafią się do poradników ustosunkować, o czym zresztą zaraz potem sam piszesz. Wszyscy usiłujemy PRZEKONAĆ innych do swoich wizji i zasad, a nie NARZUCIĆ je, a ostateczna decyzja koniec końców należy do twórcy.

      Usuń
    4. // Z jednej strony wszelkiego rodzaju poradniki powodują wzrost liczby opowiadań uśrednionych kosztem mniejszej ilości opowiadań słabych. Jednak ryzykujemy utratą opowiadania w nowej, lepszej formie, stylu etc. gdyż autor po przeczytaniu poradnika postanowił dopasować się do wymogów. Wagą braku wszelkich porad odnośnie pisania byłaby sytuacja, w której istnieje mniej opowiadań, które nam pasują: aby znaleźć perłę musielibyśmy przerzucić taczkę gnoju.//
      Uważam to zagrożenie o którym piszesz za bezzasadne. Twórcy poradników nie mają aż takiej siły oddziaływania, ponadto pomimo całej kontrowersji, starają się jednak przekazać pozytywne porady i sposoby na udoskonalenie fanfików. Praktycznie niewyobrażalne jest dla mnie, by kogoś od napisania świetnego opowiadania miał powstrzymać poradnik.

      //Nie bez powodu też przywołałem wcześniej opowiadanie „Najpiękniejsza z najpiękniejszych” – dzieło przyjęło się z bardzo ciepłym odzewem wśród odbiorców, wielu okrzyknęło go najlepszym opowiadaniem kucykowym polskiego autora. I to nie była garstka ludzi. Było to jedno z najbardziej i najcieplej komentowanych opowiadań na forum z opowiadaniami//
      Mylisz tu jednak opowiadanie dobre z opowiadaniem popularnym. "50 Twarzy Greya" sprzedaje się znakomicie, a ma jednak mierną wartość literacką, pomimo tego, jak wielu okrzykuje tę książkę arcydziełem. Poret miał w swoim arsenale kontrowersje, nośną niszę "human-pony", bardzo regularne wstawianie rozdziałów, poczytne romanse i cenną umiejętność porozumienia się z czytelnikami. Oprócz tego nie umiał znosić krytyki, w czym pomagali mu jego liczni zeloci. Swego czasu w podobnym, niskim jakościowo schemacie większość tego rodzaju opowiadań zdobywało popularność i odnosiło sukces wśród mas. A "Najpiękniejsza z najpiękniejszych" to przykład skrajnie najsłabszy. I przypomnę – plagiat.
      Ach i nie mam absolutnie nic do tego, że lubisz to opowiadanie, jak sam powiedziałeś – gusta. Ja jednak uważam je za gniot.

      //Dlaczego o nim wspomniałem? Łamało lwią część wytycznych w poradnikach – co prawda w sposób umiejętny i stonowany – i mimo to odniosło sukces. Dziwię się tylko, czemu autor usunął je z Internetu. ( Domyślam się, że miało to związek z emocjami zawartymi w FF’ie. Były naprawdę szczere – do tego stopnia, że mogły być jednocześnie emocjami autora, a że były też wstydliwe… …tak wiec wiecie no.) //
      Jak mówiłem, odniosło sukces nie dzięki łamaniu wytycznych i norm, a dzięki wstrzeleniu się w potrzeby rynku. Usunął je z internetu z plagiatowego przymusu. Ach... no i to były raczej emocje autora, raczej szczere, tym bardziej szkoda, że Poret nigdy nie umiał ich ubrać w formę dobrej literatury.

      // Tak na zakończenie dodam, że nie chcę wywołać żadnej fanfikowej rewolucji. Pragnę jednak zauważyć, że pewne tendencje przeradzające się w wymogi zawarte w poradnikach mogą mieć negatywny wpływ unifikując style pisania autorów. Jako osoba pisząca hobbistycznie nie rozumiem też całej sytuacji, w której pewne osoby dają jakiekolwiek wytyczne gdyż: po pierwsze piszę dla przyjemności, a nie dla kogoś. Po drugie, jeżeli już ktoś decyduje się na opublikowanie swojego dzieła nie można wymagać od niego pracy, która spełni wszystkie nasze oczekiwania. Wszystkie umiejętności, które twórcy zdobywają przez miesiące/ lata wynikają z ilości przeczytanych książek, tego ile piszą i w głównej mierze z eksperymentowania lub zabawy stylem podczas pisania.//
      Ok, rozbiję to:

      Usuń
    5. – Nie uważam, by te wymogi miały mieć negatywny wpływ, nie sądzę, by miały unifikować styl.
      – Po pierwsze, pisze się dla przyjemności ORAZ dla kogoś, nie jedno lub drugie. Odbiorca, jak mówiłem, jest już wpisany w proces pisania i nie można się zachowywać, jakby nigdy nie istniał.
      – Po drugie, owszem, nie można od niego wymagać, by spełnił nasze oczekiwania, ale nawet powinno się czegoś wymagać. Dobry czytelnik umie zresztą odróżnić swoje osobiste oczekiwania od ogólnej oceny jakości dzieła.
      – Tak, umiejętności nabywa się z doskonalenia, pisania, czytania i eksperymentowania. Jednak kontakt z krytykami i czytelnikami to jedna z lepszych dróg do poprawy, której nie tylko nie należy ludziom odradzać, ale wręcz przeciwnie – polecać.

      // Moje przesłanie do twórców? Zamiast czytać poradniki zacznijcie czytać książki z gatunku, w jakim chcecie umieścić własne opowiadanie. Jeśli chcecie pisać opowiadanie przygodowe to czytajcie książki przygodowe. Jeśli chcecie pisać opowiadania oscylujące wokół batalii przeczytajcie jakąś książkę naukowa poświęconą wojnie – ja polecam osobiście „Piechota w II Wojnie światowej” Tadeusza Rawskiego ( link podam niżej). Tytuł ten opisuje różne formacje oraz w znacznym stopniu i łopatologicznie rozrysowuje ogrom zaopatrywania wojska. Przede wszystkim bądź erudytą – twoja wiedza ogólna podciągnie wartość fanfika, eksperymentuj i szlifuj swój styl i najważniejsze: pisz dla swojej przyjemności, a nie pod publikę. //
      Znowu rozbijam:
      – W rzeczy samej, czytajcie książki, inspirujcie się nimi i analizujcie je. Świadome czytelnictwo to doskonały sposób na ulepszenie własnej twórczości. Doradzam też nie zamykać się na jedną dziedzinę, spojrzenie szerokie to najczęściej spojrzenie lepsze.
      – Bądź erudytą, a nim można stać się zdobywając wiedzę i konfrontując ją z faktami i swoimi krytykami. Szlifuj swój styl i eksperymentuj, bo kto nie idzie do przodu, ten się cofa.
      – Jeden ceniony przeze mnie pisarz powiedział "pisanie jest jak zdobywanie przyjaciół, nie robimy tego na siłę, a jednak jakoś staramy się ludzi do siebie przekonać". Dlatego nie "piszcie pod publikę", ale piszcie dla ludzi, bo to oni będą Was czytać. No i pamiętajcie, że to Wasze opowiadania, więc to do Was należy decyzja.



      No cóż... Sam artykuł przede wszystkim opiera się na krytyce poradników jako próbie narzucenia czegoś, z czym się nie do końca zgadzam. Miło było poznać Twoje zdanie, moją opinię już znasz. Co do "Najpiękniejszej..." jako przykładu, uważam go za skrajnie chybiony.

      Pozdrawiam serdecznie i jestem otwarty na dyskusję!


      PS: Ale się rozpisałem, jest tego...

      Usuń
    6. Ok, rzeczywiście, dlatego dorzucam streszczenie maturalne i co autor miał na myśli:

      – Można dyskutować na temat poszczególnych poradników i kontrowersji dookoła nich, ale sama idea przekazywania innym jakichś literackich patentów jest moim zdaniem pozytywna.
      – Autor tekstu myli poznawanie innych punktów widzenia i próby wyprowadzenia ogólnych prawideł pisarskiego fachu z narzucaniem jedynej słusznej wizji.
      – "Najpiękniejsza z najpiękniejszych" jako kontrprzykład to fatalny wybór. Nie dość, że opowiadanie jest mierne, to jest plagiatem.
      – Najnormalniej w świecie mamy inne podejście do pisarstwa i inne rzeczy uważamy za ważne.

      Ogólnie – cieszę się, że mogłem przeczytać ten artykuł, nawet jeśli z wieloma rzeczami się nie zgadzam. Zawsze to okazja do polemiki.

      Usuń
    7. Dobra. Przeczytałem całość, przetrawiłem. Chętnie bym z tobą pogadał i wdał się w dysputę bo może to być całkiem ciekawe. Jestem autorem tekstu, nicki się nie zgadzają, ale na to uwagi nie zwracaj. Napisz na maila xantis32@gmail.com, dam skype/ ts'a.

      Usuń
    8. No i jestem wolny od obowiązków. Przyznam szczerze, że zaskoczyłeś mnie tak bogatym odzewem, do tego zaskoczyłeś mnie jak najbardziej pozytywnie.
      Tak się zastanawiam od czego tutaj zacząć, i myślę, że na pierwszy ogień powinna pójść sytuacja z nadmienionym w moim artykule opowiadaniem. I tutaj szczerze przyznam, bez bicia, że o tym zwyczajnie nie wiedziałem – pojawiło się sporo głosów w komentarzach, wiec prawdopodobnie opowiadanie musiało być plagiatem. Przejrzałem Internet na momencie i nie znalazłem wzmianki o takim precedensie: widocznie musiało to być już kawał czasu temu i albo ktoś pokasował tematy mówiące o tym, albo wszystko utonęło w odmętach sieci. Same komentarze pod tym opowiadaniem czytałem zaraz po pojawieniu się tego dzieła i nie spotkałem się takimi informacjami – pewnie pojawiły się po jakimś czasie i tego już nie widziałem. Tutaj nadziałem się na brak informacji wiec punkt należy się tobie.
      Jednocześnie nie doszukuję się, żadnych powiązań między plagiatem autora a jego stylem pisania i głównie zależało mi właśnie na samym stylu. Według mnie, wielkim plusem jest samo podanie splagiatowanej fabuły w sposób odstający od reszty autorów – w sposób nieskrępowany i potoczny: niczym rozmowa dwóch Sebiksów na ławce pod blokiem. Dopuszczam do świadomości, że możesz być bardziej wymagającym czytelnikiem niż ja, jednak nie zmienia to faktu, że opowiadanie mogło stanowić miłą odskocznię od bardziej pompatycznego, nadętego stylu prowadzenia fabuły, jak i tego bardziej odzwierciedlającego styl samego serialu. Po prostu było inne i wyróżniało się.
      Samo porównanie NzN i 50TG jest według mnie bardzo nie na miejscu: pierwsze było napisanie – biorąc pod uwagę plagiat – z chęci napisania czegoś i pogłaskania swojego ego wykorzystując sprawdzoną fabułę, drugie oparte jest na umieszczeniu w książce kontrowersji opartej na poruszaniu tematu tabu i nabijaniu przez to dużego zamieszania wokół samego tytułu – w pewnym sensie nakręceniu spirali swoistej dramy jak na YT, żeby zareklamować się wśród nowych odbiorców i pozyskać ich część, jako nowych fanów. Co do samego stwierdzenia, że 50TG nie posiada wartości merytorycznej jako takiej ( lub tego, co napisałeś w swoim komentarzu ) nie jest one prawdziwe. Sama książka według mnie jest dość mierna, jednak można natrafić w Internecie na zwierzenia starych małżeństw mówiące, że 50TG tchnęło w ich życie seksualne nową energię, dodało pikanterii – a więc w sposób bezpośredni wpłynęło na ich życie. Analogii można doszukać się w samym filmie Avatar czy MLP – wystarczy, że wejdziesz na jakiekolwiek forum poświęcone Avatarowi/ MLP i poczytasz sobie posty osób mówiące o zmianie swojego światopoglądu/swoich przekonań etc i potem wejdziesz na strony opozycyjne, na których siedzą ludzie mówiący, że Avatar/ MLP to gówno bez przekazu itp.

      Usuń
    9. Co do postaci drugoplanowych w NzN nie napisałem, że były dobre. Stwierdziłem fakt, że posiadają jedną cechę charakterystyczną, pociągnąłeś to dalej i chyba tutaj się zgadzamy w dużej mierze.
      Jeśli chodzi o emocje – tutaj popełniłem błąd nie pisząc o co mi dokładnie chodzi. W przypadku związku głównego bohatera z Twi można to porównać do „wielkiej miłości, od pierwszego spojrzenia do śmierci, trwającą dwa miesiące” – jak pisałem fabuła układa się pod głównego bohatera, a nie bohater pod fabułę. Pójście po linii najmniejszego oporu, przez co uczucie między kucykami przybiera postać tandetnej brazylijskiej telenoweli – co prawda bardzo dużo się dzieje, ale autor nie bierze pod uwagę opisania pierwszej fazy związku: poznawania się obu stron, i skupia się na tej drugiej fazie, czyli bardzo energicznego rozwijania więzi.
      Pisząc artykuł dopuściłem się bardzo poważnego niedociągnięcia: mianowicie nie uściśliłem, że chodzi o opisanie relacji syn – matka i poruszenie tego tematu w sposób dość szczegółowy, z zawarciem pewnych przemyśleń autora – i to właśnie wydało mi się szczere. Faktem jest, że autor zaskoczył mnie tym, bo nie spodziewałem się czegoś takiego w dość luźno potraktowanym FFie.
      // Powiem tylko, absolutnie bez żadnej obrazy czy insynuacji, że trochę mi to o Tobie mówi.
      Nie koniecznie wiem jak się do tego ustosunkować, bo nie poruszyłeś (Wybacz, że tak bezczelnie zwracać się do Ciebie „ty”) tego tematu i chyba nie było po co tego poruszać. Powiem tylko, że tworzenie obrazów ludzi na podstawie przesłanek jest bardzo, ale to bardzo ryzykowne – przykładem z życia wziętym jest konfrontacja Kennedy’ego z Chruszczowem. Chruszczow był święcie przekonanym, że nowy prezydent stanów zjednoczonych jest mięczakiem – i wszystkie przesłanki o tym mówiły. Historia pokazała, że Kennedy jest jednak charyzmatycznym człowiekiem i agresywna polityka Chruszczowa jedyne do czego doprowadziła to kryzys kubański i w efekcie odsunięcie Chruszczowa od stanowiska przywódcy ZSRR w przeciągu dwóch lat od wspomnianego kryzysu. Stary wyjadacz poczuł się zbyt pewnie, zbudował obraz swojego przeciwnika na fałszywych przesłankach i przez to jego kariera dobiegła końca.
      Żebyś mógł skonfrontować swoje domysły na temat mojej osoby, trochę siebie opiszę. Tak bez udawania – w końcu jestem w dużym stopniu anonimowy. Jaki jestem? Połączenie melancholika z cholerykiem. Na początku byłem skrajnym melancholikiem, jednak w moim życiu miałem passę takich wydarzeń, które wywołały u mnie chęć zmieniania się i rozbudziły u mnie choleryka, który gdzieś głęboko drzemał. Spowodowało to, że jestem takim dziwacznym człowiekiem: przeżywam pewne wydarzenia, skrzydło choleryka sprawia, że są one spotęgowane i nie boję się o nich rozmawiać, jednak ta sama choleryczność utrudnia mi opisanie ich przez co inni ludzie mogą mnie nie zrozumieć. Spotkałem się z określeniami opisującymi mnie jako „olbrzyma o gołębim sercu” i faktycznie posiadam dosyć dużą dozę empatii – tyle że moje twarde przekonania, zasady i pragmatyzm nie pozwalają mi czuć jej do wszystkich. Swego czasu pracowałem na ochronie w pewnej sieci z owadem w logo i zdarzało mi się złapać zarówno panie 70+, które próbowały ukraść bułki, tanie konserwy, pasztety czy coś, ale też takie, które chciały wynosić flachy. W przypadku tych pierwszych straszyłem je konsekwencjami i puszczałem nawet pod groźbą zebrania ochrzanu od szefa, w przypadku tych drugich nie miałem oporu wzywać policji – i nie obchodziło mnie, czy będą w stanie przeżyć po otrzymaniu mandatu na kilka stów.
      Jestem człowiekiem dość otwartym na wszelkie korekty w swoich przekonaniach o ile ktoś umie mnie przekonać do swoich racji lub odpowiednio uargumentować błędy w moich przekonaniach. Co do choleryczności: jestem opanowanym cholerykiem – wiele rzeczy potrafi mnie zirytować, jednak zanim ruszę z gwałtowną reakcją staram się całą sprawę przemyśleć i odwlec na dzień lub dwa.

      Usuń
    10. Teraz tak zupełnie na koniec.
      Piszesz, że pisanie dla samego pisania mija się z celem. Wspominasz, że piszesz poradniki do magazynów fandomowych – w domyśle rozbijające się o FF’y – potem wspominasz, że dla dobrego twórcy tutoriale nie są potrzebne, a słabemu nie pomogą. Biorąc to na chłodną, logikę informatyka w tym momencie piszesz dla samego pisania: skoro dobry twórca ich nie potrzebuje, a słaby niewiele będzie z nich miał, nie widzę większego sensu w publikowaniu ich dla polepszenia polskiej sceny ff. Natomiast samo ich pisanie i publikowanie swoich dzieł może sprawiać ci przyjemność – możesz czuć frajdę z samego faktu angażowania się w czasopisma etc.
      Idąc dalej tym tokiem rozumowania warto pisać dla samego siebie – prawdopodobieństwo, że znajdzie się ktoś, kto będzie czytał nawet najgorsze wypociny z zapartym tchem nie jest zerowe. Warto przy okazji poprawiać swój styl, żeby takich osób przybywało – ale samodoskonalenie musi wychodzi z twojej własnej potrzeby, a nie z potrzeby wkupienia się w łaski większej ilości odbiorców.
      Błędem było też, że nie rozwinąłem swojej myśli o samych poradnikach – w prawdzie wspomniałem, że są takie z którymi się zgadzam, jednak nie podzieliłem ich. Istnieją poradniki – np. „Wychowanie do życia w pisarstwie” – które napisane są na zasadzie skłonienia autora do przemyśleń, ukierunkowaniu go , w którą stronę te przemyślenia mają iść. A wszystko to oparte jest na zasadzie przytaczania różnych przykładów i na niczym innym. Z drugiej strony mamy poradniki sformułowane na zasadzie „opowiadanie powinno być takie, a takie to już nie bo będzie słabe” i okraszone subiektywnymi opiniami autora poradnika. Chyba różnica jest oczywista, nie?
      Kończąc poruszę temat interpretacji dzieł: takie systemowe nauczanie oficjalnych interpretacji według mnie jest kaleczeniem młodych ludzi. Owszem powinno się objaśniać warunki historyczne w których dane dzieło powstało oraz motywacje autora, jednak należy pamiętać, że każde dzieło może budzić u odbiorcy inną interpretację – zależną od bagażu doświadczeń życiowych. Powołam się na przykład z mojego życia. Czytając „Lalkę” doszukałem się wielu podobieństw między mną a Wokulskim – podobnie jak on miałem taki epizod z nieszczęśliwą miłością i tak jak w książce trwała ona bardzo długo ( moja pierwsza miłość niestety była nieszczęśliwa ). Oficjalna interpretacja mówiła o połączeniu romantyka z czymś tam itd. pierdu pierdu, a ja miałem okazję przeżyć samą książkę osobiście – spojrzeć na siebie z perspektywy czasu i przemyśleć wiele spraw. To, że coś posiada drugie dno, nie znaczy że nie istnieje inne drugie dno – alternatywne.
      I tak samo jest w sprawie fanfictionów – staram się unikać należenia do wszelkiego rodzaju „żelaznego elektoratu” i kółek własnej adoracji ( a chyba takie zostało na ten czas na FGE ) i podchodzić do wszystkiego na własny rozum, bez uprzedzeń i oceniać wszystko w sposób cierpliwy i obiektywny. Jeżeli widzę, że opowiadanie jest słabe to po prostu zostawiam je i czasami tylko powiem co kuleje u autora.
      Wszelkiego rodzaju poradniki z tego „drugiego sortu” mogą mieć negatywny wypływ na twórczość początkujących autorów gdyż sugerują im co powinni zrobić żeby było dobrze, zamiast skłaniać ich do przemyśleń.

      Usuń
    11. P.S
      Zapomniałem odnieść się do twoich słów o wstrzeleniu się w masowe gusta i stwierdzeniu, że 50TG też to zrobiło, a jest słabe. Wspomniałem, że 50TG jest zarówno słabe i wartościowe jednocześnie. Teraz ustosunkuję się do wstrzelenia się w masowe gusta odbiorców. Sam fakt, że ktoś się wstrzelił w gusta masowego odbiorcy sprawia, że „produkt” musi coś w sobie wartościowego mieć: owszem można być hipsterem/ koneserem sztuki i doszukiwać się traumatycznych przeżyć w dzieciństwie autora tylko na podstawie dzieła polegającego na umieszczeniu wysuszonej kupy w pucharku do lodów. Można też cieszyć się ze sztuki skierowanej do masowego odbiorcy – każdy doszuka się swojej interpretacji dzieła ,która skłoni odbiorcę do przemyśleń, sprawi frajdę samo czytanie lub oglądanie dzieła itd. Myślę, że taka forma jest bardziej szczera i opiera się tylko i wyłącznie na chęci tworzenia autora, a nie na performensie czy budzeniu kontrowersji. Jeżeli ktoś ma ambicje coś napisać – niech pisze. Nawet jeżeli będą to najgorsze wypociny istnieje szansa, że autor będzie chciał się poprawić i sam wyjdzie z inicjatywą szlifowania stylu.
      P.S2
      Jak pisałem, jesteś człowiekiem, który reprezentuje sobą dość pokaźną wiedzę. Jeśli chcesz to odezwij się i byłyby miło pogadać w bardziej kameralnej formie np. na skype etc.

      Usuń
    12. PS3. Gdzieś powinno być jedno z moich opowiadań pod nickiem Baldur. Ale bardzo stare ;). Obecnie mam przypływ weny i pracuję nad jednym opowiadaniem - boję się tylko, że będzie bardzo odstawać od dawnej formy, bo dawno nie pisałem opowiadań. Jeżeli chcesz, możesz być pierwszą osobą, która przeczyta moje wypociny - gdy będą tylko do tego gotowe.

      Usuń
  3. Ponieważ chwilowo jadę pociągiem, a na telefonie ciężko się pisze... Wspomniane przez Ciebie opowiadanie jest plagiatem, a przy tym jednym z najgorszych potworków w tym fandomie. Mam na dysku, czytałam. Już podanie NzN jako przykładu powoduje, że ten artykuł to śmiech na sali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A oryginał jest warty przeczytania?

      Usuń
    2. Oryginały. Tak szczerze to nie. Ale jeden z nich doczekał się rewrite'u i ten jest całkiem przyzwoity. Mowa o "Wszystkie Drogi Powadzą Do Equestrii".

      Usuń
  4. Dobry artykuł, naprawdę przyjemnie się go czytało. Uważam, że posiada on, wraz z komentarzami użytkownika Alberich93, wspaniałą wartość merytoryczną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Całkiem spoko tekst, rok temu na Bykonie robiłem prelekcję na temat wkurzających cech fanfików.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem dobre rady, czytało sie miło. Życzę natchnienia i powodzwnia w uzbieraniu na kolczuge (nitowaną).

    OdpowiedzUsuń
  7. O ludzie, dawno czegoś takiego nie czytałem. Z jednej strony olbrzymi tekst na temat fanfików, więc wydaje ci się że człowiek zna się na rzeczy, po wstępie dalej ci się tak wydaje...aż tu nagle autor wyskakuje z przykładem ,,pozytywnego fanfika'' jednym z koszmarków Poreta50. I już pal licho że to plagiat, jak wyżej powiedziano, ale ten autor jest wrecz KSIĄŻKOWYM przykładem jak NIE POWINNO się pisać fanfików.
    To tak jakby pisać artykuł o problemach kosmonautów na stacji kosmicznej i jako przykład pokazać Gwiezdne Wojny...
    I jeszcze ten tekst
    ,,Nie bez powodu też przywołałem wcześniej opowiadanie „Najpiękniejsza z najpiękniejszych” – dzieło przyjęło się z bardzo ciepłym odzewem wśród odbiorców, wielu okrzyknęło go najlepszym opowiadaniem kucykowym polskiego autora''
    Nie wiem, gdzie ten ciepły odzew był, bo JEDYNY fanfik tego autora która miał jakiś tam pozytywny odzew (choć też bez rewelacji) był ten gdy napisał dla niepoznaki pod zmienionym nickiem, i po LEKCJACH PISANIA od Spidiego. Co w sumie rzeczywiście było trochę smutne, bo stwierdził że gdyby napisał pod swoim to automatycznie wywołałoby kolejną falę hejtu, ale jak by było naprawdę nigdy się nie dowiemy.
    Tak czy inaczej autor artykułu automatycznie pożegnał swoją szansę tym przykładem na to by którykolwiek starszy stażem brony mógł go nazwać znawcą tematyki fanfików

    OdpowiedzUsuń
  8. „Najpiękniejsza z Najpiękniejszych” jako przykład "wzorowego" fan fiction? Wybaczcie, ale aż zachłysnęłam się herbatą ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  9. A takie pytanko czysto techniczne: gdzie można zamieszczać swoje fici? W sensie napisane przez siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.fge.com.pl/2013/08/poradnik-fanfiki.html

      albo zalogować się na forum i tam też jest możliwość
      https://mlppolska.pl/

      Usuń
    2. Więkie dzięki, Foxtails, bardzo mi pomogłeś.
      Brohoof

      Usuń
    3. Jest też grupa na fejsie, choć dość martwa:
      https://www.facebook.com/groups/430959070380239/?fref=ts

      Jest też deviantart, choć tam ciężko formatować tekst.

      Usuń
  10. Jestem autorką serii poradników pisarskich oraz licznych fanfików w klimatach MLP. Większość z nich spotkała się z ciepłym odbiorem. Paradoksalnie nie jestem wielką fanką poradników pisarskich, ponieważ wiele z nich za bardzo ogranicza autorów i uczy ich wręcz pisania pod schemat, co nie zawsze jest dobre.

    Przede wszystkim dałeś jako przykład coś, co nawet gdyby nie było plagiatem, to załapałoby się do top 10 najgorszych dzieł polskiego fandomu. NzN to fanfik pozbawiony formy, pozbawiony logiki, pozbawiony dobrych opisów i oddania postaci. Księżniczki zachowują się jak stadko gimnazjalistek no i oczywiście relacja Twilight-Poret. Niestety, ale swego czasu fanfiki o smutnych bronych, którym udało się zaruchać ich ulubioną klacz, coby kompleksy poleczyć, były bardzo popularne.
    Jest też różnica między postacią boską a dobrą, a boską i kiepską. W przypadku "Najpiękniejszej z Najpiękniejszych" autor zrobił to źle. Dobry przykład to raczej taka Celestia - prastary alikorn, władczyni państwa. Innym dobrym nieco OP herosem jest Littlepip. Dobry potężny bohater musi jednak spotykać się z odpowiednimi wyzwaniami, które nawet dla niego są trudne, a i dla innych nie są aż tak zupełnie niemożliwe. Lepiej też oszczędzić sobie przepowiedni o wybrańcu i pół świata spuszczającego się nad zajebistością głównego bohatera.
    A co do norm - może po to by poziom opowiadań rósł? Pisarze się rozwijali, a nie kisili? Bo kiszenie spotkało choćby panów od Projekt Bronies, który to tak ochoczo splagiatował Poret. Przynajmniej część z nich po latach zdała sobie sprawę, że wcale tak fajnie nie jest i warto spiąć poślady aby zająć się własnym rozwojem. Jest też mniejsza szansa, że przyjdą "źli hejterzy" i będą dręczyć wielkiego pisarza. Mało jest złych hejterów, to są głównie ludzie, którzy mają nieco bardziej wyrobione gusta i świadomość czytelniczą, a ich słowa to prawda.
    A co do książek... Autorzy książek nie są lepsi od autorów fików, a przynajmniej dużo lepsi. Bezkrytyczne spojrzenie na ich dzieła, na ich styl czy polszczyznę jest złe.

    OdpowiedzUsuń

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!