Kucyk w sieci


Dzisiaj w caluśkiej Equestrii celebrujemy Dzień Bezpiecznego Internetu. Pomyślałem by zrobić jakiś event z tej okazji. Śledźcie tego bloga, bo nadchodzi fala niebezpieczeństw, która nas zaleje i zniszczy. Na szczęście For Glorius Equestria najęła do obrony paru strażników i jednego asasyna.


"Przyjaciele" z Internetu


Ilu ludzi, z którymi macie kontakt za pośrednictwem Internetu, widzieliście w prawdziwym życiu? Czy to są ludzie z krwi i kości, a może mają w awatarze Rainbow Dash, albo inną Fluffle Puff i podają się za kogoś, kim w rzeczywistości tak naprawdę nie są? Chciałbym z okazji Dnia Bezpiecznego Internetu, zacząć polemikę na ten temat.

Oczywiście nie uważam nikogo z was, nasi kochani czytelnicy, za takich "naiwniaków". W poprzednim poście wspomniałem o naszej naiwnej wierze w naszą anonimowość, która sprawia, że czujemy się bezkarni. Tak nie jest. To jest złudzenie. Jedno z największych iluzji w Internecie. Może nam się wydawać, że jesteśmy kucykami, brykającymi wolno w "krainie tęczy", w czasie gdy tak naprawdę mamy założone kajdanki na kopytach. Mało tego! Sami sobie zakładamy te kajdanki. Błagamy, aby Król Sombra założył nam kajdany, nawet o tym nie wiedząc. Stajemy się "niewolnikami" na własne życzenie. W jaki sposób? W dawnych czasach trzeba było założyć żelazne łańcuchy na rękach, a teraz wystarczy zarejestrować się na portalu społecznościowym takim jak Facebook, Youtube czy Tumblr. Tam im podajemy wszystko na talerzu, imię, nazwisko, datę urodzenia, niekiedy miejsce zamieszkania, innych członków rodziny, osoby w związku, a nawet nasze prywatne zdjęcia czy pliki. Piszemy, co nas interesuje, jaką lubimy muzykę, jakie lubimy filmy. Lajkujemy co nam się podoba, lecz później to, co udostępniamy, obraca się przeciwko nam! Później gorzko żałujemy, lecz tego nie da się cofnąć, nie ma takiej możliwości. Za każdą głupotę się płaci. W Internecie każda nasza głupota będzie nas nękała do śmierci, internauci będą nas gnoili za to, czy za tamto, nikt nie będzie patrzył czy jesteśmy "wrażliwi", zobaczą jedynie to co będą chcieli, nie licząc się z prawdą czy dobrymi obyczajami. 


Z wielkiego śmiechu zrobi się wielki płacz, bo "ja tylko coś kliknąłem", guzik prawda! To są narzędzia, tak jak z przysłowiowym nożem, można nim smarować chleb, ale można także nim kogoś "zabić", lecz nie możemy całej winny przenosić na "przedmioty", których użyliśmy do popełniania danego czynu, dobrego lub złego. Czy to, co robimy jest legalne? A może nasze słowa lub czyny robią krzywdę innym kucykom, lecz nas to nawet nie interesuje, nie bierzemy za to odpowiedzialności i wolimy przenosić winne na "przedmioty". 

Mówi się, że każdy w Internecie jest "równy", każde nasze słowo jest odmierzone tą samą miarą i ponosimy te same kary, niekiedy nieadekwatne do popełnionych czynów. Sami sobie zakładamy kajdany, ponieważ inni też tak zrobili, a zrobili to dlatego, bo widzieli w tym korzyści. Zakładamy konto na portalu społecznościowym typu Facebook, ponieważ wszyscy tam się kontaktują. Nikt nie używa komunikatorów, bo Facebook jest wygodniejszy, a ludzie są z natury leniwi. Mało kto chce nawigować między komunikatorem gg, skype, a Facebookiem, nie zapominajmy także o pożeranych zasobach systemowych przez te programy. Ułuda "anonimowości" zakrywa nam prawdziwy obraz świata, który w rzeczywistości jest "więzieniem bez ścian". Z tego są kolejne złudzenia, typu "mogę robić co chce i nikt mnie nie ukaże", "to tylko głupi żart, chyba nie masz poczucia humoru", "nikt nie wie kim jestem" itd. Zanika także pojęcie dobra i zła. Te pojęcia się ze sobą ścierają. To co w prawdziwym życiu jest uznawane za "przestępstwo", w Internecie uchodzi za "normę". Zastępujemy ludzką "moralność", internetowym "bezprawiem". A to, co robimy w Internecie przenosimy niekiedy na prawdziwe życie, nawet o tym nie wiedząc. Zanika nasza bezinteresowność, nasze współczucie, a najgorsze jest to, że uważamy to za coś "normalnego". Nie ma "portalu do Equestrii", w psychiatrii nazywa się to traceniem kontaktu z rzeczywistością. A wiecie, jakie są pierwsze objawy? Kiedy komputer z łączem internetowym jest dla nas ważniejszy od życiowych spraw. Zaniedbujemy szkołę, tracimy kontakt z rodziną, zamykamy się w pokoju w nasz wyimaginowany świat fantazji. Internet nie istnieje, ale ludzie już tak. Mają oni własne uczucia, które możemy zranić złym słowem, lecz to też nas nie obchodzi, bo nauczyliśmy się podchodzić do ludzi jak do botów. Ludzki błąd, czy to literówka, połknięte wyrazy, brak autokorekty, zwykliśmy tłumaczyć dysgrafią, bo tak jest wygodnie. Często się zdarza, że nie wolno się pomylić, bo przecież możesz to szybko sprawdzić, masz przecież Internet. "Popełniłeś błąd w tej i tej linijce, w tym i tym akapicie" i cała twoja argumentacja idzie do kosza, godziny pisania idą na marne, bo "popełniłeś taką straszną literówkę, za którą czuje się obrażony i muszę Cię zgnoić".


To jest chore

W prawdziwym życiu poproszą Cię, abyś tę samą literówkę poprawił, ale tutaj jest to powód do zemsty i nienawiści.

Tutaj agresja słowna jest czymś naturalny, ale w prawdziwym życiu za tą samą agresję wyślą Cię do szpitala.

Tutaj groźby, szantaże, zastraszanie są chlebem powszednim, ale w prawdziwym życiu za to samo mogą Cię wsadzić do więzienia.


Internet to nie jest "skarbnica nieograniczonej wiedzy o wszystkim, ze wszystkich dziedzin" jak to sobie ludzie wyobrażali jeszcze pod koniec ubiegłego wieku, to jest śmietnik, to jest największe wysypisko, jakie zostało kiedykolwiek stworzone przez człowieka. A wszystko to, co do niego wrzucimy, zostaje tam na zawsze, nawet po naszej śmierci i nikogo nie będzie obchodzić nasz "Favorite pony". Pomyślcie przez chwilę, co wrzucacie w ten Internet, jaki pozostawicie po sobie ślad na tym świecie, jak was zapamiętają następne pokolenia. Za sto lat nikt nie będzie tracił czasu na czytanie naszych "kulturalnych dyskusji na poziomie", bo wtedy ludzie będą mieli inne problemy, a nie czyjeś sprzed iluś dekad.

Zaufanie w internecie

Na portalach społecznościowych poznajemy ludzi, tworzące jakąś określoną "społeczność". Nie staramy się poznawać wszystkich z całego świata, bo to niemożliwe, a bardziej ludzi, których znamy. Utrzymujemy relacje z kimś, z kim mamy dobry kontakt, dobrze się z nim rozmawia, dzielimy podobne zainteresowania, mamy o czym gadać. Czasami zdarza się, że są to osoby, których widzimy na co dzień. A niekiedy zdarza się nam utrzymywać kontakt z kimś, kogo nie widzieliśmy na oczy. Nie wiemy, jak wygląda. Kiedy nam przedstawia swoje zdjęcie, wierzymy mu na słowo, bo jest naszym "dobrym przyjacielem", piszemy do siebie od roku. Nie wierzcie takim ludziom na słowo. Zawsze bądźcie wobec nich krytyczni, bo jak wcześniej wspomniałem mogą się podawać za kogoś, kim w rzeczywistości nie są.



Cześć nazywam się Fluttershy, mam 12 lat. Szukam przyjaciół.



Cześć Fluttershy, nazywam się Sunburst, też mam 12 lat i też szukam przyjaciół.

Nie dajcie się zwieść słodkiemu awatarowi z kucykiem, bo pod nim może kryć się Podmieniec.


To jest bardzo dobra analogia, bo doskonale obrazuje, jak naiwni są niektórzy ludzie, którzy wierzą innym na słowo. Ufamy czasami ludziom, którzy nie zasługują na nasze zaufanie, a co tu jeszcze mówić o naszej "przyjaźni". Prawdziwego przyjaciela poznajemy w biedzie, wtedy gdy spotyka nas nieszczęście, a przyjaciel biegnie nam z pomocą. Przyjaciel nigdy by nas nie wykorzystał. Jeśli ktoś wykorzystuje naszą naiwność, aby nas skrzywdzić, wtedy nie jest naszym przyjacielem. Są to fałszywi przyjaciele, którzy budowali naszą relację wiele czasu, bazując na kłamstwie. Okłamywali nas tylko po to, by mieć z tego jakieś korzyści. Nie miejcie złudzeń do oszustów, naciągaczy, pedofilii, maniaków seksualnych, nawiedzonych, "chorych na rozum", przed nimi musicie się bronić. A jedyną barierą jest wasza ostrożność, którą mogą złamać "ciepłymi, słodkimi słowami". Bombardują was "miłością", dowartościowują was, bo sami nie znacie własnej wartości i jesteście zmuszeni szukać uznania u kogoś obcego, zaczynacie im ufać, bo ta "relacja" staje się dla was ważna. Zwierzacie się im z różnych rzeczy, mimo że nie macie pewności czy ta osoba jest faktycznie tą osobą, za jaką się podaje. Aż w którymś momencie pada pytanie o pierwszy kontakt w prawdziwym świecie. Biegniecie bez zastanowienia, lecz gdy dojdzie do nieszczęścia, jest już za późno...


Trzeba mieć świadomość tych zagrożeń, ale najpierw trzeba pozbyć się złudzeń. Nie żyjemy w Equestrii, Azeroth, Narnii, Śródziemiu, Hogwardzie czy, jakimś nie wiem, innym Wonderlandzie. Każdy twój czyn ma swoje rzeczywiste konsekwencje, za które ponosisz odpowiedzialność. Jak coś złego ci się stanie, możesz winić tylko samego siebie, bo to ty wciskałeś klawisze na klawiaturze, nikt ci nic nie kazał, robiłeś wszystko z własnej woli. Jednym z największych zawodów na tym świecie jest utrata wiary w ludzi, a jeszcze boleśniejsza jest utrata zaufania do kogoś, kogo nazywaliśmy przyjacielem, a w rzeczywistości okazał się zdrajcą, oszustem lub - co gorsza - psychopatą. Przed nimi nie obronimy się "miłymi słowami o przyjaźni" jak w kreskówce. W prawdziwym życiu spotkamy ból, cierpienie, tragedię, depresję, zdrady, patologie, całą masę "nieszczęść", które zderzą się z naszym naiwnym wyimaginowanym obrazem świata. Wmówiłyśmy sobie, że świat jest bezpieczny, że nic nam się nie stanie. Mamy czelność decydować, jaki jest współczesny świat, w czasie gdy tak naprawdę nie widzimy różnicy między tym co widzimy na ekranie, a prawdziwym życiem, między fikcją, a rzeczywistością, nawet nie mamy 100% pewności czy przesłane przez naszego "drogiego przyjaciela" zdjęcie przedstawia jego, a może kogoś innego? Jedyną gwarancją "autentyczności" są jego słowa "to ja", którym naiwnie ufamy.

Sami sobie zakładamy kajdany, sami wpadamy w tę sieć...

...ale możemy być mądrzy przed szkodą, a nie po szkodzie.

~Wasz kucykowy brat
Assassin Deyras

Komentarze

  1. A ja tam wierzę w anonimowość w internecie. Owszem, można namierzać po IP, ale kto ma dostęp do IP? Tylko administracja i służby. Zwykli ludzie nie mają dostępu do Twojego IP.

    Jeśli zaś chodzi o treści, które po nas zostaną, to przecież można je wrzucać pod nickmi, a nicków nie zdradzać na portalach, na których jesteśmy podpisani nazwiskiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tylko administracja i służby."

      Okay, wiesz, co gbybym ci powiedział, że ją też kiedyś pracowałem w służbach? Nadal czulbyś się tak samo bezpieczny?

      Usuń
    2. Jeśli nie pracujesz już w służbach, to administracja portalu nie ma obowiązku udostępniać Tobie IP innych użytkowników.

      Usuń
    3. IP może od ciebie wyciągnąć bez problemu właściciel dowolnej strony internetowej, jeśli się o to tylko postarał. Albo poprzez phising (nawet głupi obrazek w e-mailu czasem wystarcza). Pewnym problemem może być fizyczne namierzenie takiego osobnika, bo po IP dochodzi się do dostawcy internetu (i służby właśnie do dostawcy się zwracają w razie potrzeby o ujawnienie dokładnych danych).

      Usuń
    4. Jest jeszcze jedno "stronnictwo", poza administracją i służbami, które ma dostęp do twoich danych: złodzieje. :)

      Nie ma idealnych protokołów, idealnych zabezpieczeń, i zawsze kompetentnych ludzi. Dlatego lepiej nie zostawiać danych osobowych w wielu miejscach; zmniejsza się szansę, że ktoś je skądś ukradnie.

      A dyskusja o IP to trochę pomyłka. IP ani nie identyfikuje użytkownika idealnie, ani nie jest do zidentyfikowania potrzebne. Z mojej ograniczonej wiedzy: robi się to przez zestawienie aktywności i śladów pozostawianych przez konta, co do których wiadomo, że należą do jednej osoby. Nie potrzeba do tego nawet jakiś specjalnych uprawnień, może wystarczyć obsesyjna determinacja - a ludzi z taką nie brakuje w Internecie.

      Usuń
    5. Sami więc potwierdzacie, że nawet samo IP to za mało, żeby namierzyć człowieka. Czyli można napisać, że zdobycie IP to nie koniec, a dopiero początek drogi do namierzenia drugiego internety. Przy czym już samo zdobycie IP nie jest proste, bo trzeba być administratorem strony lub hakerem.



      Trzymajcie się mocno, bo teraz podważę jeszcze jeden mit. Jest taka zasada, że co trafi do internetu, nigdy z niego nie wyjdzie. Otóż miałem kiedyś konto na Mojej Generacji, ale właściciel, czyli Gadu Gadu SA, postanowił pozbyć się tego portalu, ale nie sprzedał go tylko zwyczajnie usunął, a w raz z nim przepadła cała twórczość jego użytkowników.

      Czy sądzicie, że np. Facebook będzie wieczny? Nie jest to przecież ani pierwszy ani ostatni portal. A ten blog? Nawet jeśli Mere nigdy go nie usunie, to wystarczy, że portal Blogger.com przestanie istnieć i za jednym zamachem przestaną istnieć wszystkie blogi i komentarze portalu Blogger.com.

      Analogiczny problem występuje przy portalach oferujących nam chmury. Dzięki chmurom człowiek nie musi się już martwić fizycznym bezpieczeństwem swoich komputerów, płyt CD, pendrive'ów, dysków twardych itp, ale z kolei musi się martwić finansową kondycją właściciela portalu chmurowego, któremu zaufał.

      Usuń
  2. Błędy:
    "nie bierzemy za to odpowiedzialności i wolimy przenosić winne na "przedmioty". "
    przenosić winę
    "Czasami zdarza się, że są to osoby, których widzimy na co dzień. "
    które

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty