Podsumowanie pierwszej połowy 6 sezonu



Nastała przerwa w emisji 6 sezonu My Little Pony: Friendship is Magic.

A jak do tej pory twórcy poradzili sobie tym razem?

To jest zupełnie inny serial! Chwalić, chwalić, chwalić! Twórcy odwalili kawał porządnej roboty w pracy nad serialem. Miałem wrażenie, że oglądałem jakąś inną kreskówkę o kolorowych konikach, albo pomyliłem kanały. Przedstawię wam po kolei, co się działo przez ten czas, odcinek po odcinku.

A działo się sporo jak na I połowę sezonu.

The Crystalling

Rozpoczęcie 6 sezonu można uznać za naprawdę udane, twórcy tak jak w poprzednich sezonach, tak i tym razem zaskoczyli nas pomysłową i wciągającą fabułą. Bronies z miejsca pokochali małą Flurry Heart, którą przyjęli ciepło do swojego "serduszka", a obawy co do zniszczenia continuum w uniwersum My Little Pony zostały szybko zażegnane. Odcinek oceniono jako jeden z lepszych, choć pojawiały się także głosy krytykujące min: pojawienie się w uniwersum nowego alicorna, słabą fabułę, brak pomysłu na odcinek itd. Fandom zatrząsł w posadach, lecz to nie zniechęciło widzów do obejrzenia nowego odcinka, który był jedynie zapowiedzią nadchodzących zmian oraz nowości, jakie zaoferowali nam twórcy. Mała Flurry Heart niszcząca laserem z rogu kryształowy pałac? Atak zamieci na Kryształowe Królestwo po stłuczeniu Kryształowego Serca przez małego alicorna ultradźwiękami? To jeszcze nic! 

W odcinku pojawiają się dwa główne wątki. Pierwszy jest poświęcony małej Flurry Heart, która zostaje przyjęta do wspólnoty kryształowych kucyków na kryształkowaniu, o czym za chwile. Drugi wątek rozgrywający się za kulisami wspomnianej ceremonii opowiada o Starlight Glimmer i księżniczce Twilight Sparkle przeprowadzająca z nią jej pierwszą lekcję przyjaźni, której punktem kulminacyjnym jest pojednanie z dawnym przyjacielem Sunburstem. Przedstawione nam kryształkowanie jest to rodzaj wydarzenia organizowanego na cześć nowego członka społeczności. Tak jak na wielu ceremoniach tego typu, tak i tutaj coś musiało pójść nie tak. Przed ceremonią mała Flurry Heart zaczęła beczeć tak głośno, że wywołała ultradźwięki, powodujące stłuczenie kryształowego serca powodując destabilizację systemu ochronnego Kryształowego Królestwa. Sprowadziło to na kucyki atak zamieci, z którą nawet księżniczki nie mogły sobie poradzić. Zmusiło to naszych bohaterów do działania, próbujących ratować Kryształowe Królestwo przed nadchodzącym kataklizmem. Deską ratunku wydawała się księga zaklęć z biblioteki Kryształowego Królestwa, lecz i tym razem Flurry Heart postanowiła zrobić im psikusa, niszcząc książkę laserem z magicznego rogu. Gdy wszystko wydawało się stracone, na pomoc przybywa Sunburst, który udziela im pomocy w rekonstrukcji kryształowego serca. Tutaj mamy połączenie obu wątków w jeden punkt kulminacyjny. System ochronny Kryształowego Królestwa zostaje przywrócony, kataklizm zażegnany, a kucyki uratowane. Jakby to się inaczej potoczyło, gdyby Starlight Glimmer nie próbowała pogodzić się z Sunburstem? 

Tutaj też warto nadmienić, że jest to pierwszy odcinek, w którym księżniczka Twilight Sparkle udziela lekcji swojej uczennicy, tak jak wcześniej księżniczka Celestia udzielała jej lekcji o "przyjaźni". Mamy tutaj pięknie zobrazowany motyw ucznia i mistrza , dobrze nam znany, chociażby z Biblii, gdzie Jezus nauczał swoich uczniów, którzy głosili jego nauki po świecie, czy z historii filozofii, gdzie Sokrates nauczał swojego ucznia Platona, a ten z kolei swojego ucznia Arystotelesa, rozwijając grecką filozofię i wywierając wpływ na świat. Jest to dobrze ukazany model przekazywania idei następnemu pokoleniu, ona musi mieć swoje ujście, inaczej potencjał w niej zawarty zostaje na zawsze utracony. Mamy tutaj pięknie ukazany przykład przekazywania nauki o przyjaźni, wywierające wpływ na innych, a to z kolei ma swoje poważniejsze następstwa. Pomyślcie sobie przez chwile, co by było, gdyby Twilight chciała tę swoją naukę zachować dla siebie, nie dając nikomu nic w zamian? Najpewniej nie miałbym o czym pisać, a sezon 6 obfitował w kolejne niespodzianki.

The Gift of the Maud Pie

W następnym odcinku mieliśmy wyjazd do Manehattanu. Kucyki szukały lokalizacji na nowy butik Rarity. W międzyczasie Pinkie Pie szukała nowego prezentu dla swojej siostry Maud Pie. Mieliśmy kilka okazji do śmiechu, choć nie wszystkim przypadły do gustu przedstawiane nam dowcipy. Okazały się po prostu infantylne, wręcz dziecinne, nawet jak na grupę docelową, w którą mierzył ten serial. Jakieś głupie minki, literowanie, ogólna dziecinada. Pinkie Pie znów zaczynała irytować widzów. Dobrą stroną tego odcinka jest płynący z niego morał. Maud Pie pokazała altruistyczną postawę, gdzie przekłada dobro siostry ponad własne. Widzimy to w scenie, gdzie obdarowują się prezentami. Maud Pie dała Pinkie Pie paczkę konfetti do jej imprezowej armaty. Siostra oznajmia jej, choć początkowo to ukrywała, że sprzedała swoją armatę pewnemu kupcowi w zamian za sakiewkę na kamienie, przeznaczoną jako prezent dla Maud. Ona natomiast nie mogła na to pozwolić, gdyż ta armata zbyt wiele dla Pinkie znaczyła i nikt nie ma prawa od niej tego żądać. Idzie więc do kupca i mówi mu w twarz co o tym myśli. On z kolei nie mogąc wytrzymać spojrzenia kamiennego oblicza Maud oddaje im armatę. Dla Maud nie liczą się drogie przedmioty, cenne prezenty, tylko to, co ją łączy z jej siostrą, a to jest cenniejsze, od jakichkolwiek skarbów. Jest to piękny morał, warty opowiedzenia.

W tym odcinku po raz pierwszy możemy zauważyć zapowiedź nadchodzących zmian, gdyż w tym odcinku Rarity zaczynała rozkręcać swój "wymarzony biznes". Zaczyna dalej rozwijać swoją działalność, otwierając nowy butik na Manehattanie. Mogliśmy przy okazji pozwiedzać wielkie miasto, toczka w toczkę przypominające Nowy Jork. Statua Wolności w kształcie kucyka jest chyba niezbitym przykładem stopniowej kucyfikacji naszego świata, wszystko przekłada się na "uniwersum My Little Pony". Choć samo miasto wydaje się nudne, mało ciekawe i nie aż tak ekscytujące jakbyśmy sobie tego życzyli. Pełno drapaczy chmur, ulic, korków, choć twórcy zrezygnowali z wprowadzaniem do serialu samochodów, argumentując to zachowaniem bajkowego klimatu kreskówki. Decyzja o niewprowadzaniu samochodów została podjęta przez samą Lauren Faust. Efekt można zobaczyć w tym odcinku, gdzie nie mamy pojazdów z napędem spalinowym, a zamiast tego pojazdy zaprzęgowe. Sprytna zamiana, choć dalej ma się wrażenie mocnego realizmu miasta, a wozy pomalowane na żółto z czarnymi kwadratami dalej przypominają nowojorskie taksówki. Z pewnością serial inaczej się odbiera, widząc w nim kolejne smaczki, kucyka policjanta, typowo współczesne urządzenia jak aparat fotograficzny, czy mieszkańców manehattanu, którzy nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Są to bardziej typy mafiozów noszące złote kolczyki na uszach, szukające okazji, aby kogoś okraść, niż miłe, słodkie koniki chcące się zaprzyjaźnić. Dostrzegłbym w tym pierwsze oznaki transformacji serialu do obecnej formy, gdzie nie ma się pewności, czy to dalej bajka dla sześcioletnich dziewczynek?

W tym odcinku kucyki zachowują się jakoś dziwnie, jakoś nieadekwatnie do sytuacji. Pinkie Pie można by darować jej idiotyczne zachowania, ale jakoś nie mogłem rozpoznać Rarity, która zachowywała się inaczej, niż zazwyczaj. Nieuzasadnione miny, pokazane chyba bardziej na pokaz, niż rzeczywiście ukazujące emocje postaci, wymuszone histeryczne zachowania, zahaczające o pewną paranoję. Nawet Maud Pie zachowywała się bardziej idiotycznie, niż zazwyczaj, co naprawdę irytowało, przykładowo, kiedy wyjęła z kieszeni swojego pupila - kamyka - podniosła go, by mu pokazać pocztówki. Młotek geologiczny sam się wysuwa z kieszeni, by pacnąć, rzekomo studentkę z kamieniologii, choć bardziej bym to określił mineralogią. W każdej kreskówce nikt nie wyobraża sobie nudniejszego zajęcia, niż zajmowanie się kamieniami, są szare, nudne, brzydkie, szare, twarde, trudno je rozłupać, czy czymś przegryź. Tutaj mieliśmy popis, jeśli chodzi o nieudane próby rozbawiania nas suchymi żartami o literowaniu, imprezowej armacie co pięć sekund i wymuszonymi grymasami kucyków.

On Your Marks

Nowy odcinek z serii "szukamy swoich znaczków"? Nie! To już zdążyło się przejeść i szybko zdjęto z anteny, dzisiaj na ekrany zawita nowa seria "Szukamy nieswoich znaczków"! Prawdziwy hit tej wiosny! Już nie chcę więcej krytykować tych ich herbo-dupo-znaczków, płaskich logo nowych generacji Windowsa, czy innego Maca, tej abominacji na bokach naszych dziewczynek, które zdawać się mogło do końca świata, miały pozostać czyste i nieskalane, niestety zostały skażone czymś, co można określać jako bezguście, brak pomysłów, płaskim, pozbawionym cienia herbem o trzech smakach... kolorach, doskonale obrazującą bezradność twórców, którzy postanowili stworzyć znaczki oznaczające talent do zrozumienia sensu znaczków u innych kucyków, co za awangarda, genialne, oklaski na stojąco. Nic z tych rzeczy nie napiszę. 

W tym odcinku poświęcony Znaczkowej Lidze nie widać nikogo z mane6, czy Spike, nawet w tle. Sweetie Belle, Scootaloo oraz Applebloom, zdobyły swoje "wyjątkowe" znaczki talentu, ale co dalej? Widzę już po nich to zniechęcenie, zupełnie jak wielu z nas miało, kiedy zdaje sobie sprawę, że dużo bardziej ekscytujące było dążenie do celu, niż samo jego osiągnięcie. Zdały sobie jednak sprawę, że najlepszą rzeczą, w której są dobre, to pomoc innym kucykom w zrozumieniu swojego przeznaczenia, wypisanego na boku w postaci znaczka. Spójrzmy tylko, Trouble Shoue błędnie odczytał swój znaczek oznaczający talent do rozbawiania koni, a nie jak myślał do tej pory talent do pechowych sytuacji, dopiero Znaczkowa Liga uświadomiła mu to. Podobnie Diamond Tiara zdała sobie sprawę, że jej znaczek nie oznacza świecenie w towarzystwie jak wielka dama, a wywieranie wpływu na inne kucyki, aby dokonywać wielkich czynów, czystych i bezinteresownych jak diament. Znaczkowa Liga poszła tą drogą, napotykała kucyki, którym starali się pomóc w zrozumieniu swojego znaczka. Natrafiły na Tender Taps, który miał wątpliwości odnośnie swojego talentu i podobnie jak klaczki uparcie go szukał. Tutaj jest ciekawy moment w tym odcinku, gdzie możemy zadać sobie pytanie, co by było, gdyby Tender Taps stchórzył i nie wystąpił na scenie? Najpewniej po wielu latach żałowałby swojej decyzji, ale wtedy miałby pretensję tylko do samego siebie, że nie zaryzykował. Jednak wtedy znalazł w sobie tę cząstkę odwagi, wkroczył na scenę i wystąpił przed publicznością. Mógł być przez nich wyśmiany, czy poniżony, zżerała go wielka trema, ponieważ to był jego pierwszy występ, skok na głęboką wodę. Podał się próbie, która się udała, a w nagrodę dostał od losu znaczek talentu do show-biznesu i teraz już wie jaką ścieżką powinien kroczyć. Miał to szczęście, że odkrył to w tak młodym wieku. Misja Znaczkowej Ligi, może nie ma na celu ratowania świata, ale sama chęć niesienie pomocy innym jest czymś wspaniałym.

Drugim wątkiem przedstawionym w odcinku jest problem w szukaniu zajęcia, jakie będą robić w międzyczasie wykonywania swoich krucjat. Applebloom dopadło to, co spotyka niejednego studenta, który świeżo po studiach, nie ma pomysłu na życie, nie ma co ze sobą począć, a perspektywa nudnej pracy przez resztę życia jest naprawdę przytłaczająca i mogę zrozumieć jej załamanie. Nie tak to sobie wyobrażała. Zaczęła uparcie szukać dla siebie zajęcia, lecz w rzeczywistości próbowała zwrócić na siebie uwagę, popadając w małą hipokryzję. Zniechęcała do siebie swoich bliskich przyjaciół, którzy stopniowo się od niej oddalali. Zaczynała powoli zamykać się w sobie, na co było przykro patrzeć. Skupiając się wyłącznie na sobie, nie zwracała uwagi na inne kucyki, w tym na problemie Tendera szukający pomysłu na życie. Namawiała też inne kucyki do rzeczy wbrew ich przekonaniom. Przykładowo namawiała Cheerilee, aby spotykała się z Big Macintoshem, lecz ona zrezygnowała z tego już po pierwszym potknięciu. Nie było to zbyt eleganckie z jej strony, lecz jest to raczej naturalne, przyjaciele często namawiają nas do robienia rzeczy co do których nie jesteśmy przekonani, lecz podtrzymują nas na duchu, kiedy natrafiamy na porażki i to bym uznał za prawdziwy morał odcinka.


Gauntlet of Fire


W tym odcinku też bardzo wiele się działo. Kucyki wyruszyły poza Equestrie do krainy smoków. Spike startuje w zawodach o tytuł Władcy Smoków (ang. dragon lord'a), w celu ratowania swoich przyjaciół. W odcinku są także bardzo ciekawie ukazane smoki. Posiadają one własną kulturę oraz politykę, a nawet czystą, niepohamowaną żądzę podboju, co mogło stanowić poważne zagrożenie dla Equestrii. Całe szczęście ryzyko wybuchu wojny ze smokami zostało zażegnane dzięki działaniom Spike, które mogliśmy obserwować przez cały odcinek. Razem z córką władcy smoków Princess Ember, pokonywali kolejne wyzwania, zyskując stopniowo jej sympatię, a ostatecznie pod koniec zawodów o tytuł "władcy smoków", Equestria zyskała potężnego sojusznika. Spike dokonał tego bez pomocy kucyków, które śledziły go przez cały czas, choć można było mieć podejrzenia, w jaki sposób zdołały go obserwować tak długo i niezdemaskowane przez inne smoki. Z powodu ograniczeń wiekowych na ekranie nie mogliśmy zobaczyć bardziej krwawych walk między smokami, a szkoda. Walka między Garble, a Ember bardziej przypominają zapasy na macie, niż jakąś poważną walkę na śmierć i życie, bez uciekania się do zwykłego zionięcia ogniem.

W odcinku naprawdę dużo się dzieje, animacja jest naprawdę świetnie dopracowana. Spike już przestał odgrywać rolę przysłowiowego błazna, a zaczął działać i wykazywać inicjatywę. Do tej pory każdy odcinek ze Spikiem był skazany na niepowodzenie. Każde pojawienie się fioletowej poczwary na ekranie irytowało. Nie bawiły widzów nieśmieszne żarty, czy wpadanie w wiadro. Samo przedstawienie Spike jako ciamajdę budziło negatywne odczucia, choć jeszcze w pierwszym sezonie odgrywał rolę dobrego doradcy. Kolejne sezony degradowały go do roli "nieśmiesznego błazna". Jednak tym razem, można zauważyć wyraźną poprawę. Spike korzysta z życiowych lekcji, jakich nauczył się w poprzednich sezonach. Swoimi działaniami pokazuje nam, że za słuszne postępowania nie zawsze są przyznawane laury, lecz dobre gesty będą zawsze przez kogoś doceniane. Rozwijana ze Spike znajomość z księżniczką Ember zaowocowała lepszymi relacjami dyplomatycznymi między Equestrią, a krajem smoków. Wydaje się to budujące i daje nam jako widzom nadzieje na kolejne odcinki ze smokami, o ile one powstaną i uda nam się do tego czasu wytrwać. Przedstawiona nam historia oraz wyniesiony z niej morał jest fantastyczny.



No Second Prances

Historia zaczyna się w pałacu Twilight, gdzie ma być zorganizowany podwieczorek, na który ma się pojawić księżniczka Celestia. Starlight Glimmer natomiast nie ma przyjaciela, z którym spędziłaby to urocze spotkanie. Szukając po mieście, znalazła kucyka towarzyszącego, lecz jej wybór nie przypadł do gustu księżniczce przyjaźni, a tym kucem okazała się Wielka i Wszechmocna Trixe! Powraca na scenę jako iluzjonistka próbująca przeprowadzić bardzo trudny numer, w którym mogła zostać pożarta przez Mantykorę. Twilight czując uraz do niej próbuje odradzić Starlight próbę zaprzyjaźniania się z nią, co już budzi negatywne odczucia, stawiające fundamentalne pytanie, Czy są kucyki, dla których przyjaźń nie jest przeznaczona? Tak jakby istniała szara strefa, gdzie nie sprawdzają się nauki wyniesione ze studiów o przyjaźni, co już budzi pewne kontrowersje. Twilight zachowywała się jak przysłowiowa psiapsióła, okłamywała Starlight, doradzała jej wybór innego kucyka do "zaprzyjażniania", miała uprzedzenia wobec Trixe, manipulowała Starlight. W tym odcinku Twilight straciła w oczach wielu Bronies, stając się Wielką lawendową damą zasiadającą przy herbatce z księżniczką Celestią, obgadującą inne kucyki, śmiejąc się, jak to się jej ułożyło. Dopiero później cała intryga wyszła na jaw. Okazało się, że Trixie wciągnęła Starlight w swoją grę, wykorzystała ją przeciwko Twilight i w iście beznadziejny sposób przyznała się do winy. Przekreśliła tym samym swoje szanse na poprawę. 

Zachowanie Twilight można usprawiedliwić jej obawami odnośnie Trixie jako nowego kandydata na "przyjaciela". Jasno nam pokazuje, że nie wszystkie kucyki zasługują na nasze zaufanie. Zdarzają się osobniki, które wykorzystują innych do osiągania swoich egoistycznych celów. Taka osoba nie zasługuje na czyjeś zaufanie, a co tutaj jeszcze mówić o przyjaźni. Jest to mocny argument usprawiedliwiający zachowanie Twilight, lecz dalej pozostaje otwarte pytanie, Czy przyjaźni nie jest dla każdego?

Newbie Dash

To był chyba jeden z tych odcinków, w których przedstawiono postęp w rozwoju postaci, w tym przypadku Rainbow Dash wstępująca w szeregi elitarnych sił powietrznych Equestrii. Tak! Stała się oficjalnie Wonderboltsem. Wszystko ładnie, pięknie, spełnienie marzeń, sława, pieniądze, wiatr w grzywie, lecz oczekiwania Rainbow spotykają się z twardą rzeczywistością, roztrzaskując się w drobny mak. W pierwszym dniu w szeregach formacji Wonderbolts Rainbow Dash spotyka się z rozczarowaniem i upokorzeniem. Powracają jej demony z przeszłości, jeszcze z czasów dzieciństwa, gdzie była przezywana od Rainbow Crash (pol. Rainbow Kraksy) i tak zaczęto na nią od teraz mówić. Wpadnięcie do kosza na śmieci tylko dodało "smrodu" do całej sytuacji. Rainbow Dash źle się z tym czuła, no bo przecież marzyła o zostaniu Wonderbolts, a oni tak ją źle traktują, niczym sobie na to nie zasłużyła. Choć ona sama dawała powody do nabijania się z niej. W późniejszych scenach udawała kolejno, Pinkie Pie, Applejack, Twilight, choć nic mądrego nie miała do powiedzenia, gdy zarzucono jej mądrowanie się, zaczynała zachowywać się jak kiedyś nieśmiała Fluttershy, a potem w szatni podrywała Soarina tak jakby to zrobiła Rarity. Ta sekwencja scen jest naprawdę przezabawna, choć przez ten komizm sytuacyjny można dostrzec w Rainbow Dash nieudaną próbę zwrócenia na siebie uwagi i pragnienie zabłyśnięcia w towarzystwie. Dostrzec możemy w niej małą, smutną dziewczynkę naiwnie wierzącą w siłę marzeń, nieradzącą sobie w dorosłym życiu. Jest to także próba zamaskowania swoich starych błędów, udając kogoś innego. Jednak za każdym razem popełniała większe głupoty, coraz bardziej się pogrążając w oczach lotników. Mundur z naszyciem parodiującym jej cutie-mark zderzający się ze znakiem zakazu wjazdu to istny policzek w twarz oraz znak pokazujący jej, jaką stała się frajerką. W czasie pokazu lotniczego Rainbow Dash dała popis swojej brawurze. Niejeden z nas zawodził w głowę, zastanawiając się, co jej strzeliło do głowy. Czy to była jakaś próba popisywania się, czy niemy krzyk małej, słodkiej Dashy chcącej zlecieć ponad horyzont w stronę słońca niczym Ikar z greckiej mitologii? Wiecie, jak on skończył? Podobnie jak Dashy poniósł porażkę, lecz w serialu nasza Rainbow dostała karę od Spitfire, chcącej jej nauczyć pokory. Ikar nie miał tyle szczęścia. Wyjaśniona zostaje także sprawa nazywania jej Rainbow Crash. Okazuje się, że każdy pegaz wstępujący w szeregi Wonderbolts ma ksywkę, jaki nadają mu koledzy pierwszego dnia znajomości na znak przyjaźni i przynależności do grupy. Rainbow Dash nie ma powodów do obrażania się z powodu śmiesznej, głupiej ksywki, bo to nie jest obelga, czy kpina ze strony swoich dawnych idoli, a oznaka darzącej do niej sympatii. Pokazuje to nam, że każdy kuc popełnia błędy i żaden kucyk nie jest idealny, bo nawet "wspaniali" Wonderboltsi popełniali głupie błędy, do których już nie wracali, zamiast tego obracając je w żart. Dzięki takiej pokornej postawie szkolne wpadki nie zaczną nas po jakimś czasie prześladować.

W odcinku jest także bardzo dobrze zobrazowana metafora drogi człowieka ku karierze. Rainbow Dash trenowała, uczyła się, nabywała wiedzy, świat wydawał się stać przed nią otworem, lecz spotyka ją twarde lądowanie. Doskonale widzieliśmy, co się dzieje, gdy ktoś zaczyna się popisywać, a jak początki pracy w towarzystwie elity powinny wyglądać. To nie jest tak, że trafiasz do formacji elitarnych lotników za ładną, tęczową grzywę, tylko dlaczego, bo wypracowałeś wymagane minimum, bo potem będzie tylko harówka, ciężka praca, a dodatkowo... jeszcze ciężka praca oraz trudy codzienności, po których będziesz miał dość i zniknie z twojego pyszczka głupi uśmieszek. Rainbow Dash przekonała się na własnej skórze, jakie są konsekwencje w wychylaniu się przed szereg. Podobnie jak w prawdziwym świecie, gdzie pracodawca będzie od Ciebie coraz więcej wymagał i obciążał coraz kolejnymi pracami.


A Hearth's Warming Tail


Przedstawiona w tym odcinku historia jest żywce wzięta z Opowieści Wigilijnej Karola Dickensa. W rolę Scrooge wcieliła się Starlight Glimmer, a w rolę duchów świąt kolejno Applejack jako duch zeszłych świąt, Pinkie Pie w ducha teraźniejszych świąt, a pod koniec Księżniczka Luna jako widmo świąt, które się miały dopiero nadejść, ale lepiej ich uniknąć. Na samym początku odcinka mogliśmy poczuć magię świąt, jednak nie wszystkie kucyki zdołały porwać się wesołej, iście sielankowej melodii śpiewających kucyków. Starlight Glimmer już na początku rzuciła krytyczną opinię na temat Wigilii Serdeczności, jako rzekomy pretekst do obdarowywania się prezentami. Twlight Sparkle zabiera ją do salonu, gdzie opowiada jej moralizatorską przypowieść. 

Historia wydarzyła się w dawnych czasach, gdzie żył sobie taki sceptycznie nastawiony do świąt, zgorzkniały kucyk, taki jak Starlight. Był potężnym magiem pałający się alchemią. Nie cierpiał świąt. Któregoś dnia postanowił z pomocą magii usunąć Wigilię Serdeczności z kalendarza raz na zawsze. Jednak jego egoistyczny i bezduszny uczynek zwrócił uwagę siłą magią świąt, które sprowadziły na niego trzy duchy. Pierwszym z nich, był duch zeszłych świąt, który pokazał mu genezę jego nienawiści do świąt, mający miejsce w czasach dzieciństwa bohatera. Któregoś dnia Scrooge poszedł do szkoły na wigilię klasową, przyniósł na lekcję świąteczne dekoracje. Jego wyrodny nauczyciel, do złudzenia przypominającego Snape z Harrego Pottera, zepsuł dzieciństwo malucha, mówiąc mu, że Windigos to tylko bajka dla małych dzieci, a dekoracje odstraszające złe duchy wykpił. Dodatkowo wpoił mu, że ma siedzieć, słuchać się nauczycieli i uczyć się, jeśli ma coś w życiu osiągnąć. Przyznam, że to dość okrutne w tak wczesnym wieku wprowadzać dziecko w świat dorosłych. Był to moment zwrotny w jego życiu, jego dziecięca wizja świata została zrujnowana przez kucyka, który nie liczył się ze zdaniem i uczuciami innych kucyków, tylko podejdzie i bez mrugnięcia okiem rzuci uszczypliwą uwagą, doprowadzając kogoś do rozczarowania i zawiedzenia. Świat już przestał być taki piękny i kolorowy, stał się okrutny i zimny tak jak serce Scrooge. Lata ćwiczeń rozwinęły jego umiejętności magiczne, lecz stawał się coraz bardziej zgorzkniały, utracił w życiu tę dziecięcą radość. Rozbudziły się w nim demony, chcące odebrać radość innym kucykom. Duch zeszłych świąt dobrze mu to uświadomił. Po nim pojawił się duch teraźniejszych świat, który pokazał mu obecną wigilię i to, co inne kucyki o nim myślą oraz jego nienawiści do świąt. Jego próba odebrania kucykom magii świat spotkała się z ostrą krytyką, nie do pomyślenia była wizja świata bez okazji do świętowania, obdarowywania się prezentami i spotykania się z przyjaciółmi. Zaraz potem pojawił się duch przyszłych świąt, które mogą się wydarzyć, ale nie muszą, jeśli Scrooge zmieni zdanie i obierzę właściwą drogę. Duch przyszłych świąt, a może bardziej widmo, ukazał mu koszmarną wizję świata bez świąt i bez kucyków, gdzie wszystko jest pokryte lodem, a po śnieżnych pustkowiach grasują Windigos, siejące śmierć i zniszczenie. Nie był to świat, w którym jakikolwiek kucyk chciałby się obudzić, a co tu dopiero żyć. Nie byłoby niczego ani radości, ani drugiego kucyka, z którym można napić się cydru i pośmiać się z głupot, czy obejrzeć ulubiony serial, a następnego dnia posprzątać po wigilii serdeczności, żeby po pół roku powspominać tamtą pamiętną noc. Scrooge obudziłby się w świecie, gdzie byłby kompletnie sam. Przerażony mroczną wizją ducha przyszłych świąt, postanawia się nawrócić i zacząć świętować ze swoimi przyjaciółmi. Wychodzi do nich z prezentami, od "serca", a nie zakupione w sklepie bez pomysłu, żeby tylko było. Przyjaciele docenili jego gest, przyjmują go do siebie. Po pięknej przypowieści Starlight Glimmer postanawia podobnie jak Scrooge przełamać się i razem z innymi kucykami świętować w tym wyjątkowym dniu.

W odcinku najbardziej nie podobały mi się piosenki, które wydawały mi się po prostu dziecinne, choć chyba najlepiej pasujące do klimatu odcinka. Był aniołek, sic, znaczy Derpy na choince, prezenty, kucykobałwanki, wesołe kolędowanie i morał odcinka mówiący wprost do wszystkich ponuraków. "No ok, wszechświat za ileś tam miliardów lat zacznie się rozpadać, atomy rozpadną się na drobne cząsteczki mniejsze od elektronu, wszystko rozpłynie się, powracając do pierwotnej materii, ale do tego czasu ciesz się chwilą i nie żył całym życiem".


The Saddle Row Review

Tutaj mieliśmy totalny miszmasz, random, kogel-mogel. Rarity zaprasza mane6 do siebie, żeby przeczytać im artykuł w gazecie, opowiadający o komedii, jaka rozgrywała się w Manehattanie, bardziej przypominającą scenariusz do filmu Woodego Allena. Rarity z pomocą przyjaciółek rozkręcała biznes w Wielkim mieście. Nie odbyło się bez napotykanych trudności, jakie pojawiały się przez całą, dość pokręconą historię, idealnie nadającą się do ulicznych tabloidów. Został zastosowany dość niecodzienny sposób przedstawiania fabuły. W odcinku pojawiały się wstawki z wywiadu przeprowadzanego przez dziennikarza lokalnej gazety z kolejnymi kucykami. Jest to dość niecodzienny sposób prowadzenia fabuły, niespotykany w poprzednich sezonach i przez to widz może mieć trudności jej zrozumieniu. Urywki wywiadów są chyba jedną z ciekawszych zagrań twórców, gdzie mamy wiele powodów do śmiechu. Jedną z moich ulubionych to urywki z Pinkie Pie, która pod koniec przekazuje rachunek dziennikarzowi za pożerane stosy naleśników, nie pogardziłem także sceną statkowania Rainbow Dash z Applejack. Każdy widz może sobie wybrać swój ulubiony moment z odcinka, a tych było w nadmiarze. To był chyba jeden z najzabawniejszych odcinków w pierwszej połowie 6 sezonu. Mieliśmy scenę, gdzie Twilight sprzątała miotełką pośpiewującą pod nosem swep, swep, swep, a za nią reszta w jednym rytmie. Zadomowione szopy, które miały być już zaraz eksmitowane z butiku Rarity na bruk, ale ostatecznie zostały zatrudnione jako kelnerzy. Pinkie Pie prowadziła dialog ze swoim sumieniem, Twilight z obsesją sortowana, kucyk mówiący w rosyjskim akcentem, ta dyskoteka na piętrze, łyżki przymocowane do kopyta jak szpony u Wolverina, scenarzysta zrobił kawał dobrej roboty i chyba nikt mu nie zarzuci brak poczucia humoru. 

Najlepszy uznałbym moment, gdzie Rarity przechodziła swoje załamanie nerwowe, na górnym piętrze puszczają głośno muzykę, szopy wariują, trafiona przesyłka z Ponyville jest uszkodzona, do tego Coco Pommel z katarem, wszędzie brud, chaos i nierozgarnięte kucyki opóźnione z remontem - Rarity musiała mieć wtedy stalowe nerwy. Jednak nigdy nie jest, aż tak źle, żeby potem nie mogło być lepiej. Zamiast się załamywać, kucyki biorą się do roboty i w kilka minut doprowadzają butik do porządku. Otwarcie okazało się wielkim sukcesem, problemy zdawać się mogło nie do pokonania, zostały ostatecznie rozwiązane. Jest to naprawdę zaskakujące i na swój sposób zabawne, choć przez moment nie bardzo wiadomo co, jak i z czym. Jak im się to udało? Jeszcze przed chwilą butik był w kompletnej ruinie, aż tu nagle ktoś przyszedł i zrobił z tym porządek. Zaskakująca historia zasługująca na osobny artykuł w gazecie. Odcinek uważam za jeden z lepszych, choć dalej nie jestem pewien czy to, co oglądam to dalej serial o słodkich kucykach jak na początku?


Applejack's "Day" Off

Odcinek nad wyraz, zwyczajny, prosta fabuła i równie prosta puenta płynąca z tego epizodu. Applejack zwleka ze spotkaniem z Rarity w salonie odnowy biologicznej. Niby nic, ot, tak zdawać się mogło, błahostka. Applejack jest ciągle zajęta pracą na farmie i nie ma czasu na spontaniczne spotkania z przyjaciółkami. Udaje się jednak zaciągnąć Applejack do SPA. W czasie nieobecności farmerki Twilight Sparkle ze Spikiem miały zająć się jej dotychczasowymi obowiązkami. Applejack jest jednak typem cholerycznego pracoholika, który nigdy nie ma czasu na odpoczynek i zawsze musi wyrabiać 300% normy. Trochę dziwi to, że nawet tam, gdzie teoretycznie powinna wypocząć, znajduje jakieś zajęcie, coś, co musi naprawić, posprzątać, tak jakby relaks był dla niej jeszcze większym wysiłkiem, niż sama praca. Może niektórych zaskoczę, ale są ludzie, którzy nie lubią nie mieć nic do roboty, oni muszą coś robić, inaczej dostaliby świra i mieliby poczucie zmarnowane dnia. Tak mają ludzie wychowani na farmie, zawsze znajdzie się coś do roboty, każdego dnia, nawet w święta, czy w niedziele, nie daje rady oduczyć ich zapału do pracy. Tak samo ma nasza Applejack, nie przejmuje się tym, że w SPA miała coś do roboty, po prostu ktoś nie dbał o system hydrauliczny i ktoś musiał przyjść, żeby spojrzeć na problem z innej perspektywy. Akurat znała się na rurach, a problem z długo podgrzewającą się sauną okazał się banalny. Wystarczyło odetkać rurę. Te miny zaskoczonych kucyków z salonu odnowy biologicznej są rozbrajające. Twilight w tym czasie zmagała się z obowiązkami na farmie i na pierwszy rzut oka coś było z nimi nie tak. Sumienne wykonywanie punktów na liście przez Twilight dały powód do śmiechu, a niektórym do zażenowania, gdyż nawet kucykom zdarza się nie używać tego czegoś między uszami nazywane "mózgiem". Może pracownikom SPA też przydałby się odpoczynek?

Odcinek można śmiało zaliczyć do kategorii "Slice of Life", taki spokojniejszy, typowo obyczajowy odcinek, lecz powiewający niesamowitą nudą. Puenta odcinka jest rozbrajająca i nie wiem, jak można ją ocenić. Do tej pory Applejack wydawała się najbardziej rozsądnym kucykiem z mane6, ale nawet ona chyba przestała myśleć, co robi. Zachowania reszty kucyków również wydawały się nierozsądne, nawet bym powiedział zdziecinniałe, zupełnie jakby zachowywały się jak nie one. Wykonywana przez Applejack praca przypominała pracę robota fabrycznego, który już dawno nie miał co montować. Przedstawiła nam problem rutynowej pracy, która po dłuższym wykonywaniu stała się bezcelowa, choć kiedyś miała jeszcze jakiś sens. Applejack potrzebowała się przejść, dotlenić mózg, zapomnieć na chwilę o pracy, żeby po powrocie zauważyć popełniane przez siebie głupoty. Spojrzeć świeżym okiem na to, co robiła, by sama mogła wyciągnąć wnioski ze swojego postępowania.


Flutter Brutter

Pobito rekord w najdłuższym ukrywaniu rodzeństwa mane6, do tej pory należący do Twilight Sparkle, teraz zostaje przejęty przez Fluttershy wyciągając, niczym z królika z kapelusza, swojego brata Zephyr Breeze. Przedstawiony nam kuc okazuje się przysłowiowym obibokiem, mieszkający z mamusią i tatusiek, którzy usługują mu nawet w najmniejszej sprawie. Ani sobie sam nie ugotuje, ani nie pójdzie do normalnej pracy, ani się nie weźmie za siebie, co w nim najbardziej denerwuje, to to, że w niczym mu to nie przeszkadza. Takie zachowanie spotyka się z falą oburzenia, nawet w krainie kucyków, najpewniej znające pojęcie "życia na własny rachunek". Odcinek był tak niepodobny do tego, co do tej pory widzieliśmy w serialu, że Bronies zaczynali się zastanawiać, czy to ten serial o kolorowych konikach jak na początku, czy może coś bardziej podobnego do "Family Gun", czy innych "Simpsonów". Kucyki zaczęły się zachowywać nad wyraz ludzko, przestając być słodkimi konikami, a zachowują się jak postacie z krwi i kości. U Fluttershy można dostrzec niesamowitą poprawę, patrząc retrospektywnie na całą serię, Fluttershy z małej, niewinnej dziewczynki, niemalże ślamazary, pozwalającej się popychać i wykorzystywać przez innych, stała się kimś, kto walczy o swoje, ma świadomość swojej wartości i w sposób konsekwentny przeciwstawia się, dążąc tym samym do rozwoju własnej osobowości. Umie powiedzieć "nie", dać swojemu bratu po rozum do głowy, uświadamiając mu, że to, co robi, zasługuje na naganne i będzie bardzo żałował swoich nieprzemyślanych decyzji. Zephyr Breeze widocznie nie dorósł do swojego wieku i woli żyć jak wieczny student, na zasadzie "Mama, zrób za mnie". Jedyne osoby, które mogły go polubić to... osoby pochwalające takie postawy życiowe, bo najwidoczniej robią tak samo.

Odcinek jest przyjemny w odbiorze, jest wiele rzeczy, z których można się pośmiać, a niektóre skłaniają widza do przemyśleń, gdyż przedstawiony "problem" jest jak najbardziej życiowy. Odcinek pokazuje nam, że w dorosłym życiu nikt nie będzie nam usługiwał, przynosił jedzenie, czy za nas sprzątał, bo to tylko nas rozleniwia, wyrabiają w nas postawę obiboka, aroganta narzekającego na cały świat, robiącego z siebie ofiarę. Jeśli będziemy się zbyt łatwo podawać, nic w życiu nie osiągniemy, bo na pewne rzeczy trzeba się napracować. Sukcesy osiągają osoby wytrwałe w tym, co robią. Pomimo trudności, przeszkód, własnych ograniczeń są na tyle zdeterminowane, by ciężką pracą osiągnąć swój sukces i wtedy to będzie ich zasługa. Zephyr Breeze w końcu dostaje od życia w kość i zdaje sobie sprawę, że musi coś zmienić. Tę zmianę zaczyna od samego siebie. Przestaje cwaniakować, robić z siebie ofiarę, a zaczyna myśleć i działać natychmiastowo. Efekty jego zmiany są imponujące i na swój sposób... inspirujące. Żeby coś zmienić w swoim życiu, trzeba wziąć los we własne kopyta i samemu podejmować rozsądne decyzje.


Spice Up Your Life

Chyba jeden z tych odcinków, które czarowały widza kolorowym opakowaniem, lecz w środku okazał się pusty. Takie mniej więcej odniosłem wrażenie po tym odcinku. Kolejna prosta historia bazująca na prostym pomyśle przywrócenia restauracji do stanu swojej dawnej świetności. Restauracyjka miała w sobie naprawdę świetny klimat, lecz nie został on niedoceniony. Mogliśmy to zauważyć przy pierwszym ponownym otwarciu, gdzie restauracja przypominała typową, niewyróżniającą się restauracje dla canterlowskich snobów. Czysto, zadbanie, nawet postarali się o odpowiednie oświetlenie, ale ta restauracja straciła ten wyjątkowy, egzotyczny klimat. Ta drastyczna zmiana nie przeszła swojej próby i spotkała się z krytyką potencjalnych klientów. Coś tutaj jest nie tak, a całą winę można obarczyć krótkowzrocznością właściciela restauracji niedoceniający jej atutów, zamiast tego wyrównując się do pozostałych punktów gastronomicznych.

Kolejnym plusem jest pojawiająca się w środku odcinka piosenka, aż porywająca do tańca, jest taka energiczna, taka pełna życia i radości, niemalże wyjęta z bollywoodzkich produkcji. Po odśpiewaniu ostatniej zwrotki wracamy do fabuły odcinka, która na swój sposób nudzi. Jakoś nic nie wnosi nowego do serialu poza motywem podrózy do dalekich krajów. Aż nabrałem ochoty na nowe, indyjskie smaki. Poza tą kolorową otoczką odcinek wypadł blado, skupiający się na relacji ojca z córką. Nie bardzo jestem pewien czy interwencja Pinkie Pie i Rarity była konieczna, skoro wystarczyłoby po prostu, roznieś reklamy bez ingerencji w wystrój restauracji.

Ogólna ocena I połowy 6 sezonu?

To jest naprawdę niesamowite, ile rzeczy się wydarzyło w ciągu tych 12 odcinków! Mieliśmy krainę smoków, mieliśmy progres w osobowości kucyków, nowe wyzwania, którym dano radę się przeciwstawić, z pewnością w serialu pojawiło się więcej wątków obyczajowych, mniej niesamowitych przygód, walk z potworami, czarów, a więcej ukazanych relacji między kucykami, zostały nam przedstawione archetypowe postawy, przekazano nam piękne morały, które można było odczytać między wierszami. Serial stał się bardziej "życiowy", a przez to prawdziwszy. Jest to bez wątpienia wielki postęp w rozwoju serii zmierzającą na nowe tory w kierunku "Slice of Life". Druga połowa sezonu nie może być gorsza, a wprowadzone rewolucyjne zmiany napawają nas optymizmem na lepsze odcinki, które będziemy oglądać z zapartym tchem.

Czy tak się stanie?

To się okaże, a teraz dajmy kucykom trochę wypocząć po tych "przygodach".


Udanych wakacji

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny artykuł. Aż miło się czyta coś tak długiego na blogu, i wcale nie gorszej jakości.

    Emisja pewnie będzie wznowiona na jesień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkiem spoko podsumowanie. Gdzieniegdzie posypały się przecinki, trochę tam miałeś problem ze Spikiem i odmianą jego imienia, ale to w sumie drobne rzeczy xd

    A co do Trixie... Wydaje mi się, że mimo wszystko nie planowała używać Starlight w jakiejkolwiek grze. Po prostu chciała dopiec Twilight za jej hipokryzję wobec przyjaźni (PRZYJAŹŃ DLA KAŻDEGO, ALE NIE DLA KAŻDEGO!), no a że, jak sama przyznała, Glimglam była jej pierwszą prawdziwą przyjaciółką, powiedziała o słowo za dużo i wszystko poszło w... wiadomo gdzie ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto. Lubi. Flurry. Heart.


    Nie lubię jej bardziej niż Celestii, a to jest osiągnięcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem że można nie lubić Flari Hert ale jak można nie lubić Celestii !?!?!?!!?!1!?!1!!11!!oneone???!!!

      Usuń
    2. Jak można nie lubić Celestii?
      Co bogini Wam zrobiła?

      Usuń
    3. Tak naprawdę to wszystkie złodupce pracują dla niej. Pojawiają się, aby niszczyc, a potem zostają "pokonane", żeby udowodnić jak to Celestia z pomocą swojej uczennicy i jej przyjaciółek "wygrywają" z wszelkim złem w Equestrii, a za panowania pani Słońca żaden badass w Equestrii nie zapanuje!

      Usuń
    4. Gnobk nie rozsiewaj tej Lunowskiej propagandy. Princess Celestia Forever!!!

      Usuń
  5. Odc z rodziną Fluttershy najlepszy :D Dla mnie piosenki nie są zadziecinne :p.(Wiem może inne gusty bo jestem dziewczyną).

    OdpowiedzUsuń
  6. Spice up your life najlepszym odcinkiem sezonu! Zaraz po Manehattanowych sprawach z otwieraniem butiku i Opowieści Wigilijnej. Nie wiem czemu ludzie tak bardzo się czepiają tego epizodu. Jak dla mnie jest epicki.

    OdpowiedzUsuń
  7. wszystko fajnie ale miałem nadzieję że twilight dostanie coś co hmm no nie wiem jak to powiedzieć że trochę podrośnie może albo będzie mieć coś takiego co wyraźnie pokaże że jest księżniczką teraz czy coś w tym stylu .. sam do końca nie wiem co :p np u reszty alicordów wyraźnie widać że nimi są a u twailight no cóż jak się zapomni że ma .. skrzydła to można o tym zapomnieć

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja uważam, że serial umiera. Mam wrażenie, że twórcy nie mają już pomysłów, jak urozmaicić uniwersum. Wszystko w tym sezonie dzieje się zbyt szybko. Wydaje mi się, że sezon szósty jest ostatnim. No, może ewentualnie sezon siódmy takim będzie. Dlaczego? Już piszę. Ja po prostu porównuję obecne wydarzenia z pewnymi wątkami z początków serialu. Otóż wszystkie główne bohaterki miały pewne marzenia i ty dochodzimy do sedna. Rarity, o ile dobrze pamiętam (jak nie to nie hejtujcie ☺ ), pragnęła zostać sławną projektantką mody, co ja zrozumiałem jako "mieć butik w Canterlocie". Teraz ma nawet lokal w Manehattanie (mam nadzieję, że napisałem tę nazwę bez literówek...). Udało jej się więc bez wątpienia. Rainbow Dash zawsze chciała być członkinią Wonderbolts i wreszcie została. Twilight Sparkle miała znaleźć sobie przyjaciół (szerzej nauczyć "wszystkiego" o magii przyjaźni). Została księżniczką przyjaźni (więcej, kosztela! - ma nawet "własną" uczennicę). Zdobywczynie Uroczego Znaczka mają go nareszcie. (Wielka i Potężna) Trixie pojednała się ostatecznie z bohaterkami. Nawet Diamond Tiara nie jest już "szkolną" antagonistką. Już chyba wiecie, do czego zmierzam. Wydaje mi się, że formuła serialu się wyczerpała. W takim tempie, do końca obecnego sezonu wszyscy się ze sobą "pogodzą", albo osiągną to, o czym marzyli. I co dalej? Coś mi się widzi, że nic. Może film pełnometrażowy odpowiednio dużo "namiesza", aby kolejny sezon, hmm, ruszył z kopyta. Uważam, że serial się rychło zakończy i przejdzie w formę filmów, jak seria Equestria Girls, lub takich "pełnoprawnych" filmów, jak My Little Pony: The Movie. Moim zdaniem to wyszłoby kucykom na zdrowie. Jak Wy uważacie - czy coś takiego w ogóle jest możliwe. Ja mam nadzieję, że się mylę i czeka nas wszystkich jeszcze wiele wspaniałych przygód z kucykami w nowych seriach. Ale czuję, że to koniec serialu. A mój "Zmysł Janusza" (chyba)jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie sądze by autorka wprowadziła narodzonego alicorda(co nigdy nie miało miejsca alicordem zostawali za jakieś tam czyny itp ) bez powodu więc raczej nie kończy serialu od tak

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty