Trzeci Mój Mały Fanfik II - nadesłane prace




Tematem aktualnego Mojego Małego Fanfika jest...



Tematem jest piosenka z tego filmiku. Piosenka, która leciała w naszej telewizji 15 lat temu i która wryła się w moja pamięć. Jako ciekawostkę podam fakt iż głosu głównemu bohaterowi użyczyła Pani Elżbieta Jędrzejewska, której to głosem w naszej wersji językowej przemawia sama Księżniczka Celestia. Oczywiście imię bohatera nie musi brzmieć Tom:)

A oto nadesłane prace:

1. Flame - LINK - Pierwsza z nadesłanych prac. Niestety dosyć nierówno pisana. Po świetnym i bardzo klimatycznym początku w którym autor przedstawił całą sytuację, dalej ten klimat niestety uciekł, by wrócić w kilku końcowych zdaniach. Plusem jest niewątpliwie pomysł na osadzenie akcji i... bohaterka opowiadania. Drogi autorze. Na MMF daję średnio dwa tygodnie - gdyby praca nie była pisana "w biegu" możliwe że wyszło by o wiele lepiej. Wysłał Pan ją błyskawicznie - jednak ucierpiało na tym całe opowiadanie - a środek mógłby być inny - bardziej klimatyczny, wciągający. I dłuższy!.  Zabrakło mi też opisanego  choćby w kilku zdaniach powodu takiego stanu rzeczy.

2. Dolar84 - LINK - Osoba znana, jednak w MMF dopiero debiutuje. Cóż... Dolar udowodnił wielokrotnie że potrafi świetnie pisać. I nie inaczej jest w tym przypadku. Klimat bije w oczy, całość wciąga niemiłosiernie. I jedna mała wada - przez większość opowiadania czytelnik może zadawać sobie pytanie: "Co to ma wspólnego z tematem!?". Na szczęście ma... Po długim (choć nie można powiedzieć że nudnym) wprowadzeniu, dochodzimy do finału opowiadania. Niewielki minus za stronę techniczną:)

3. Nika - LINK - Kolejny debiut na MMF. Perełka tej edycji. I powiedzieć że udany to mało... Bardzo mało. Świetne opowiadanie, tylko pozornie nie związane z tematem (choć muszę przyznać że nie jest też zbyt mocno z nim związane). Jednak wystarczy się nieco zagłębić w lekturę... Klimat aż wylewa się z ekranu, porywa i nie chce wypuścić do samego końca. Świetnego końca. I choć przez większość lektury towarzyszy nam odczucie zagubienia, chaosu, bałaganu, wszystko na końcu się wyjaśnia. Polecam przeczytać to opowiadanie. Pewnym minusem jest... wspomniany wcześniej temat - opowiadanie wydaje się na pierwszy rzut oka być kompletnie z nim nie związane. Gratuluję świetnego debiutu i zachęcam do dalszego pisania.

4. Mordecz - LINK - Kolejne dobre opowiadanie. Na plus ciekawie przedstawione miejsce całej akcji i nasza bohaterka. Praca dosyć nietypowa, choćby za wstawki narratora, który sam zdaje się bohaterem tego opowiadania. Całość czyta się przyjemnie, co umilają dodatkowo humorystyczne wstawki. 

5. Katastrof Masaqra - LINK - I ostatnie już opowiadanie, jakie dostałem na tą edycję. I o ile zaciekawił mnie pomysł na fabułę to wykonanie bardzo rozczarowało. Stylistyka, błędy, układ tekstu - wszystko skutecznie odbiera przyjemność z czytania. A pomysł poniekąd wart porządnego opracowania. Zachęcam do dalszych ćwiczeń  - szczególnie nad techniką pisania - bo pomysłów jak widać nie brakuje.

Komentarze

  1. No to po kolei:

    Flame - Dobre opowiadanie. Jednak możesz zrobić z niego coś o wiele lepszego. Tyle tam wątków, tyle możliwości! Chętnie poznałbym genezę całej historii, gdyż w pospiesznie nakreślonych ram tego świata wynika, iż możesz w nim tworzyć a tworzyć. Tutaj wszystko działo się po prostu za szybko - zanim na dobre zdołałeś oczarować czytelnika konceptem, to opowiadanie już się skończyło. Nie zmienia to faktu, że czytało się bardzo przyjemnie. Mam jedynie dwie uwagi. Po pierwsze, dałeś demonowi zniszczenia osobowość władcy chaosu - za szybko zmieniał swoje podejście, jego niektóre decyzje wymykały się logice, podsumowując był po prostu za dobry. Zbyt pozytywna postać. Drugie zastrzeżenie dotyczy wrzucania angielskich słów w stylu "Nope". Dużo tego nie było, ale mimo wszystko nieco przeszkadzało w lekturze. Poza tymi potknięciami tekst jest dobry.

    Dolar84 - że niby kto?

    Nika - Coś pięknego! Klimat z opowiadania się wylewa, akcja, prowadzona z nutką tajemniczości wciąga niczym przysłowiowe bagno a zakończenie... zakończenie po prostu miażdży system. Wszystko w fanfiku dobrane jest idealnie, ale raz jeszcze powtórzę - kilka ostatnich zdań jest wprost idealnym podkreśleniem i zamknięciem. To opowiadanie kompletne. Bezwzględnie polecam!

    Mordecz - Tobie już skomentowałem na forum ;)

    Katastrof Masaqra - czytanie tego opowiadania sprawiło nieomal fizyczny ból. Cóż z tego, że pomysł był ciekawy, skoro forma zniszczyła jakikolwiek efekt... Ściana tekstu, gigantyczna ilość błędów, naiwne do bólu zachowania bohaterów i drętwe jak trzydniowy nieboszczyk dialogi po prostu odebrały każdą uncję przyjemności jaka mogłaby wynikać z lektury. Masa rzeczy do poprawy, ale skoro masz takie pomysły to pisz. Tylko, zaklinam Cię w imię Miłosiernegno Cthluhu, poważnie popracuj nad formą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Dolar za miłe słowo i krytykę. Co do osobowości i zachowań demona to się nie tłumaczę mea culpa, chociaż wątpię czy by się wiele zmienił gdybym go poprawił, ale kij z nim.
      To o czym chcę wspomnieć to wyciskanie tematu - jeżeli miałbym wyciągnąć z tej koncepcji jak najwięcej, to poza tym małym fanfickiem, napłodziłbym wielorozdziałowy prequel o konfliktach rasowo-militarno-ekonomiczno-społecznościowych. A na rzecz jednego opowiadania MMF po prostu nie chciało mi się w to angażować.
      Urwał nać, już drugi raz odwalam coś podobnego na MMF, powinni mnie za to zastrzelić.

      Usuń
    2. W takim razie zaangażuj się po MMF :D

      Ta historia ma w sobie naprawdę duży potencjał, a taki wielorozdziałowiec zawsze będzie mile widziany - szczególnie, jeżeli będzie napisany dobrze.

      Usuń
    3. Nie powiem, że o tym zaangażowaniu nie pomyślę, ale najpierw muszę poukładać sobie nieco życie i wypełnić pewne zobowiązania, które na mnie ciążą. Poza tym decydując się na coś tak dużego, musiałbym zrezygnować, lub zawiesić część innych moich dużych projektów, co byłoby dość bolesnym doświadczeniem.

      Usuń
  2. Dolar. Ta, Dolar. Dolar w Małym Fanfiku, co on tu robi, dlaczego, po co, jak, aleeee…
    W sumie to jest naprawdę zabawne, Dolcze, kiedy ma się z tyłu głowy, że to jest inicjatywa dla „stawiających pierwsze kroki w pisaniu”. Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy regularnie coś Kredkemu słać, wszystkich z MMF wymieciesz ^^.

    I tak, robię najgorszą, najwredniejszą, najbardziej źle widzianą rzecz pod słońcem – komentuję jeden wybrany tekst. Jestem taka zła, szczególnie że powinnam być tą, która takie działalności sprzeciwia się najbardziej. Ale spokojnie, poprawię się, obiecuję, chyba.

    Co do samego opowiadania (a może odpuszczę sobie komentarz, kto czyta dzisiaj merytoryczne komentarze, nawet nie pamiętam, czy ciągle umiem takie pisać): jest to spin-off do opowiadania, którego nie znam, ale to nieważne, bo jako samodzielny utwór jest bardzo dobre i czyta się naprawdę miło.

    Rozpisywać się nie będę, zresztą, autor po części moją opinię zna, więc jedynie w ramach bezczelnej promocji cudzej twórczości: styl jest bardzo „Dolarowy”, co oznacza, że opowiadanie charakteryzuje się rozbudowanymi opisami, które „płyną” w czasie czytania. Wszystko jest tu na swoim miejscu, klimat, jaki buduje autor, przenosi czytelnika gdzieś w okolice XIX wieku (ci, co lubią dzieła Prusa, poczują się zaspokojeni). Dostajemy idealnie oddaną rzeczywistość środowiska chirurgów pracujących w Equestrii, mamy Towarzystwo, nagrodę uznania za działalność oraz uroczystą kolację w lokalu dla śmietanki.

    Fabuła w sumie dość prosta, opiera się na przeżyciach jednego bohatera, na dwóch scenkach: przed i podczas wręczenia nagrody oraz potem, w domu, przy rodzinie. Poznajemy motywacje bohatera, poznajemy jego bolączki, mamy krótki zarys jego historii… no i mamy to, o co chodziło: piosenkę z narzuconego przez Kredkego tematu. Taaaak, Dolar, miałeś rację - to tak oczywiste, że absolutnie na to nie wpadłam ^^ Czy jednak poczułam się zawiedziona? Nie. Bardzo to ładnie wplotłeś w akcję, to było takie ciepłe i… fajne. Takie ludzkie i normalne. I tak, słyszałam tę piosenkę w wersji śpiewanej przez dziadka opiekującego się kotem Mikanem - i podczas czytania usłyszałam w głowie tę wersję ^^. Końcówka sprawia, że robi się ciepło na sercu, dodatkowo mamy propozycję, którą otrzymał główny bohater… A tytuł jest bardzo dobry, tak banalny, a stanowiący idealne podsumowanie całości - nie pomyślałabym, że miałeś z nim jakiekolwiek problemy ^^.

    Bardzo ładna obyczajówka z dobrymi, bogatymi opisami a’la Dolar, uroczy, skromny pan chirurg, którego można (trzeba!) polubić, bardzo prosty schemat fabularny, ale to nie jest żadna wada. Śliczny rodzinny obrazek i świetnie wpleciona piosenka. A za stronę techniczną masz dostateczny minus, znaj łaskę pani!

    Siadaj, zdałeś.

    Pozdrawiam,
    Madeleine

    PS. Błagam, BŁAGAM, usuńcie tego p… PODSKAKUJĄCEGO konia ze strony, w życiu nie widziałam niczego równie irytującego, miejcie litość, błagam, błagam, błagam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takich komentarzy warto pisać opowiadania :D

      Jestem uradowany, iż się podobało, a z doktorem Kopytovem jeszcze będzie okazja spotkać się w Progressio ex Machina. W bliżej nieokreślonej przyszłości...

      Co do tytuły - jest ledwie akceptowalny :D Ale nic lepszego nie udało mi się wymyślić.

      Jeżeli zaś chodzi o stronę techniczną to Gandzia już przeszedł przez opowiadanie gromiąc błędy ogniem i żelazem.

      Pozdrawiam odwetowo,
      Dolar84

      PS: Popieram wniosek o eksterminację różowej zarazy! Bezwarunkowo!

      Usuń
  3. No to również po kolei.

    Flame
    Hmm… tego… bardzo dobre! Ale jestem nieoc rozczarowany…

    Początek wrzuca czytelnika w środek (czy może raczej końcówkę, w tym przypadku) nieznanych wydarzeń, ale tłumaczy na tyle, że nie ma problemu żeby zrozumieć co w danym momencie się dzieje i co przeżywają postacie. Potem jest ten transkrypt konwersacji, niekonwencjonalny środek i nie wiedziałem co z początku myśleć, ale wyszedł naprawdę dobrze.

    W tym momencie nastawiałem się na coś porywającego, na progu domu pojawia się demon i... i... zgadza się na wszystko bez żadnej zapłaty? Eee...? Był między nimi jakiś konflikt, ale Fluttershy już dawno mu wybaczyła... eee? No i jeszcze John zostaje zamieniony w kucyka i przeniesiony do Equestrii, na co bez słowa przystaje... bo tak?

    Mój największy problem z tym: początek to świetne zawiązanie akcji, ale sama akcja nie istnieje; demon przychodzi i wręcza bohaterom happy end. Happy end, który następuje w połowie opowiadania! To opowiadanie mogłoby się sprawdzić nie tyle jako sequel, co jako epilog czegoś większego. Jako osobna całość, to niestety trochę za mało. A wystarczyłoby coś niekoniecznie dużego, jakakolwiek konfrontacja, choćby słowna. Jakikolwiek konflikt, który robiłby za „mięso” przedstawionych wydarzeń.

    Druga rzecz, wybaczenie. Wszyscy wszystkim wybaczyli... to dlaczego ta historia jeszcze się ciągnęła? Ja wiem, że demon zniszczenia czy chaosu ma niejako usprawiedliwienie dla jakiegokolwiek nielogicznego zachowania, ale ze strony Fluttershy... jeśli mu wybaczyła, to dlaczego nie próbowała się z nim skontaktować w sprawie powrotu do Equestrii? Jeśli mu wreszcie wybaczyła, to dlaczego wpadła w panikę gdy pojawił się na progu jej domu?

    No i w końcu przemiana Johna w kucyka... dlaczego i po co? Może gdyby to faktycznie była kontynuacja czegoś i wiedzielibyśmy więcej o postaciach i ich motywacjach, to widziałbym w tym jakiś sens. Tymczasem mamy tu młodego człowieka których chciał zostać demonem, ale został (wbrew własnej woli?) kucem i podreptał za Fluttershy do Equestrii. I Fluttershy nie ma co do tego żadnych zastrzeżeń? Ani słowem się nie zająknie o istniejącej rodzinie chłopaka, czy coś? Nie wiem, nie pojąłem do końca tego wątku.

    Jestem więc rozdarty, bo technicznie jest to bardzo dobre opowiadanie i opowiedziane w ciekawy sposób (niejasne wydarzenia z przeszłości i tylko sugestie co do roli postaci w nich), a jednocześnie brakuje mu tej najważniejszej części która powinna się znajdować między wstępem a zakończeniem.

    No ale ostatecznie, wrażenia mam jak najbardziej pozytywne. Tylko szkoda, bo było blisko...

    Dolar84
    Aww, nie fair. Tym razem opowiadanie jest jednym wielkim wstępem, który ucina się ogromnym cliffhangerem...

    Mimo wszystko, jak dla mnie całość działa bardzo dobrze, nawet jeśli jest głównie jednym wielkim opisem, w którym nie za wiele się dzieje. Wzbudza emocje, a to najważniejsze. Właściwie to jestem zdziwiony, bo ze względu na zawartość nie spodziewałem się, że opowiadanie mi się spodoba, tymczasem kończyłem je z bananem na twarzy.

    Jeśli miałbym się czegoś czepiać, to miejscami doboru niektórych słów, który nie zawsze najlepiej komponowały się z resztą zdania. Ale to może kwestia osobistego gustu.
    No i nawiązanie do tytułu w wypowiedzi Smoke’a jest naprawdę wymuszone...

    Za to budujące świat opisy są naprawdę nienahalne i całkiem sporo udało się ich wrzucić bez zbytniego rozmycia i odrywania od głównego wątku, co się chwali.

    Nie sądzę, żebym potrafił z siebie wydobyć taki entuzjazm jak Madeleine, a co dopiero przelać go w tekst, więc po prostu powiem, że jest dobrze, bardzo dobrze. :)


    Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nika
      To dzieło miało dla mnie formę grawitacyjnego leja, który na początku był w ogóle nieodczuwalny, by w pewnym momencie cisnąć mną z wielką siłą przez kolejne strony.

      Emocje przelane w dialog kucyków są wręcz fenomenalnie, tak jak obcy punkt widzenia bohaterki. Niesamowite. Chwytające za gardło i wciskające fotel.

      Pomyśleć, że po przeczytaniu pierwszej strony spodziewałem się jedynie morza pretensjonalności.
      To chyba jedyna, ale dość poważna wada. Od rozpoczęcia dialogu jest już super i opowiadanie pokazuje swoją siłę, ale początek jest tak bardzo potwornie przegadany... zbyt dużo słów w tym opisie nie służy niczemu, poza rozwleczeniem i dodaniem fałszywej "poetyckości". To naprawdę niepotrzebne. Gdy ten styl zostaje porzucony na rzecz dialogu z krótkimi opisami, wszystko zyskuje niesamowicie.

      Gratuluję debiutu, bo to opowiadanie naprawdę jest wyjątkowe.

      Katastrof Masaqra
      Zacznijmy może od tego, że ortografia, interpunkcja i tym podobne, leżą i kwiczą w ogromnej kałuży krwi. Jest tragicznie.

      Niemniej, da się przeczytać i muszę przyznać, że niektóre elementy są dobre. Sam pomysł jest intrygujący, przedstawione wydarzenia i postaci całkiem ciekawe. Jednak za szybko i za łatwo porucznik zmienia front, a zakończenie to już rasowe deus ex machina, błe. Choć przyznam, że przed samym zakończeniem zrobiło się nawet emocjonująco, plus za to.

      Opowiadanie ma w sobie potencjał, ale przed tobą długie szlifowanie formy, zarówno tej ortograficzno-interpunkcyjnej, jak i logicznego składania wydarzeń.

      Usuń
    2. Mordecz
      No i ostatnie opowiadanie. Właściwie to nie ostatnie, ale wczoraj je pominąłem, widząc że nie będę w stanie przez nie przebrnąć.

      Więc może od razu przejdę do ogromnego, kolosalnego wręcz minusu, który poprzednio udaremnił mi próbę przeczytania: sposobu, w jaki to jest napisane.

      O ile w opowiadaniu Krzysztofa Masaqry styl i logiczność kulały, to historię dało się śledzić raczej bez problemów. Tutaj jest... odwrotnie, powiedziałbym. O ile forma jest całkiem-całkiem, a fabuła trzyma się kupy, to... właściwie nie potrafię tego określić inaczej, jak tylko stwierdzając, że opowiadanie zdaje się być napisane przez obcokrajowca, który polskie słowa zna, ale nie do końca rozumie, jak się je składa w zdania.
      Kwiatki pokroju "Nie potrafiła sprostać z myślą o takiej porażce", "podstawiła krok do przodu, co skwitowało mocniejszym zaciśnięciem pętli.", czy słowo "majaki" użyte, jakby było synonimem "jęków"... jest tego o wiele więcej i praktycznie co drugi akapit musiałem czytać dwukrotnie, żeby upewnić się, że dobrze rozumiem co autor miał na myśli. To męczące, bardzo męczące.

      Drugą rzeczą był miejscami humor. Zdaję sobie sprawę, że to kwestia bardzo osobista, ale nie zaśmiałem się ani razu z prezentowanych dowcipów, a czasem wręcz miałem ochotę walnąć głową w biurko z zażenowania, szczególnie przy tych kawałkach, których jedyną puentą było to, że zawierają słowa kojarzone powszechnie z seksem. To... słabe.

      No i jako wisienka to, że jakiekolwiek nawiązanie do tematu MMF (poza dosłownym zacytowaniem piosenki) pojawia się tylko na ostatniej stronie i jest jakby wciśnięte na siłę.

      No dobra, a co mi się podobało? Świat! Przedstawiony świat jest fascynujący! Oryginalny! Chciałbym powiedzieć, że czytelnik został w niego świetnie wprowadzony, ale biorąc pod uwagę problemy jakie miałem przy dekodowaniu treści, nie mogę tego zrobić.

      I właściwie tak mógłbym podsumować całość. Przypominała okno do cudownego, obcego miejsca, które ktoś zarysował, zachuchał, a potem jeszcze chlusnął na nie farbą. Co tylko pogłębiało frustrację, bo naprawdę chciałem się w ten świat zanurzyć, ale konieczność korekty na bieżąco, żeby cokolwiek zrozumieć, skutecznie burzyła klimat na każdym kroku.

      Naprawdę chciałbym zobaczyć więcej opowieści z Nenji. Ale napisanych bardziej trzeźwo.

      Mordecz, wiem że potrafisz pisać. Co się stało?

      Usuń
    3. Może to po prostu była reakcja obronna na ch... fanfika ch... pisarza? Muszę znaleźć jakiegoś korektora z sadomasochistycznymi skłonnościami do biczowania się parówkami, żebyś przez przyszłe opowiadania nie walił głową w klawiaturę, nie dowierzając w trywialność popełnionych błędów.

      Skoro pytasz się, co wpłynęło na tak niską jakość opowiadania, raczę odpowiedzieć:
      1. Obudzenie się na trzy dni przed terminem i zakończenie pisania bez korekty kilka godzin po terminie
      2. Problemy psychosomatyczne autora i wiążąca się z nimi chęć do wyładowania frustracji na forum publicznym w charakterze napisania opowiadania
      3. Nieumiejętne przedstawienie formy

      Przyjąłem założenie, że narrator opowiadania jest tożsamy z główną bohaterką opowiadania - obydwoje są aroganccy, dziecinni, mówiący co chcą i kiedy chcą, nie bacząc na odbiorców wygłaszanych treści. Zabieg stylistyczny mógłby się udać, gdyby autor pomyślał chociaż chwilę nad tekstem albo nigdy się do niego nie zabierał. Cóż, stało się - ekskrement został wydany.

      Więcej rzec nie mogę, zresztą to nie ma nawet sensu - straciliście jeno czas na lekturze wątpliwej jakości.

      Z mojej perspektywy opowiadanie też nie trzyma się ładu i składu - pokonanie 80% treści nie łączy się z nikłą puentą zawartą pod sam koniec. Nie ma nawet słowa wyjaśnienia, co może dolegać Racy, skąd wynikają jej zaburzenia percepcji, dlaczego uznała piosenkę z pozytywki za powód do pójścia do archiwum, zamiast do domu po schabowego... Nie uznałbym czasu za stracony tylko w przypadku, gdy problemy głównej bohaterki wynikały z akcji lektury, a nie wyobrażenia autora co do słuszności niedopowiedzianych faktów. Całą opowieść można sparafrazować do zbudowania domu, jedząc wyłącznie pomidora i nie mówiąc słowem o wynajętej ekipie budowlanej.

      Ponadto całość jest pisana na trzeźwo... Być może najwyższy czas popaść w ciężki alkoholizm, żeby wreszcie zacząć pisać z sensem...

      Ciekawostka - liczyłem na to, że kiepska lektura da mi te "upragnione" komentarze od większej ilości czytelników, ot chociażby te pogardliwe. Poza standardowym gronem nikt się nie zainteresował... Ech, nawet nie potrafię napisać spier... historii o dużej ilości odpowiedzi...

      Jak to zazwyczaj u mnie bywa - w każdym kłamstwie znajduję ziarnko prawdy, a w porażce upatruję sukces. O Nenji jeszcze usłyszysz, podobnie zresztą o bohaterach nią reprezentujących. Jak zresztą zauważyłeś - miałem dostatecznie dużą determinację, żeby napisać od nowa Szkatułę, więc nic mi stoi na przeszkodzie, żeby marnować czas na próbie odtworzenia historii z Racy Breath w roli głównej.

      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Cieszę się, że fanfik się spodobał.

      Masz rację - jest to swego rodzaju "wielki wstęp", ponieważ niecnie wykorzystałem okazję, by przedstawić nowego bohatera, który w swoim czasie wejdzie do gry w "Progressio ex Machina".

      Natomiast co do tego nieszczęsnego nawiązania - mówiąc szczerze, miałem poważne problemy z tytułem i dopiero po napisaniu słów Irona uznałem, że ta operacja będzie... nazwijmy to, akceptowalna. Niestety wyszła z tego wspomniana przez Ciebie niezręczność. Cóż mogę poradzić? Tytuły zawsze były moją bolączką, niemal tak wielką jak interpunkcja :D

      Przy okazji bardzo dziękuję za uwagi w tekście - były wielce pomocne.

      Usuń
  4. Drogi Wielki Redaktorze,

    Dzisiaj nauczyłem się wielu rzeczy o sztuce pisarskiej. Mały eksperyment, którym było wprowadzenia czytelnika w niejasną fabułę, z jednej strony okazał się sukcesem: czytelnicy czuli, że świat przedstawiony jest tak naprawdę o wiele głębszy niż budowany w tekście i tyle. Druga strona medalu tego eksperymentu, była jednak bardzo kosztowna. Czytelnicy poczuli się zagubieni, mieli więcej pytań i odpowiedzi, a postaci, których zachowanie było spowodowane wydarzeniami, jakich czytający nie znali, w zamkniętym opowiadaniu zachowywali się bardzo nielogicznie i randomowo.

    Dalej stwierdzam też, iż rozkminienie i napisanie opowiadania w ciągu 5 godzin od ogłoszenia tematu jest osiągnięciem. Jednakowoż, udowadnianie samemu sobie, iż potrafi się przekraczać własne słabości i ograniczenia nie powinno się odbywać kosztem osób postronnych, czyli biednych odbiorców tekstu. Priorytetem więc, poza własną zabawą i zaspokojeniem weny twórczej powinien być też czytelnik w całej swej czytelniczej osobie. Przez co winienem w przyszłości, kłaść większy nacisk na odbiór dzieła i poświęcić mu tym samym więcej czasu, aby również i czytający czuli się nim usatysfakcjonowani.

    Poza tym, jeżeli chodzi o jeszcze bardziej osobiste nauki. Coś takiego jak „klimat” opowieści zawsze wiązał mi się z indywidualnymi odczuciami odbiorcy, więc zawsze odsuwałem go na dalszy plan, na pierwszy wyciągając charaktery postaci i ich naturalne zachowanie. Okazało się to nieodpowiednim zabiegiem, albowiem klimat nie powinien być czymś co łatwo przychodzi i odchodzi, a być winien kierunkowskazem opowiadania. Muszę się więc poprawić na tym polu, nie wiem tylko jeszcze w jaki sposób, ale mam już pewne pomysły, które pomogą mi ewoluować moje wcześniejsze podejście do tego tematu.

    Przyznam się też, iż po tej publikacji MMF czuję się jakbym był ekstremalnie niepowołany do skomentowania dzieł innych autorów. Tym niemniej, wiem, że powinienem się przemóc i każdemu, choćby ze zwykłej uprzejmości, napisać coś od siebie. Także zabieram się do czytania oraz przemyśleń innych tekstów tu zebranych.

    Your faithful writer,
    Flame

    PS: Już czekam na kolejny MMF, żeby wykorzystać swoje nowe doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, nie wiem czy ktoś jeszcze czyta komenty, tyle dni od publikacji ale jadę z tym koksem:

      Dolar84 - Nie będę omawiał strony technicznej (pod tym względem jestem na niższym poziomie niż Dolar także nie będę się podkopywał) ale namazam swoje osobiste odczucia. Po pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to coś co określam "ciężkim stylem pisania" i broń Celestio to nie jest błąd, ani wyrzut z mojej strony. Po prostu teksty dzielę na "lekkie", gdzie słowa udaje mi się chłonąć jak gąbka wodę i płynąć z prądem, oraz "ciężkie", gdzie autor zmusza mnie do koncentracji i zabrania się rozpraszać. Dolar więc sprawił, że myślałem (dla idiotów sprawa bolesna, ale rozwijająca). I teraz tak: klimat opowiadania był spoko, spodobały mi się niektóre smaczki (Blade Runner mnie wręcz zabił) w postaci nawiązań i drobnych koncepcji (zaznaczenie niezręczności kopytowej kucyków), nie przeszkadzało mi też, iż jest to tzw. spin-off, albowiem dostałem na tacy wszystko co chcę wiedzieć, a nawet więcej. Ogólnie rzecz biorąc dobra robota!

      Nika - Mam nieodparte wrażenie, że ktoś tu trafił w gusta Kredke i to headshotem. Teoretycznie o gustach się nie dyskutuje, ale jakże mam się teraz zamknąć, skoro mam rzec co mi się podobało, a co nie? Więc - całe opowiadanie przebrnąłem zadając sobie pytania, w pewnym monnecie zacząłem szarżować ku dołowi tylko po to, by dostać jedno imię głównej bohaterki, a ten cały bełkot poukładałby mi się w jedną całość. I w końcu dostałem, zaskakujący i kontrowersyjny plot-twist, który nadał wszystkiemu sens i odpowiedział na moje wszystkie pytania. Sęk tylko w tym, iż zamiast zaklaskać w dłonie z radości, stwierdziłem z ulgą "w końcu!". Bo teraz tak, prawdopodobnie to moja wina, ale ze wcześniejszych fragmentów przeżyć głównej bohaterki wyciągnąłem bardzo niewiele. Chciałem jakiegoś opisu, jakiegoś obrazu, który roiłby mi się po głowie - nie znalazłem. Chciałem jakichś przemyśleń, konkluzji - nie dostałem. Owszem, było sporo emocji, tych pustych kamiennych emocji, które idealnie pasują do głównej bohaterki, ale byłem głodny obrazów i myśli jakie się za nimi kryją. (Tak bardzo czuć hejt na najbardziej lubiane opowiadanie, lol, nie brać do siebie, zazdrosny po prostu jestem)

      Tymczasem, czytam dalej...

      Usuń
  5. Flame:

    To było naprawdę urocze.

    Powiem tak: opowiadanie nie jest wybitne, ale zdecydowanie plasuje się powyżej średniej. Temat zinterpretowany dość luźno, uniwersum niejasne, ale wszystko ładnie się zapętla i z łatwością można się wciągnąć w klimat, bardzo urocza akcja, Fluttershy taka jak trzeba, ładny motyw z tymi demonami… Trochę mi zazgrzytało, że po tylu, tylu latach wszystkie Mane 6 (jak zawsze) ciągle są razem, że nawet żadna z nich nie umarła po drodze ze starości, że Equestria wygląda tak, jakby zastygła w czasie… Ale cóż, nieważne, to nie jest aż tak rażące. Całkiem dobrze ci to wyszło, chociaż w pewnych miejscach miałam wrażenie, że akcja pędzi na łeb na szyję (zwłaszcza chodzi tu o rozmowę chłopca, Flutter i demona, wszystko potoczyło się strasznie szybko i ciężko było poczuć te emocje, które teoretycznie powinny tam być). Opowiadanie jest trochę za krótkie, ale zapewne problem stanowił deadline, nie przejmuj się tym. Po prostu następnym razem postaraj się opisywać wszystko… dogłębniej. Tak, jak ty byś chciał, żeby zostało to opisane przez twojego ulubionego powieściopisarza. W końcu czytelnik marzy o tym, by wciągająca lektura trwała długo, nieprawdaż?

    Nie powiedziałabym, że fik rozczarowuje, może po prostu widać, że nie masz jeszcze wielkiego doświadczenia. Z drugiej strony, wyraźnie wyziera z tego krótkiego tekstu duży potencjał – pomysł miałeś bardzo dobry, nieźle oddałeś charaktery bohaterów, mamy wątek komediowy i demona, głównego sprawcę przygód i kłopotów… a właśnie, przy nim się zatrzymam na moment. Demon to naprawdę doskonała postać, polubiłam go strasznie! Taki frywolny i zabawny. A dyskusja z Johnem to najlepsza część opowiadania, jest po prostu… idealna. Czytałam i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, to było takie miłe i fajne.

    I jeszcze zaskoczyłeś mnie faktem, jakie pobudki tak naprawdę kierowały nastolatkiem… Przeczytałam i powiedziałam głośno: „Wow”. Że się odważyłeś zrobić bohatera, który nie jest doskonały w każdym calu i bywa egoistyczny jak cholera… super! Doskonale, genialne, szczególnie że bohaterem był kilkunastoletni smark. Bardzo, bardzo dobrze, dzięki temu cały tekst nabrał wiarygodności, a do postaci chłopca, paradoksalnie, nabrałam niemałego szacunku i poczułam do niego sympatię.

    Ale podobnie jak StyxD nie rozumiem, po co John został zamieniony w kucyka. Może po to, żeby go trochę ukarać? Utemperować? Nie wiem, to zostało opisane zbyt lakonicznie… a może po prostu demon, jak to demon, chciał zrobić psikusa, chciał pokazać, że nie można z nim zadzierać, bo nie jest misiem do głaskania i jest nieprzewidywalny jak kot?

    Mnie osobiście nie przeszkadzało, że opowiadanie jest wyraźnie wyrwane z większego kontekstu i że akcja wydaje się urwana (wszak w przypadku opowiadania Dolczego było podobnie, to spin-off). Może jedynie to zakończenie… cóż, wiem, że takie miało być. Trochę naiwne, trochę naciągane, ale miało być szczęśliwie, jest szczęśliwie, ale nie różowo, tylko lekko i pastelowo. Okej.

    W ogólnym rozrachunku to opowiadanie zasługuje na pochwałę – za pomysł, za fajne, ciepłe postaci, za demona i Johna (<3), za całkiem ładne wykonanie, chociaż to ostatnie nie wybitne… Cóż, w skali szkolnej mocna czwórka. I uśmiech na marginesie ^^.

    Madeleine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katastrof Masaqra:

      Nie chcę być złośliwa, ale nick autora (który do tej pory czytałam, nie wiedzieć czemu, jako Kara Mustafa) jest również idealnym podsumowaniem strony technicznej tego fika… To jest jakaś tragedia. Zostało to już wspomniane kilka razy, ale interpunkcja leży, strona wizualna fika leży, błędy typu „otwożyć”, „drógi”, „obużony”, „puki”, „ksiąrze”, „żuciła” (no błagam!), zły zapis dialogów, brak spacji, musiałam sobie zapisać ten plik i po swojemu ustawić marginesy, akapity i justowanie, bo tego naprawdę nie dało się czytać.

      Dobra, jadu trochę poszło, wypadałoby się też wypowiedzieć o treści.

      Na początek fragment, który mi mocno zgrzytnął: przesłuchanie Crystala przez Wiktorię, zaraz na początku opowiadania. Pod koniec Wiktoria pęka i mówi o swoim dzieciństwie, o tym, ja ufała kucykom i je kochała jako dziecko, a teraz się nimi brzydzi… Fajnie oddane emocje (a zdanie o rękach, które ściskały pluszaki i których teraz się brzydzi, jest mocne i dobre), ale na Boga, TO ONA MIAŁA PRZESŁUCHIWAĆ JEGO. Tak się tego nie robi, okazała słabość swojemu wrogowi, opowiedziała mu o swoich motywacjach i bolączkach, no proszę cię… I niby jest taka doświadczona w tym, z każdego wyciągnie informacje? Skoro tak, dlaczego nie poszła w drobne tortury? Albo chociaż te wszystkie sztuczki mające na celu złamanie woli więźnia? Zamiast tego sama zaczęła się zwierzać, dupa a nie pani jenerał czy inny porucznik…

      Te oznaczenia [prolog] i [/prolog], [epilog] i [/epilog]… Tak, strona techniczna tego fika naprawdę jest martwa. Mówię serio.

      „-To nie jest dobry pomysł ale jedyny. Ten.. książe. On jest inny. Czuje to że nie pójdzie po dobroci. Podczas przesłuchania w pewnym momencie zamilkł. Nikt tak nie robi. Powiedział że nic nie powie i na tym skończyło się przesłuchanie.”

      Co? Błagam, błagam, problem dla niej stanowił fakt, że więzień zamilkł w trakcie rozmowy? „Przesłuchanie się skończyło”? Skończyło?! To ona powinna decydować o tym, kiedy przesłuchanie się kończy, a nie ten, którego przepytuje!

      To razi, ponieważ przedstawiasz ją jako mistrzynię w swoim fachu, a tutaj się okazuje, że jej wychodzi, owszem, ale tylko wtedy, kiedy pojmani są skłonni do współpracy i przy herbatce opowiadają o swoich oddziałach, broni, partyzantce, ofiarach, portalach, zamiarach i wszystkich innych rzeczach.

      Już nie mówiąc o tym, że wysoko postawiona wojskowa gani wartownika za to, że kupił dla niej drogie papierosy… Siedzę i wzdycham, ta postać jest taka niedorobiona i tak strasznie nie da się jej lubić.

      Wiktoria poszła do stajni, w której znajdowali się wrogowie… Tak po prostu tam weszła. Sama. To jest najgłupsza rzecz, o jakieś słyszałam. Gdyby kucyki chciały, dostałaby w łeb zanim zdążyłaby wyciągnąć broń, którą, mam nadzieję, że sobą wzięła (oprócz za drogich papierosów) i zanim wartownik, który – mam nadzieję – stał na czatach, zdążyłby chociaż zakląć.

      „Widać było że jej prowokacje nic tutaj nie zdziałają bo Crystal potrafił napawać każdego pozytywną energią.”

      Dużo im da ta pozytywna energia w obliczu uzbrojonych ludzi. I jeszcze może źrebięta nią nakarmią.

      Usuń
    2. Po prostu drażni mnie ta Wiktora, do tego stopnia, że złośliwość mi się uruchamia, bo jest postacią potwornie płaską i źle skonstruowaną, bez rozsądku, bez pomyślunku, bez niczego, co można by uznać za fajne. Pani porucznik rozpłakała się sążniście po tym, jak Crystal zaśpiewał piosenkę, która przypomniała jej kiepskie dzieciństwo… Czy taki ktoś może dowodzić w armii? Proszę cię. Ona NIE MIAŁA PRAWA okazać słabości (kolejny raz) przed WROGIEM! Powinna stłumić uczucia, a potem ewentualnie urżnąć się w swoim gabinecie, bez przesady, w tej sytuacji to nie ona dominuje, chociaż to ona powinna być panią sytuacji. Nawet rozumiem zamysł, że chciałeś uczynić tę postać ciepłą, dobrą, twardą, ale mającą uczucia… nie wyszło. Tak bardzo nie wyszło, że nie potrafię wyrazić, jak bardzo Wiktoria jest beznadziejna jako bohaterka fika.

      Kiedy Crystal po jej ataku histerii wyznał w końcu, gdzie się udają i po co, przez chwilę myślałam, że Wiktoria WRESZCIE zachowa się jak na dowódcę przystało i wykorzysta tę wiedzę przeciw niemu… Ale cóż, jednak nie. Okazało się, że Crystal naprawdę ją przekonał i że naprawdę próbowała pomóc partyzantom… Przemiana dowódczyni to dość ciekawy temat na opowiadanie, ale u ciebie zostało to opisane tak lakonicznie i naiwnie, że wyszła tragedia, przykro mi. Nic tutaj nie jest na swoim miejscu, Wiktoria jest płaska jak kartka papieru, kucyki to postacie kryształowe i bez wad, a samo zakończenie jest dość zaskakujące, za co plus, ale znowu nieco bezsensowne, bo Twilight odnalazła portal po drugiej stronie DOKŁADNIE na kilka chwil przed egzekucją księcia…

      Nie, nie, nie, to opowiadanie jest bardzo, bardzo złe i nie ratuje go nic, po prostu nic.
      I nie, nie chciałam, żeby ten komentarz cię zabolał (choć pewnie tak się stało). Ćwicz, pisz, próbuj, pomysły masz niezłe, ale zdecydowanie potrzebujesz treningu i kogoś, kto ci pomoże, bo na razie jest źle, nie ma co się oszukiwać. Ale nie zniechęcaj się, bycie w czymś do bani jest ponoć pierwszym krokiem do bycia w czymś mistrzem (napisała Madzia po elaboracie o tym, jak bardzo fik jej się nie podobał i dlaczego ciężko się przez niego przebić, ech).

      Madeleine

      Usuń
  6. Czy tu ma miejsce jakiś zorganizowany trolling?

    Znowu mam zastrzeżenia co do pracy, nad którą wszyscy się rozpływają. Poprzednio miałem zarzuty do prac Madeleine, że mają kiczowatą i pompatyczną fabułę. Nie podobał mi się ten klimat, ale nie mogłem mieć zastrzeżeń do bardzo dobrego kunsztu pisarskiego. Po prostu do mnie to nie trafiało, ale rozumiałem, że innym mogą się takie opowiadania podobać.

    Tym razem, jednak nie rozumiem zachwytów nad pracą Nika/Niki. Większego bełkotu dawno nie czytałem.

    Bełkot i jeszcze raz bełkot. Na ten bełkot nałożona zostaje jeszcze nieczytelna narracja. Domyślam się, że wiele zastosowanych w tekście zabiegów miało na celu budowanie swoistego artyzmu, ale kompletnie to się autorowi/autorce nie powiodło. Dla mnie to pseudoartyzm. Nadęty styl i nikła treść.

    Zostawienie na sam koniec informacji o tożsamości bohaterów miało być punktem kulminacyjnym opowiadania. Mocnym uderzeniem, który zapisze się w pamięci odbiorców. Niestety moje emocje były bliższe irytacji, że musiałem przemęczyć się (tak, przemęczyć - mimo tylko tych kilku stron) przez cały tekst, żeby zrozumieć o co w ogóle chodzi. I to nawet nie do końca.

    Myślałem nawet, że to wszystko przez późną porę czytania fika, ale nie. Przeczytałem go następnego dnia jeszcze raz (ze świadomością o tożsamości bohaterów) i nadal ten fanfik jest chaotyczny i mało czytelny.

    Domyślam się kilku przyczyn takiego stanu rzeczy. Jak już wspomniałem - brak tożsamości bohaterów. To natomiast implikuje drugi problem - sposób przedstawiania ich. Niby jest podział na klacz i kucyka, ale tego trzeba się domyślić. Klacz i kucyk to jest to samo. Gdyby ktoś się nie domyślił, że autor zastosował taki podział ról, to dla zwykłego czytelnika opowiadanie jest chaotyczne i niezrozumiałe. To tyczy się także dialogów, gdzie trzeba się domyślić, kto jaką kwestię wypowiada.

    Dla spotęgowania chaosu autor dla "kuca" stosuje uparcie rodzaj męski czasowników, mimo, że mamy do czynienia z drugą klaczą. Dlatego mamy takie kwiatki jak: "Chciałam tylko zobaczyć, gdzie idziesz – powiedział po pewnym czasie". Zapewniam, to wcale nie pomaga czytelnikowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby tego było jeszcze mało, mamy narratora, który zamiast ogarniać narrację, to tylko ją jeszcze bardziej komplikuje. Już mi się odechciało analizować ten tekst, więc nie wiem kim jest narrator i jaką rolę pełni. Na pewno to nie jest typ narratora tzw. wszechwiedzącego. Mamy więc wstawki, które niczemu nie służą.

      Narrator się angażuje w akcje i wtrąca swoje przemyślenia. Narrator żywo reagujący na wydarzenia w opowiadaniu, który zadaje pytania, dotyczące toczącej się akcji. Po co to? Nie mam pojęcia. Tylko burdel się w tekście robi.

      No i chyba najgorsza cecha narratora (z resztą nie tylko jego) to przerywane zdania. Ja wiem, że przez to się buduje klimat tajemniczości i wzbudza u czytelnika zainteresowanie niektórymi niedopowiedzeniami. Ale jednak trzeba zachować pewien umiar! Liczba takich pourywanych zdań, niby niedopowiedzeń jest ogromna. Miało być artystycznie, a wyszło pompatycznie, pseudoartystycznie i po prostu irytująco. Już zrozumiałem, czemu na karachanie wielokropek zastępowany jest frazą "ruszam psa jak gra". Bo nadużywanie wielokropka jest cholernie irytujące.


      Pompatyczność, nadęty styl, chaos i pseudoartystyczne niedopowiedzenia - to czyni ten fanfik trudnym do ogarnięcia. I jeszcze gdyby było co ogarniać! Bo sama treść też raczej nie powala. Zrobienie z jednej z bohaterek jakiegoś upośledzonego golema to nie jest pomysł, który mi przypadł do gustu.

      Treść jest taka sobie (to już kwestia gustu), a forma wręcz okropna. Gdy dochodzi do dialogu jest już nieco lepiej, bo nie ma miejsca na pseudo-poetyckie teksty, jakimi są wypełnione pierwsze strony opowiadania. Dla przykładu:
      "Otworzyła oczy i wzięła głęboki oddech. Ach, jakie to było nieprzyjemne. Jakby jakiś wiatr, rozegnany i dowcipny, zechciał zrobić jej figla, wykorzystując jej słabość, setkę ran minionych chwil."
      Od takich rzeczy aż mnie skręca w żołądku i wykrzywiam się w żałosnym uśmiechu zażenowania.

      Pewnie zaraz pojawią się opinie, że jestem za głupi i po prostu nie rozumiem tego wspaniałego dzieła. Ale ja odpowiem tak: jeśli praca jest mało zrozumiała i niejasna, to wcale nie świadczy to o pracy, że jest wybitna, inteligentna, zbyt ambitna dla zwykłego czytelnika. Nie, to świadczy o tym, że autor nie potrafił w sposób jasny zakomunikować tego co chciał czytelnikom.

      Istnieją filmy, które ciężko zrozumieć. Ciężko zrozumieć ich przesłanie, albo zawartą w nich zagadkę. Tutaj natomiast mamy do czynienie z nieczytelną pracą, która ma niewiele do zaoferowania. Gdy analizuje się filmy np. Lyncha, to ludzie się domyślają, co chciał nam reżyser w swoim filmie przekazać? Jakie przesłanie, jaki morał? Gdy analizuję pracę Niko/Niki to domyślam się, co się w ogóle dzieje?

      Usuń
    2. Nie zgodzenie się z opinią większości o bezwzględnej wspaniałości jakiegoś fanfika to zacny krok, biorąc pod uwagę że spora część tego fandomu zdaje się mieć tendencję do uwielbiania przegadanych i przefilozofowanych dzieł.

      (Co może brzmi jak hipokryzja z ust kogoś kto się nad pracą Niki zachwycał, ale dla mnie jest to wyjątek. Wciąż nie mogę się nadziwić, że tak mi się spodobała :D )

      Niemniej, gusta gustami, ale z dwoma rzeczami które napisałeś muszę się nie zgodzić pod kątem - przynajmniej według mnie - całkiem obiektywnym.

      "Dla spotęgowania chaosu autor dla "kuca" stosuje uparcie rodzaj męski czasowników, mimo, że mamy do czynienia z drugą klaczą."
      To akurat wynika z zasad języka polskiego. "Kuc" jest rzeczownikiem rodzaju męskiego i według niego odmienia się pozostałe części zdania. Tak samo jak np. "człowiek" jest rodzaju męskiego niezależnie od płci człowieka, czy "osoba" jest rodzaju żeńskiego niezależnie od płci osoby (np. "mój brat jest dobrą osobą").
      Więc może w tym przypadku nie pomaga to zrozumieć przekazu (choć akurat mi rozróżnienie postaci przez rodzaje wydało się ciekawym pomysłem), ale nie traktuj też tego jakby autor(ka) specjalnie stosował ten zabieg do zmylenia czytelnika.

      "Już mi się odechciało analizować ten tekst, więc nie wiem kim jest narrator i jaką rolę pełni."
      To akurat jest bardzo pospolity narrator trzecioosobowy "przywiązany" do pojedynczej postaci (niestety nie nam fachowej nazwy na ten typ), który zna jej punkt widzenia i przytacza jej myśli. Może tutaj tego przytaczania myśli jest więcej niż zazwyczaj, ale to nie zmienia faktu że ten typ narratora pojawia się bardzo często w fikach i książkach. Toteż zarzuty że "narrator angażuje się w akcję" są nieuzasadnione.

      Usuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty